Blazers i Sixers doprowadzają do meczu numer 7

Blazers i Sixers doprowadzają do meczu numer 7

Przed nami niesamowicie fascynująca niedziela – czekają nas aż dwa mecze numer siedem. Ubiegłej nocy bowiem zarówno Sixers jak i Blazers odpowiedzieli na wysokie porażki w poprzednim meczu, wygrywając spotkania numer sześć i doprowadzając do remisu.


Raptors – Sixers – 101:112 (3-3)
Nuggets – Blazers – 108:119 (3-3)


Zwycięstwo dałoby Raptors awans do Finałów Konferencji. W tym meczu jednak o zwycięstwie Raptors nie było mowy. Już w drugiej kwarcie Sixers wyszli na prowadzenie różnicą blisko 20 punktów, które rywalom udawało się co jakiś czas zredukować, ale nigdy przełamać. Mecz był rozstrzygnięty de facto już na początku czwartej kwarty, kiedy Philly prowadziła różnicą 24 punktów. Toronto jeszcze przed końcową syreną zredukowało tę stratę o kilkanaście punktów, ale nie miało to już większego znaczenia.

Jest to kolejny zwycięski mecz Sixers, w którym to Jimmy Butler jest liderem zespołu. Zdobył on 25 punktów, 6 zbiórek i 8 asyst, swoje show odgrywając przede wszystkim w pierwszej połowie. W tym właśnie okresie meczu zdobył aż 19 ze swoich 25 oczek. Jego występ był o tyle istotny, że pozwolił dobrze wejść Sixers w mecz i uniknąć nerwowych końcówek – początkowa dominacja pozwoliła spokojnie kontrolować spotkanie na dalszym etapie rozgrywki, co było wielkim komfortem dla ekipy walczącej o przetrwanie.

https://www.youtube.com/watch?v=gqrvmjdSSxU

źródło:YouTube/House of Highlights

W końcu świetny mecz rozegrał także Ben Simmons – w sumie uzbierał on 21 punktów, 8 zbiórek i 6 asyst, trafiając 9/13 rzutów z gry i nie tracąc ani jednej piłki. Kluczem do powodzenia w jego przypadku są wjazdy pod kosz, co w tym meczu się po prostu udawało. Kolejne 16 punktów, 9 zbiórek i 5 asyst dodał Tobias Harris, trafiając jednak nie najlepsze 6/17 z gry i 2/8 za trzy. Mimo wszystko dołożył jednak cegiełkę do sukcesu.

Joel Embiid dalej się męczy. Na pierwszy rzut oka łatwo postawić tezę, że zagrał przeciętny mecz. Skończył z linijką 17 punktów i 12 zbiórek przy celności zaledwie 5/14 z gry i aż 5 popełnionych stratach przy zaledwie 1 asyście. Kryjący go Marc Gasol dalej robił dobrą robotę i JoJo nie miał wielu łatwych pozycji do rzutów. Jakimś cudem jednak w 36 minut na parkiecie Embiid zanotował plus/minus na poziomie +40, co jest wskaźnikiem nie z tej ziemi. Nawet kiedy nie dominuje w ataku, robi ogromną różnicę w obronie i kompletnie zmienia organizację gry swoją obecnością.

Kawhi Leonard zagrał tak, jak nas do tego przyzwyczaił – 29 punktów, 12 zbiórek i 5 asyst to nawet nie jest jakiś bardzo dobry występ w jego wykonaniu. Drugim strzelcem zespołu był Pascal Siakam, który wrócił już chyba do siebie po urazie i zanotował 21 punktów, 6 zbiórek i 3 asysty. Niezły strzelecko mecz (jak na realia tej serii) zaliczył Kyle Lowry, który skończył z dorobkiem 13 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst, trafiając 5/11 rzutów z gry, w tym 3/7 z dystansu. Rzuty z dystansu jednak codo zasady nie wpadały – Raptors skończyli ze skutecznością 25% a trzy, przy 35% Sixers. Jeśli dodać do tego dosyć wyraźną porażkę pod koszami (34:52 w zbiórkach, aż 16 ofensywnych desek dla Sixers), dostajemy obraz meczu zdominowanego przez zespół z Filadelfii.


Trochę inaczej przebiegło spotkanie Nuggets z Blazers. W pierwszej kwarcie to Denver objęło prowadzenie różnicą 10 punktów i wydawało się, że tego wieczoru seria może się już skończyć. W drugiej kwarcie jednak Blazers byli w stanie odwrócić tę tendencję i do trzeciej kwarty prowadzić z rywalami wyrównane starcie. W trzeciej kwarcie jednak przypomniał o sobie Damian Lillard, zdobywając 17 punktów w tej części spotkania, co pozwoliło jego drużynie wyjść na stosunkowo bezpieczne prowadzenie. Przewagi wywalczonej na tym etapie meczu nie udało się już rywalom przełamać. Na przestrzeni całego spotkania Damian Lillard zdobył 32 punkty, 3 zbiórki i 5 asyst, trafiając 6/13 rzutów z dystansu, w tym kilka swoich markowych dalekich trójek.

źródło:YouTube/House of Highlights

Świetny mecz rozegrał także jego partner na obwodzie. CJ McCollum uzbierał 30 punktów, 6 zbiórek i 3 asysty, spędzając na parkiecie aż 42 minuty. Dzieła zniszczenia dopełnił rezerwowy Rodney Hood. W 31 minut na parkiecie zdobył on 25 punktów i 4 zbiórki, trafiając 8/12 rzutów z gry, w tym 3/4 z dystansu, notując najlepszy w zespole wskaźnik plus/minus na poziomie +21 i trafiając rzuty w kluczowych momentach meczu, jak w drugiej i czwartej kwarcie. Był to zdecydowanie najlepszy w jego karierze mecz w Playoffach. To już drugi mecz w tej serii, w którym Hood staje się bohaterem zespołu.

Blazers byli tej nocy zwyczajnie skuteczniejsi. Trafili 46% rzutów z gry i aż 45% trójek, przy 38% skuteczności z gry i 37% zza łuku rywali. Problemów ze skutecznością nie miał lider Nuggets, czyli Nikola Jokic. Zdobył 29 punktów, 12 zbiórek i 8 asyst, trafiając 10/15 rzutów z gry, w tym 2/3 z dystansu. Jego problemem były jednak faule – po 37 minutach spędzonych na boisku, musiał opuścić parkiet z powodu przekroczenia limitu przewinień. Kolejne 24 punkty, 10 zbiórek i 5 asyst zanotował Jamal Murray.

https://twitter.com/Scott_Charlton/status/1126683240612417536

Paul Millsap dodał 17 punktów, a następne 15 dorzucił Gary Harris. Pierwsza piątka Nuggets spisała się całkiem nieźle, a mecz przegrali głównie minutami rezerwowych. Ławka Denver przegrała z ławką Portland aż 13:42, składając się na skuteczność na poziomie 1/8 z dystansu. W czwartej kwarcie skończyło się w końcu bezpośrednim starciem liderów obu ławek: