NBA znów ma kłopoty COVIDowe – czy czeka nas więcej odwołanych meczów?

NBA znów ma kłopoty COVIDowe – czy czeka nas więcej odwołanych meczów?

NBA znów ma kłopoty COVIDowe – czy czeka nas więcej odwołanych meczów?
Photo by Kevork Djansezian/Getty Images

12 marca 2020 roku – prawie dwa lata temu – liga NBA zawiesiła rozgrywki na czas nieokreślony, kiedy u Rudy’ego Goberta zdiagnozowano COVID19. Od czasu wykrycia pacjenta zero wśród zawodników NBA minęło już mnóstwo czasu i zdążyło wydarzyć się wiele. Przedłużające się zawieszenie rozgrywek, szalona bańka w Orlando, w której został on dokończony, przesuwanie i zacieśnianie terminarza, mecze bez publiczności, powrót publiczności na hale, wprowadzenie turnieju Play-In, przesuwanie terminów poszczególnych meczów z powodu kolejnych zakażeń. Bieżący sezon zaczął się na tle tych wszystkich wydarzeń stosunkowo spokojnie. Wystartował w terminie zbliżonym do tego, w który sezony NBA startowały od lat. Mecze przez dwa miesiące były grane – po prostu grane.

Zakażenia wśród zawodników, owszem, zdarzały się, ale przy niemal pełnym zaszczepieniu wśród graczy i sztabów trenerskich, za wystarczające kroki uznano wysyłanie zawodników z pozytywnym testem na izolację. Zdarzało się więc po prostu, że poszczególni zawodnicy z pozytywnymi testami robili sobie kilka meczów przerwy. Sytuacja jest jednak rozwojowa. Za nami dwa pierwsze w tym sezonie mecze, które nie odbyły się w pierwotnym terminie. Chicago Bulls mają zbyt wielu zawodników w tak zwanym protokole medycznym – na izolacji z powodu pozytywnych testów – by móc wystawić na mecz wymagane minimum 8 zawodników zdolnych do gry. Nie tylko w Chicago jest jednak kłopot. Wirus znów rozprzestrzenia się wśród zawodników i obecnie (o godz. 16:00, bo doniesienia o kolejnych zawodnikach pojawiają się dość regularnie) w protokole znajduje się 41 zawodników z całej ligi:

Bulls:

Zach LaVine
DeMar DeRozan
Derrick Jones Jr.
Alize Johnson
Troy Brown Jr.
Ayo Dosunmu
Stanley Johnson
Matt Thomas

Nets:

James Harden
LaMarcus Aldridge
Bruce Brown
Paul Millsap
DeAndre’ Bembry
James Johnson
Jevon Carter

Kings:

De’Aaron Fox
Marvin Bagley
Alex Len
Terence Davis
Louis King

Lakers:

Russell Westbrook
Avery Bradley
Dwight Howard
Talen Horton-Tucker

Bucks:

Giannis Antetokounmpo
Donte DiVincenzo
Bobby Portis
Wesley Matthews

Knicks:

RJ Barrett
Obi Toppin
Kevin Knox
Quentin Grimes

Celtics:

Jabari Parker

Raptors:

Precious Achiuwa

Hornets:

Ish Smith

Cavs:

Isaac Okoro

Nuggets:

Austin Rivers

Clippers:

Serge Ibaka

Heat:

Caleb Martin

Magic:

Ignas Brazdeikis

Sixers:

Georges Niang

Biorąc pod uwagę, że skład zespołu wynosi 17 zawodników, mamy w NBA łącznie 510 koszykarzy (to oczywiście pewne uproszczenie, bo przewijają się kontrakty tymczasowe). Przez pierwsze 43 dni sezonu, do protokołu trafiło łącznie 16 zawodników. Przez kolejne 16 dni (16 dni grudnia) przewinęło się przez niego kolejne 47 osób. Wynikać ma to z pojawienia się wariantu Omnikron – wersji wirusa, która ma zdecydowanie większe zdolnosci do rozprzestrzeniania się (na szczęście ma być przy tym mniej groźna, choć to oczywiście względne). Obecnie 41 z nich przebywa w protokole medycznym, ale z powodu różnych, mniejszych czy większych problemów zdrowotnych, poza grą (lub jako 'questionable’, czyli pod znakiem zapytania na kolejny mecz) znajduje się 136 zawodników. To ponad 1/4 ligi. Liczby są alarmujące.

