Darmowe 40 zł na obstawianie NBA i nie tylko?
Tak! Z kodem ZKRAINYNBA od TOTALbet!

Odbierz
Denver Nuggets: rozkładamy mistrzów NBA na czynniki pierwsze

Denver Nuggets: rozkładamy mistrzów NBA na czynniki pierwsze

Denver Nuggets: rozkładamy mistrzów NBA na czynniki pierwsze
Photo by Jesse D. Garrabrant/NBAE via Getty Images

Mistrzowie NBA 2022/23, Denver Nuggets, drużyna. Sport zespołowy wymaga ciężkiej, kolektywnej pracy – czasem schowania ego do kieszeni, zaakceptowania swojej roli. Bo każdy w zespole swoją rolę do spełnienia ma.


Nikola Jokic – MVP

W tym sezonie o Nikoli Jokiciu napisano już chyba wszystko. Dopiero w tym sezonie. Po dwóch latach z rzędu, w których zdobywał nagrodę MVP sezonu regularnego, na dobrą sprawę zwrócił na siebie uwagę mainstreamowych, amerykańskich mediów dopiero teraz, kiedy MVP przyznano już komuś innemu. Już chyba tylko wariaci pokroju Stephena A. Smitha próbują deprecjonować pozycję Jokera w NBA. Napisze to, chyba nie ma dziś w tym zdaniu grama kontrowersji:

Nikola Jokic to dziś najlepszy gracz w NBA.

Nie ma zawodnika, który w tak dużym stopniu wpływałby na ofensywę swojego zespołu. Wpływał w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Możesz przecież w każdym posiadaniu przetrzymywać i mrozić piłkę, oddając głupie rzuty – to też jest technicznie rzecz biorąc duży wpływ na ofensywę. Jokic jest jednak maszyną do koszykówki – wielofunkcyjną maszyną do koszykówki. Taki koszykarski Thermomix.

O czym tu jeszcze pisać? Że rzuca za trzy, że wybitnie podaje, że gra mądrze, że wie jakie zajmować pozycje… Wszystko to już przerabialiśmy. Jedynym zarzutem, jaki miewali do niego sceptycy, byłs jego defensywa.

Pewnych ograniczeń fizycznych Jokic nie przeskoczy – no bo nie skacze za wysoko. Jest ciężki, niezbyt szybki, niezbyt zwrotny. To nie pomaga w defensywie. Przez lata był ukrywany w obronie, przez lata stanowił kłopot dla swojej drużyny, będąc do posiadanie karconym w pick’n’rollu. To jest jednak przeszłość.

Nikola Jokic nigdy nie stał się obrońcą wybitnym. Stał się jednak obrońcą, który funkcjonuje w ramach swojego systemu i robi w nim dobrą robotę. Nie wyskoczy przy obręczy, żeby ściągnąć blok z trzeciego piętra. Wykorzysta jednak swój rozmiar i długie ramiona, żeby odebrać przestrzeń. Koszykówka to gra przestrzeni, a Jokic rozumie ją na niespotykanym poziomie.

Nikola Jokic został pierwszym zawodnikiem w historii, który jest najlepszym punktującym, zbierającym, jak i asystującym w całych Playoffach. Kosmita.

YT/NBA

Jamal Murray – „Robin”

Takim dziwnym NBA jest uniwersum, w którym to nie Batman, tylko Joker ma swojego Robina.

Dacie wiarę, że Nikola Jokic gra w duecie z Jamalem Murray’em już od 7 lat? Trudno uwierzyć w to, jak ten czas leci. Widać to jednak na parkiecie. Tak prezentuje się rozkład podań wykonywanych przez Nikolę Jokicia z miejsca, z którego podaje statystycznie najwięcej. Wszyscy dobrze wiemy, do kogo adresowana była zdecydowana większość z tych 206 podań:

Jamal Murray zdobywa mniej punktów, notuje mniej asyst niż Jokic, jednak zgarniał też od Jokicia nieproporcjonalnie mniej atencji. Nie jest tak dobrym koszykarzem jak Jokic – nie jest pewnie nawet blisko – jednak jest kapitalnym partnerem dla lidera Nuggets. Koszyczek grany przez nich na szczycie to obecnie jednakz bardziej zabójczych akcji w całej lidze. Cały patent polega na tym, że po koszyczku granym przez ten duet, każdy z nich może ściąć, każdy z nich może podać, każdy z nich może rzucić.

