Orlando Magic – Power Ranking ZKNBA 2020/21 (24.)

Orlando Magic – Power Ranking ZKNBA 2020/21 (24.)

Power Rankingu ciąg dalszy, a w nim zaskakująco nisko notowani Orlando Magic. Zastanówmy się, czy stać ich na więcej, czy może pozycja jest zasłużona?

30. Cleveland Cavaliers
29. Oklahoma City Thunder
28. Detroit Pistons
27. New York Knicks
26. Chicago Bulls
25. Sacramento Kings
24. Orlando Magic

Rotacja:

PG: Markelle Fultz / Cole Anthony / Michael Carter-Williams
SG: Evan Fournier / Dwyane Bacon
SF: James Ennis / Terrence Ross / Gary Clark
PF: Aaron Gordon / Al-Farouq Aminu / Chuma Okeke / (Jonathan Isaac +)
C: Nikola Vucevic / Mohamed Bamba / Khem Birch

trener: Steve Clifford

Jedna z pierwszych moich myśli po spojrzeniu na nasz wspólny, końcowy ranking: wow, naprawdę mamy Magic tak nisko? Oni byli w minionym sezonie w Playoffach i napsuli trochę krwi Bucks. Ale pomyślałem sobie później: ile jest na wschodzie ekip, które są wyraźnie słabsze? Hornets? Oni wchodzą w grę. Pacers? Chyba są lepsi. Hawks? Po tym offseason będą pewnie lepsi. Biorąc więc pod uwagę, że różnice w naszym punktowym systemie nie były duże, być może to nie jest tak wielka kontrowersja. Mimo wszystko złapaliśmy się pewnie trochę na efekt znudzenia – Magic to jeden z tych zespołów, które w czasie offseason nie zrobiły właściwie nic. Mamy wszyscy naturalne tendencje do postrzegania tych ekip, które dokonały prób wzmocnienia składu, jako mocniejszych. nawet jeśli nie ma pewności, czy roszady w składzie przyniosą pozytywny rezultat. Wychodzimy – nawet trochę podświadomie – z założenia, że jeśli stoisz w miejscu, to właściwie się cofasz. Mimo, że Magic technicznie rzecz biorąc wciąż są podobną ekipą do tej, która dopiero co wywalczyła Playoffy… To jednak nie są mocniejsi. A konkurencja nie śpi.

Co zrobili w offseason Magic? Jedyne wzmocnienia jakich dokonali, to te w drafcie – do składu doszli Cole Anthony i Chuma Okeke. Udało się też zatrzymać Gary’ego Clarka i Michaela Carter-Williamsa. Nie udało się natomiast zatrzymać DJ Augustina i wbrew pozorom jest to duża strata. W minionym sezonie raczej wchodził on z ławki i to Fultz dostał okazję na rozwinięcie trochę skrzydeł w roli podstawowego playmakera. Statystyki notowali co do zasady podobne. Podstawową różnicą była oczywiście skuteczność w rzutach z dystansu. Przy 1,9 próby na mecz, Fultz trafiał 26,7%, a Augustin przy 3,5 próby trafiał nie idealne, ale znacznie lepsze 34,8%. Nie można wyciągnąć wniosku, że Augustin był lepszy – trzeba mieć natomiast świadomość, że takie doświadczone wsparcie jest bardzo pomocne – zwłaszcza na tak kluczowej pozycji. Zwłaszcza w przypadku młodego gracza, którego forma, zdrowie i ogólna dyspozycja nie należą do najpewniejszych. Nawet jeśli wszyscy mu trochę kibicujemy i wciąż widzimy jego potencjał.