Za chwile może się okazać, że więcej zespołów nie będzie w stanie wystawić składu. Nets już ratują się 10-dniowymi kontraktami, których podpisali 3. Isaiah Thomas dołączający do Lakers to też odpowiedź na protokoły medyczne. Liga postanowiła więc wzmóc mechanizmy zabezpieczające – po to, by chronić ludzi przed chorobą, ale także uniknąć możliwie jak największej liczby przeniesionych meczów, a w najgorszym wypadku może nawet i chwilowego zawieszenia sezonu.

Zarząd ligi dziś podjął decyzję o tym, by od 26 grudnia powrócić do testowania zawodników codziennie. Nie liczą się do tego dni wolne. Powracają też maseczki, które zawodnicy, trenerzy i pozostali członkowie sztabów będą musieli nosić przy linii bocznej, w ośrodkach treningowych, czy w czasie podróży.

Szczepienia, maski, dystans społeczni, izolacja – to wszystko są potrzebne środki, by globalnie utrzymać względne bezpieczeństwo. Pytanie jednak, czy te ograniczenia wprowadzane konkretnie w tych okolicznościach, przynoszą pożądane efekty. Wątpliwość wyraził choćby Robby Sikka, członek COVID Sports and Society Workgroup, kiedyś pracujący w zarządzie Minnesoty Timberwolves:

„Próbowali wieść prym w testowaniu, noszeniu masek, zachęcaniu do tego ludzi. Jeśli jednak spojrzysz na halę w trakcie meczu NBA, ile osób ma na sobie maskę? Ludzie, którzy mają maseczki, to paradoksalnie właśnie gracze i sztaby szkoleniowe. Kiedy fani ich nie noszą, może to powodować problemy. Nie mamy pojęcia, ile osób z wirusem przychodzi na trybuny. Zawodnicy starają się chronić siebie, ale wiemy, że większość transmisji wirusa nie ma miejsca na parkiecie. To dzieje się w domach, w restauracjach, w miejscach podwyższonego ryzyka. Z tym wciąż nic nie robimy.”

– Robby Sikka

Bo też co można zrobić – ciężko zabronić zawodnikom tego, by mieli życie prywatne. Chyba, że chcemy znowu zamknąć ich w bańce gdzieś na Florydzie, żeby odizolowani od całego świata, jak w The Simpsons Movie, grali w koszykówkę. To rozwiązanie, którego Adam Silver i jego ekipa z pewnością chcieliby uniknąć. Zwiększona liczba testów wśród zawodników – podążając słowami Robbiego Sikki – może więc nie mieć wcale dużego wpływu na liczbę zakażeń wśród zawodników, którzy nabawiają się wirusa w otoczeniu zewnętrznym. Ba – w takim wypadku, zwiększona liczba testów sprawi jedynie, że oglądać będziemy więcej pozytywnych wyników, a w konsekwencji więcej meczów, które się nie odbędą. Przynajmniej nie w planowanym terminie.

Zastanawiający jest tylko fakt, że kiedy pojawiają się doniesienia o pozytywnych wynikach testu, to często mowa od razu o kilku zawodnikach – jak w dzisiejszym przypadku Kings, kiedy poinformowano o wirusie u czterech zawodników. To sugerowałoby, że wirus roznosi się łatwo wśród kolegów z zespołu – może na treningach, może w klubowym autokarze, może w szatni. Może ligowe ograniczenia zahamują transmisję wirusa w tych okolicznościach. Najgorsze jest to, że nie ma na te pytania odpowiedzi. Możemy – zwłaszcza my, nie mający żadnej specjalistycznej, czy insiderskiej wiedzy – jedynie spekulować i głośno się zastanawiać. No i obserwować protokół medyczny w nadziei, że nie odwołają nam zbyt wielu meczów.