Ostatni mecz Finałów był pierwszym, w którym Jamal Murray nie zanotował przynajmniej 10 asyst. Zanotował ich 'tylko’ 8, bo po drodze popełnił 6 strat. To był jednak nerwowy mecz, wcale nie tak wybitny w wykonaniu Nuggets, ale nie sądźmy dziś mistrzów.

Jokic rozrzucający piłkę ze szczytu z Murray’em rozrzucającym ją po penetracjach, wprowadzili ruch piłki na elitarny poziom:

YT/NBA

To jest duet:


Aaron Gordon – X-factor

Potrafię uwierzyć, że Denver Nuggets – ci Denver Nuggets z Nikolą Jokiciem – to jest dla Aarona Gordona miejsce optymalne. Tym sezonem, tymi Playoffami, coś nam wszystkim udowodnił. W końcu przez te 9 lat w NBA zdążyliśmy przyzwyczaić się już do myśli, że jako zawodnik wybrany z 4 numerem draftu nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Oprócz historycznych już konkursów wsadów, nie osiągnął wiele.

A przecież Aaron Gordon przez te wszystkie lata sukcesywnie się rozwijał – krok po kroczku czynił postępy we wszystkich elementach swojej gry. Z czasem stał się solidnym kozłującym, solidnym podającym, bardzo dobrym obrońcą. Najdłużej kulał rzut. Nie będąc zagrożeniem na dystansie, Gordon wypisywał się z grona najlepszych silnych skrzydłowych ligi. Nie był wystarczająco dobry, by jego rzutowe ograniczenia nie stanowiły problemu.

Gra u boku Nikoli Jokicia odwróciła jego karierę. Albo inaczej, bo to brzmi trochę deprecjonująco: Grając u boku Nikoli Jokicia odwrócił swoją karierę. Miejsce u boku centra, który potrafi większość posiadań spędzić w znacznej odległości od kosza, skąd rzuca i rozdaje podania, to jest środowisko stworzone dla Gordona. Może ścinać sobie pod obręcz i kończyć z góry jak lubi. Może stawiać zasłony, może w poszczególnych akcjach kozłować i podawać piłkę. Razem z Jokiciem tworzy specyficzny froncourt, w którym każdy potrafi dobrze podawać piłkę:

Przede wszystkim to Gordon przyniósł jednak do Denver defensywną tożsamość. To był element, który przez lata dzielił Nuggets od ścisłej czołówki. Przez lata wypominano Jokiciowi, że jest słabym obrońcą, że wstrzymuje grę, że trzeba go ukrywać, budować wokół niego pomagające mu schematy – a wokół brakowało świetnych defensorów. Jokic zrobił postępy, a defensorzy się pojawili – zwłaszcza w osobie Gordona:

Jeśli można przypisać komuś zasługi za to, że Jimmy Butler nie rozegrał w tych Finałach ani jednego wybitnego meczu, to tą osobą będzie Aaron Gordon. W nim zarząd Nuggets znalazł game-changera. Pozyskali go z Magic – przypomnijmy – za Gary’ego Harrisa, RJ Hamptona i pick w drafcie 2025, który raczej nie będzie wyborem wysokim. Za bezcen pozyskano wzrost – tak brakujący Nuggets rozmiar na skrzydle, defensywne zacięcie. Świetny ruch. Nie jedyny jednak ruch o podobnych założeniach.


