Philadelphia 76ers – Power Ranking ZKNBA 2020/21 (11.)
Przed nami już tylko pierwsza dziesiątka Power Rankingu! A na szczycie drugiej dziesiątki Philadelphia 76ers – czyli zespół próbujący wycisnąć co się tylko da z duetu Embiid-Simmons.
30. Cleveland Cavaliers
29. Oklahoma City Thunder
28. Detroit Pistons
27. New York Knicks
26. Chicago Bulls
25. Sacramento Kings
24. Orlando Magic
23. San Antonio Spurs
22. Charlotte Hornets
21. Minnesota Timberwolves
20. Memphis Grizzlies
19. Washington Wizards
18. New Orleans Pelicans
17. Atlanta Hawks
16. Houston Rockets
15. Indiana Pacers
14. Golden State Warriors
13. Phoenix Suns
12. Utah Jazz
11. Philadelphia 76ers
Rotacja:
PG: Ben Simmons / Shake Milton / Seth Curry
SG: Matisse Thybulle / Tyrese Maxey / Isaiah Joe
SF: Danny Green / Furkan Korkmaz / Terrance Ferguson
PF: Tobias Harris / Mike Scott
C: Joel Embiid / Dwight Howard / Tony Bradley / Vincent Poirier
trener: Doc Rivers
To, że boiskowe połączenie Simmonsa z Embiidem nie jest najbardziej trafione, powtarzamy we wszelkich dyskusjach już od dawien dawna. Trzeba jednak mieć świadomość, że to wciąż dwa bardzo duże talenty i poukładanie odpowiednio ich wspólnej gry – czyli zminimalizowanie niedociągnięć, które generuje ich zestawienie – może skutkować wejściem na naprawdę wysoki poziom. Możemy wyjść z założenia, że Brett Brown zrobił wszystko co się tylko dało i to już jest max Sixers w z takim duetem liderów. Można też jednak założyć, że Brown nie poradził sobie najlepiej i nowy trener w osobie Doca Riversa ma tutaj pole do poprawy. Zwłaszcza, że zaszły jednak pewne zmiany kadrowe.
W minionym sezonie Sixers byli w trzeciej dziesiątce pod względem liczby oddawanych trójek (choć trafiali je na niezłej skuteczności 46,8%). Nie było to zaskoczenie biorąc pod uwagę, że ich podstawowy rozgrywający nie rzuca w ogóle. Ich nominalny center natomiast potrzebuje przestrzeni. Nowy generalny manager – Daryl Morey – rozumie to jak nikt inny i ściągnął do składu kilku strzelców. Taki Seth Curry czy Danny Green powinni z miejsca poprawić spacing, a co za tym idzie otworzyć grę pod koszem dla obu liderów, którzy to właśnie tam czują się najlepiej. Odeszli jednak Josh Richardson i Al Horford – zawodnicy, którzy dawali jakość po bronionej stronie parkietu. Nie powinno być to wielkim kłopotem w defensywnym rotowaniu na obwodzie – czy to wspomniany Green, czy Thybulle, czy Ferguson, są w stanie efektywnie kryć poruszających się po obwodzie zawodników rywali. Problemem paradoksalnie może okazać się obrona podkoszowa. Paradoksalnie, bo przecież Joel Embiid i Ben Simmons mierzą wyraźnie ponad 200 centymetrów a i ważą swoje. Al Horford większość czasu spędził w zeszłym sezonie jako center – zmiennik Embiida. Z drugiej jednak strony, grająca najwięcej wspólnych minut piątka (ponad 246 minut razem na parkiecie) to taka z Embiidem i Horfordem grającymi jednocześnie. Ten duet, w połączeniu z Simmonsem grającym na obwodzie, dawał bardzo dużo wzrostu i masy, które pomagają w obronie. Horford mógł spokojnie wyjść i zeswitchowac zasłonę z Simmonsem, pozwalając zostać Embiidowi w okolicach obręczy. No ale też jako zmiennik na centrze Horford dawał dużo swoją mobilnością i zdolnością do krycia 1 na 1 dużo lepszych koszykarzy. W jego miejsce trafia Dwight Howard, który żadnej z tych rzeczy nie zrobi. Sixers raczej nie będą tak dobrą defensywą, jak w minionym sezonie. Przynajmniej teoretycznie. Tobias Harris powinien dużo skorzystać na tym, że zwalniają się dla niego minuty na pozycji numer cztery. W zeszłym sezonie sporo czasu spędził na niskim skrzydle, ale ro nie jest jego nominalna pozycja w dzisiejszej NBA. Zwłaszcza w defensywie, gdzie szybsi zawodnicy bywają dla niego problemem. Na trójce Harris to obrońca poniżej przeciętnej – na czwórce powyżej przeciętnej. Doc Rivers musi też poważnie zastanowić się nad tym, jak używać w defensywie Bena Simmonsa. Jego przewaga warunków fizycznych, w połączniu ze smykałką do obrony na piłce, dają wielką przewagę w zamykaniu kozłującym drogi. Samo przez siebie narzuca się jednak przerzucenie dużego ciała Simmonsa bliżej kosza, do krycia większych rywali. Tak długo jednak, jak będzie się to wiązać z wyrzuceniem Harrisa do obrony graczy z niższych pozycji, raczej nie ma to sensu. Dyskusja o tym, czy Simmons powinien być rozgrywającym, czy silnym skrzydłowym, była żywa w minionych rozgrywkach. W systemie Sixers, musi być jedynką – przynajmniej w defensywie. Po drugiej stronie parkietu sytuacja nie jest już taka prosta.
Pick’n’roll Simmonsa i Embiida powinien siać spustoszenie. Siałby, gdyby tylko Ben groził rzutem z dystansu. Rywale będą konsekwentnie przechodzić mu pod zasłoną, nie pozostawiając miejsca na wjazd jemu, ani na rolowanie pod obręcz Embiidowi. Bardzo sensowny wydaje się jednak pomysł, w którym to Simmons broni na pozycji rozgrywającego, ale w ataku wciela się częściej w silnego skrzydłowego. W minionym sezonie 3,5% jego akcji rzutowych pochodziło z rolowania pod kosz po postawieniu zasłony. Mało, ale potrafił to zamieniać na 1,06 punktu na posiadanie. To mniej więcej taki wskaźnik jak chociażby Karl-Anthony Towns (1,07), czy Myles Turner (1,04). Nie wybitnie, ale grywalnie. Zwłaszcza, że oprócz siły i eksplozywności, które pozwolą mu kończyć takie akcje nad obręczą, ma też świetny przegląd pola, dzięki któremu może posłać piłkę dalej na obwód, czy do orbitującego gdzieś w okolicy Embiida. To może być bardzo skuteczne, kiedy defensywa rywali skupiona jest na rotacji wokół zasłony, a piłka nagle znajduje się zupełnie gdzieś indziej.
Grając duetem Embiid-Simmons nigdy nie będzie w Sixers idealnego spacingu. Można sobie jednak zadać takie pytanie – czy wolę mieć skład ułożony idealnie na potrzeby sprawnego, współczesnego systemu, czy wolę mieć w składzie duży talent. Odpowiedź powinna chyba skłaniać się ku drugiej opcji – w innym wypadku jaki byłby sens w tym całym wyścigu po gwiazdy. Sęk w tym, że kiecy mamy już w zespole talent, to rozpatrujemy go w dwóch kategoriach – walka o tytuł, albo niewypał. Sixers wydają się być na granicy pomiędzy tymi dwoma pojęciami. Czy mają szansę na Finały? Jakieś pewnie tak, ale większość z nas wymieni 3-4 zespoły, które na wschodzie powinny mieć większe szanse. Każdy kolejny sezon to jeszcze jedna próba dana sobie przez klub. Każda kolejna przybliża nas do nieuniknionego transferu jednego z liderów. Być może niezbędnego, żeby przeskoczyć na kolejny poziom. Bo jeśli nie uda się teraz, po optymalizacji składu i wprowadzeniu nowej myśli trenerskiej (może lepszej, chociaż Doc Rivers nie cieszy się ostatnio dobrą opinią), to naprawdę nie będzie wiele opcji. Bo jeśli przyszły sezon okaże się rozczarowaniem, to oznaczać będzie, że trzeba wykonać niebotyczną pracę i mieć ogrom szczęścia, żeby doprowadzić duet Embiid-Simmons do tytułu. Jeśli jednak będzie blisko, to może warto próbować jeszcze coś poprawić. Ten sezon to pokerowe „sprawdzam” dla projektu Ben-Joel.