YouTube/Always Hoops

Koniec końców rąk do kozłowania zabraknąć nie powinno – obok Fultza i MCW są też młody Cole Anthony, czy mający ciągoty do rozgrywania Aaron Gordon. Nikola Vucevic też generuje trochę asyst. Ruch piłki nie powinien stanowić kłopotu. Brakuje tu jednak zawodnika, który weźmie tę piłkę w ręce i niezależnie od ofensywnych schematów, sam wykreuje sobie jakieś pozycje strzeleckie. Evan Fournier może tak trochę grać, ale jest on raczej spot-up shooterem, niż koszykarzem, który sam sobie znajdzie miejsce. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli spojrzymy w statystyki i okaże się, że w minionym sezonie zawodnikiem (z rozegranymi przynajmniej 100 minutami) który oddał najwięcej rzutów wykreowanych samemu był… DJ Augustin – aż 80,7%. Drugi jest Markelle Fultz – 70%, spośród których ogromną część stanowiły wejścia pod obręcz – dużo rzadziej rzuty z półdystansu, czy dystansu. Jeszcze Fournier, Carter-Williams i Aminu mieli takich prób ponad 50% – reszta mniej. Tu jest to podstępne osłabienie, jakim może być brak Augustina.

Jego role najpewniej spróbuje przejąć Cole Anthony. Wybrany z 15. pickiem guard przez wielu określany jest jako świetna okazja. Jeszcze przed wejściem do NCAA był absolutnie czołowym prospektem – dopiero gra na poziomie uniwersyteckim trochę obnażyła jego słabości. Istnieje jednak szansa, że słabszy okres był przejściowy – z numerem poza loterią warto było zaryzykować. Zwłaszcza, że Anthony to właśnie zawodnik, który właśnie z kreowania sobie rzutu uczynił największą zaletę. Kuleje przy tym trochę jego przegląd parkietu, co czyni go potencjalnie raczej wsparciem obok rozgrywającego, niż jego zmiennikiem.

Czego spodziewać się po Orlando w tym sezonie? Ostatnio byli dopiero 23. ofensywą ligi, grającą w 26. tempie – poniżej 100 posiadań. Przy okazji byli jednak w top 5 pod względem procenta zbiórek defensywnych i procenta strat. Słowem – spokojny, uważnie grający zespół. Przy tym niestety wyjątkowo nieskuteczna. Obok Fourniera i Terrence’a Rossa brakuje tutaj strzelców z dystansu. Choć jak na pozycję centra, 34% przy 7 próbach na mecz Vucevicia to też jest niezły wynik. To jednak mało przy uwzględnieniu faktu, że na pozostałych pozycjach i z ławki ten shooting stoi na naprawdę niskim poziomie. Magic byli 25. ekipą pod względem celności trójek i trochę ratował ich fakt, że Ross z Fournierem przy dobrej skuteczności oddawali ich ponad 10 na mecz. Przez to, że na rozegraniu i skrzydłach brakuje strzelców, a duża część rzutów pochodzi z półdystansu, spod kosza najczęściej wypchnięty jest Vucevic – bo jakoś trzeba tę przestrzeń wygenerować. Mniej rzutów procentowo spod kosza oddawał już chyba tylko Brook Lopez. U Vucevicia było to 23% wszystkich prób. Dla porównania u rzucającego jeszcze więcej za trzy Townsa rzuty spod kosza stanowiły prawie 33%.

Ofensywa jest w Orlando problematyczna, ale za to defensywnie znów powinni sporo nadrabiać. Bo w składzie trochę defensorów jest. Na czele z perełką Jonathanem Isaaciem. Razem z Mo Bambą mieli najlepszy def rating w zespole, na poziomie naprawdę dobrych 103 punktów na 100 posiadań. Problem polega na tym, że zarówno Mo Bamba jak i Jonathan Isaac rozpoczną sezon na ławce, zmagając się z problemami zdrowotnymi – przy czym ten drugi najpewniej opuści cały sezon. Daty powrotu Mo Bamby nie znamy. To na starcie strata prawie 20% wszystkich minut w rotacji (podpierając się ich czasem gry z ubiegłego sezonu), gwarantujących najlepszą w składzie defensywę. Biorąc pod uwagę, że to w dużej mierze właśnie bycie 11. ligową defensywą pozwoliło im osiągnąć niezły wynik… Przyszły sezon nie zapowiada się specjalnie kolorowo.