Bruce Brown – szwajcarski scyzoryk

Denver Nuggets okradli NBA. Tak trzeba to nazwać. Po dwóch imponujących sezonach w Brooklyn Nets, Bruce Brown trafił na rynek wolnych agentów i… Nie wzbudził zainteresowania. Pisząc o 'imponujących’ sezonach w Nets, nie mam na myśli napompowanych statystyk. Grając u boku zawodników bardziej absorbujących piłkę, notował na Brooklynie po 9 punktów, 5 zbiórek i 2 asysty na mecz. Imponował jednak przede wszystkim wszechstronnością. Pod koniec obecności w Detroit Pistons był jeszcze rozgrywającym, w Nets przeniósł się na skrzydło, a w części ustawień – mierząc 193 cm wzrostu – grał jako nominalny center w small-ballowych ustawieniach. Nie był jednak zapchajdziurą – ze wszystkich obowiązków wywiązywał się sprawnie.

Jak to więc możliwe, że Nuggets podpisali go na 2 lata, płacąc tylko nieco ponad 6 milionów za sezon? Czy to nie jest kradzież?

Nuggets mogli mieć w tych Playoffach pewne obawy związane z długością ławki. DeAndre Jordan, Reggie Jackson, Ish Smith… Swego czasu były to postaci liczące się w NBA, jednak obecnie trudno było na nich liczyć. Rotacja Nuggets została skrócona się do 7-8 zawodników. Niby nic nadzwyczajnego, ale na ławce próżno było szukać zarówno sensownego zmiennika na rozegraniu, jak i pod koszem. To jednak bez znaczenia, kiedy z ławki wchodzą takie szwajcarskie scyzoryki jak Bruce Brown.

Został mu tylko rok gry w obecnym kontrakcie – rok, który jest opcją gracza. Opcją wartą 6,8 miliona, z której po takiej kampanii musi zrezygnować i poszukać większych pieniędzy. Tym razem musi je znaleźć.


Michael Porter Jr. – strzelba

To nie były jego Finały. Łatwo jednak postrzegać zawodnika tylko przez pryzmat samego końca sezonu. Kiedy użyjemy tak szerokiego słowa jak 'sezon’, to należy się Porterowi duże uznanie. Rok temu rozegrał tylko 9 meczów, zanim odezwały się problemy z plecami. Problemy, które dawały mu się przecież we znaki jeszcze przed rozpoczęciem kariery w NBA. Dziś można już o tym nie pamiętać, ale Porter Jr. w młodości był prognozowany jako 1. wybór w swojej klasie draftu. Ostatecznie Nuggets wyjęli go z 14. numerem. Pozostałe 13 ekip nie zaufało jego zdrowiu. Już wtedy miał za sobą cały sezon NCAA w, nomen omen, plecy.

Wrócił jednak po tym zmarnowanym sezonie 2022/23 i to wrócił z przytupem. Średnie 17,4 punktu na mecz, 41,4% skuteczności za trzy. Nuggets z nim w składzie byli lepsi o +12,7 punktu na 100 posiadań. W Playoffach – a zwłaszcza w Finałach – trochę przygasł. Nie można mu jednak odebrać tego, że był ważnym elementem tej mistrzowskiej układanki. Jokic, Gordon i właśnie Porter Jr. – to jest tercet, którego sumaryczna długość ramion robiła taką przewagę.


Kentavious Caldwell-Pope – zapasowe ręce

Jego Finały – podobnie jak portera Jr. – nie należały do najbardziej udanych. KCP ewidentnie zmagał się z urazem górnego odcinka kręgosłupa, który zakomunikował pod koniec Finałów Konferencji. Był nieco pasywny w ataku, oddawał zaledwie 5 rzutów na mecz, trafiał na kiepskiej skuteczności.

Nie był jednak zbędnym ogniwem.

