Kawhi przejął mecz, Raptors doprowadzili do remisu 2-2, Nuggets także

Kawhi przejął mecz, Raptors doprowadzili do remisu 2-2, Nuggets także

A więc nie będzie jednostronnych serii w drugiej rundzie! Zarówno Raptors jak i Nuggets zapewniły sobie remis 2-2, nie oddając tak łatwo szans na zwycięstwo w serii, ratując też przewagę parkietu.


Raptors – Sixers – 101:96 (2-2)
Nuggets – Blazers – 116:112 (2-2)


Mecz Raptors z Sixers należał do bardzo wyrównanych, jednak to Toronto wyszło do niego tak, jak gdyby od jego wyniku zależało ich życie. Po części tak właśnie było, bo w razie porażki przegrywaliby 1-3, co jest stratą niezwykle trudną do odrobienia. Skoro jednak wygrali, cieszą się remisem i utrzymują stosunkowo wysokie szanse na walkę w tej serii – zwłaszcza, że mają wciąż przewagę parkietu. Swoje słowa o potrzebie wsparcia dla Kawhi szybko zaczął realizować Kyle Lowry – już w pierwszej kwarcie zdobył 7 punktów, trafiając większość swoich rzutów. Tej nocy Kawhi Leonard grał jednak tak, jak gdyby nie potrzebował pomocy. To on rozstrzygnął wynik spotkania, kiedy na minutę przed końcem trafił trójkę, dającą Raptors prowadzenie wyższe niż jedno posiadanie:

Następnie po pudle Harrisa zza łuku, Danny Green podniósł prowadzenie trafieniem obu rzutów wolnych. Na 33 sekundy do końca Jimmy Butler trafił jeszcze layup, po czym znów uciekł się do faulu i Green trafił kolejne dwa wolne. Sixers spudłowali jeszcze dwie trójki – rękoma Embiida i Harrisa. Raptors z kolei trafili tylko 1/4 pozostałych wolnych, ale to nie miało już większego znaczenia. Kluczowa okazała się trójka Kawhi, ale cały jego mecz sprawił, że do końcówki w ogóle doszło – Leonard zdobył dziś aż 39 punktów, 14 zbiórek i  5 asyst, trafił 13/20 rzutów z gry, 5/7 za trzy i niestety popełnił też aż 7 strat.

źródło:YouTube/House of Highlights

Co jednak bardzo istotne, Kawhi dostał dziś pomoc w ofensywie. Kyle Lowry zdobył świetne jak na swoją ostatnią dyspozycję 14 punktów, 6 zbiórek i 7 asyst, Marc Gasol zanotował 16 punktów, 5 zbiórek i 3 asysty, a wchodzący z ławki Serge Ibaka dorzucił 12 punktów i 9 zbiórek. Mimo urazu łydki na parkiet wyszedł Pascal Siakam i nie był on sobą – zdobył tylko 9 oczek na skuteczności 2/10 z gry. Przy prawie identycznych statystykach, zadecydowały szczegóły – Raptors okazali się od Sixers trochę skuteczniejsi (46% – 40%), trafiając łącznie o dwa rzuty więcej. Skuteczność za trzy była niemal bliźniacza (32,3% – 31,6%), ilość zbiórek identyczna (43-43), a ilość strat nieznacznie różna (13-12). Nawet ilość punktów zdobytych po tych stratach była podobna (14-15).

To, czego na pewno zabrakło Sixers, to dyspozycja Joela Embiida. Po jednym dobrym meczu w serii, znów zagrał słabo i słyszymy, że podobno znów się rozchorował. Podobno nie spał całą noc, wymiotował, a nad ranem jego organizm wymagał podpięcia kroplówki. Można zrozumieć słaby mecz rozegrany w takich okolicznościach, ale te okoliczności zdarzają się w ostatnich meczach zbyt często, żeby Sixers mogli myśleć o wygrywaniu. JoJo skończył z dorobkiem 11 punktów, 8 zbiórek i 7 asyst, trafiając 2/7 rzutów z gry i mając problemy z faulami. Mimo wszystko skończył mecz ze zdecydowanie najlepszym w zespole wskaźnikiem plus/minus na poziomie +17. Co ciekawe, wskaźnik -18 zanotował jego zmiennik, Greg Monroe.