Kentavious Caldwell-Pope był jednocześnie podstawowym rzucającym obrońcą, oraz rezerwowym rozgrywającym. Jasne – kiedy ma się takiego podającego jak nikola Jokic, nie trzeba martwić się bardzo o rozegranie. Kiedy jednak Jamal Murray zjeżdża na ławkę odpocząć, potrzebujesz kogoś, kto zagra na koźle. Jokic rozegra, rozrzuci piłkę, jasne – atak pozycyjny wymaga też jednak sprawnego kozłującego. Kogoś, kto przetransportuje piłkę na połowę rywala, zagra na zasłonie, ale też zagrozi rzutem po koźle a nie tylko czekając na piłkę w rogu. Tego dostarczał Pope:

No i był świetnym obrońcą.


Jeff Green – weteran

Spędził w NBA 15 lat, grał dla 11 różnych klubów – dla większości z nich co najmniej solidnie. Oprócz miejsca w 2008 All-Rookie Team, nie osiągnął nic. Do teraz. W wieku niemal 37 lat Jeff Green sięgnął po pierwszy mistrzowski tytuł. Archetyp zadaniowca. Gracz na kilka pozycji, silny, dobrze zbudowany, z przyzwoitą defensywą, przyzwoitym rzutem. Nic nie robi wybitnie, wiele rzeczy nieźle.

Nuggets dysponują całym zastępem nieźle zbudowanych skrzydłowych. Od Gordona i Portera Jr., przez Browna, Brauna, aż po Vlatko Cancara, Peytona Watsona. Z jakiegoś powodu to jednak Jeff Green w dostawał minuty w Finałach NBA.

Potrzebujesz weteranów – graczy, którzy niejedno widzieli i wesprą Cię radą, jakąś małą podpowiedzią – myczkiem, na który sam byś nie wpadł:


Christian Braun – iskra młodości

Młodość, brawura, zawadiackość (jest takie słowo?). Trener Mike Malone zawęził playoffową rotację do 8 zawodników, a więc na dobrą sprawę korzystał z tylko trzech rezerwowych. Rozgrywający, skrzydłowy i center? Nie – trzech skrzydłowych. Tym z nich, który był 'najmniejszym’, najbardziej obwodowym, był właśnie Christian Braun. Przynajmniej na papierze.

Christian Braun w tegorocznych Playoffach zbierał aż 6& ofensywnych piłek. Lepsi pod tym względem byli tylko Jokic (11,1%) i Aaron Gordon (8,4%). Christan Braun mierzy 201 cm wzrostu, ma 22 lata i nie wygląda na pierwszy rzut oka jak zawodnik o wybitnym atletyzmie. A posiada ten atletyzm. Popiera go też imponującym jak na debiutanta rozumieniem gry w obronie:

To tyle, jeśli chodzi o playoffową rotację Denver Nuggets. Pozostali zawodnicy grali minuty szczątkowe i często rozczarowujące. W przypadku Thomasa Bryanta i DeAndre Jordana na tyle rozczarowujące, że trener Malone zdecydował się grą Aaronem Gordonem jako rezerwowym centrze. Nuggets świetnie na tym wyszli. Zdecydował się też nie eksploatować minut doświadczonych Reggiego Jacksona i Isha Smitha, którzy nie pasowali do długich i silnych ustawień, w których momentalnie stawali się punktami do ataku przez ofensywy rywali. Z całego zastępu skrzydłowych uciąć trzeba było minuty młodych i mniej doświadczonych Zeke’a Nnaji, Peytona Watsona i co chyba najbardziej zaskakujące Vlatko Cancara. Zaskakujące, bo ten ostatni w sezonie regularnym mógł liczyć na regularne minuty – rozegrał 60 spotkań, w 9 z nich wyszedł w pierwszej piątce i spędzał na parkiecie średnio 15 minut na parkiecie.

Żeby osiągnąć sukces, trzeba jednak umieć podejmować decyzje – także te trudne. Trener Mike Malone uznał, że korzystniej będzie grać zestawem Brown-Braun-Green. Miał rację.