Średnio poradził sobie też Ben Simmons, który zdobył 10 punktów, 5 zbiórek i 4 asysty. Mimo trafienia aż 5/10 swoich rzutów z gry, przy swoich świetnych warunkach tylko dwa razy dostał się na linię rzutów wolnych, sam miał problemy z faulami i nie mógł się w tym meczu odnaleźć. Liderem po raz kolejny był Jimmy Butler – skrzydłowy zdobył 29 punktów, 11 zbiórek i 4 asysty, trafiając 9/18 swoich rzutów, w tym 3/7 za trzy, ale również 8/10 z linii rzutów wolnych. Aż 5 z jego 11 zbiórek, było zbiórkami ofensywnymi – w jego grze było sporo zacięcia, którego tak potrzeba w Playoffach.

https://www.youtube.com/watch?v=ISkcvZwYeIE

źródło:YouTube/FreeDawkins

Drugim strzelcem Sixers był JJ Redick, który zdobył 19 punktów, trafiając 6/9 rzutów z gry i 4/7 za trzy. Kolejne 16 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty i 3 przechwyty zanotował Tobias Harris. Niestety nie popisał się on jednak jako strzelec, trafiając fatalne 2/13 rzutów z dystansu. Gdyby trafił choć kilka więcej, byłby bohaterem. A tak niestety Sixers muszą jechać do Toronto przy remisie 2-2 i ewentualna porażka w kolejnym meczu postawi ich w bardzo trudnej sytuacji.


Bardzo podobny mecz o wszystko oglądaliśmy kilka godzin później. Było to również wyrównane spotkanie, a jeden z zespołów również walczył o to, by nie przegrywać po końcowym gwizdku 1-3 w serii. Tym zespołem byli Denver Nuggets, którym udało się dowieźć zwycięstwo do końca i cieszyć się remisem w serii 2-2 i przewagą parkietu. Denver utrzymywało niewielkie prowadzenie aż od połowy trzeciej kwarty, ale na dwie minuty przed końcem meczu, Blazers byli blisko odwrócenia wyniku. Po rzucie Lillarda Portland znów doszli rywali na jedno posiadanie, doprowadzając do wyniku 100:102. Nastąpiła wymiana rzutów, w której celne próby Bartona i Harrisa przeplatały się z trafionymi rzutami Lillarda. Wymiana zakończyła się jednak akcją 2+1 Harrisa po świetnym podaniu Jokicia – ten rzut można uznać za decydujący o wyniku spotkania.

Blazers byli jeszcze blisko, ale czasu zostało już na tyle mało, że musieli ratować się faulami. Jamal Murray jak na złość trafił jednak wszystkie 6 rzutów wolnych i o zmianie rezultatu meczu nie było już mowy. Na koniec spotkania Jamal Murray okazał się najlepszym strzelcem zespołu z dorobkiem 34 punktów, 5 zbiórek i 4 asyst, przy skuteczności 10/20 z gry, 3/7 za trzy i 11/11 z linii rzutów wolnych. Nie pomylił się też przy rzucie zza tablicy.

Należy wyróżnić też formację podkoszową Nuggets, która zagrała świetnie w obliczu słabiej dysponowanego Enesa Kantera. Denver wywalczyli sobie aż 17 ofensywnych zbiórek, co niebezpośrednio przełożyło się aż na 10 więcej oddanych rzutów od rywali. Paul Millsap zanotował bardzo dobre 21 punktów i 10 zbiórek, a Nikola Jokic skończył mecz z kolejnym triple double na koncie – złożyło się na nie 21 punktów, 12 zbiórek i 11 asyst. Trafił przy tym bardzo skuteczne 8/15 rzutów z gry.

źródło:YouTube/House of Highlights

Nie jednak zbiórki okazały się tak kluczowe, a straty. Blazers popełnili ich 14 (przy tylko 8 stratach Nuggets), co rywale przekuli na 18 dodatkowych punktów. Najwięcej strat w zespole, bo aż 4, popełnił Enes Kanterm który nie ma za sobą zbyt udanego spotkania. Zdobył 5 punktów, 10 zbiórek i trafił tylko 2/5 rzutów. Można tę słabszą dyspozycje przypisać problemom z barkiem – w końcu pierwotny pomysł był taki, żeby Kanter opuścił to spotkanie.

Bardzo dobry mecz rozegrali natomiast obwodowi liderzy Blazers. Damian Lillard, który był blisko dogonienia rywali w pojedynkę w czwartej kwarcie, zanotował na przestrzeni całego meczu 28 punktów, 3 zbiórki i 7 asyst. CJ McCollum natomiast zdobył 29 punktów i 5 zbiórek, trafiając całkiem imponujące 4/8 rzutów za trzy. Niespodziewane ofensywne wsparcie przyszło od Al-Farouqa Aminu, który zdobył 19 oczek i 8 zbiórek. Z ławki 16 punktów dołożył Seth Curry, trafiając 4/6 zza łuku. To wszystko okazało się jednak zbyt mało.