Warriors w Finale Konferencji, kosmiczna 4. kwarta Curry’ego!

Warriors w Finale Konferencji, kosmiczna 4. kwarta Curry’ego!

A więc jednak Golden State Warriors! Pomimo kontuzji Kevina Duranta udało im sie pokonac Rockets już w meczu numer sześć, tym samym meldując się już w Finałach Konferencji!


Warriors – Rockets – 118:113 (4-2)


Warriors w ostatnim meczu wyszli na prowadzenie 3-2 i teraz dostali szansę na domknięcie serii i uniknięcie meczu numer siedem. Haczykiem był fakt, że w tej serii z powodu kontuzji łydki nie mógł zagrać już Kevin Durant, który w ostatnich meczach był bezsprzecznie liderem i ciągnął ofensywę zespołu. Mimo braku lidera udało się, choć nie było łatwo nawet przez chwilę. Prowadzenie w tym meczu zmieniało się aż 22 razy i ani razu nie przekroczyło ono bariery 8 punktów. W czwartej kwarcie na tablicy wyników przez długi czas widniał remis i na kilka minut przed końcem można było obstawiać nawet dogrywkę. W pewnym momencie jednak Warriors udało się odjechać – zaczęło się od layupu Looney’a na 3 minuty przed syreną końcową, który wyprowadził GSW na prowadzenie 99:97. Następnie trzy kolejne rzuty dla Warriors trafił Steph Curry, wyprowadzając swój zespół na kilku-punktowe prowadzenie.

Po trójce Thompsona na 36 sekund przed końcem (110:104), Gerlad Green dał się zablokować Kevonovi Looney’owi przy próbie rzutu za trzy, co skończyło się zbiórką Stepha Curry’ego i natychmiastowym faulem ze strony Rockets. Trafił on oba wolne i wydawało się, że jest już po meczu. Rockets skutecznie jednak ratowali się faulami – jeszcze dwa razy faulowali Curry’ego, a ten dwukrotnie trafiał oba wolne. W międzyczasie jednak Harden i Tucker trafili po trójce, zmniejszając straty. Na 8 sekund przed końcem, Houston wysłało na linię Andre Iguodalę, który nie trafił obu prób. Na 3 sekundy przed końcem trójkę trafił Audtin Rivers, doprowadzając do wyniku 116:113, a więc przybliżając Houston na jedno posiadanie. Co się stało dalej? Harden sfaulował Curry’ego, ten trafił oba wolne. Oznacza to, że z 2 sekundami na zegarze, Rakiety nie były w stanie już nic zrobić.

źródło:YouTube/Smart Highlights

Steph Curry wygrał ten mecz swoją pewną ręką na linii rzutów wolnych – w całym meczu trafił 11/11 z linii, a tylko w ostatnie 30 sekund meczu 8/8. W ten sposób był w stanie utrzymać powadzenie w tej nerwowej końcówce – prowadzenie, które chwilę wcześniej sam wywalczył, trafiając trzy z rzędu rzuty dla Warriors. W kluczowej, czwartej kwarcie, Curry zdobył aż 23 punkty – GSW wygrali te odsłonę 36:26, odrabiając stratę kilku punktów z początku kwarty. W całym meczu Curry zanotował 33 punkty, 5 zbiórek i 4 asysty, trafiając 9/20 rzutów z gry (3/12 w pierwszych trzech kwartach), w tym 4/11 za łuku.

źródło:YouTube/NBA

Kiedy przez trzy pierwsze kwarty Steph Curry był bardzo słaby, to Klay Thompson prowadził grę Warriors, zdobywając punkty utrzymujące zespół w grze. Na przestrzeni całego spotkania zdobył on 27 punktów, trafiając bardzo skuteczne 7/13 rzutów z dystansu.

Steve Kerr pod nieobecność Kevina Duranta, wyszedł piątką z Andrew Bogutem, który jednak nie pograł długo. łącznie spędził na parkiecie 11 minut, nie wnosząc wiele do gry. Lepiej pokazał się jego zmiennik, Kevon Looney, który zdobył 14 punktów, 5 zbiórek i dobrze pokazał się choćby w końcówce. Garść punktów dostarczył Andre Iguodala, który zdobył 17 punktów i 5 przechwytów, trafiając 6/11 rzutów z gry, w tym aż 5/8 zza łuku. Z dobrej strony pokazał się też oczywiście Draymond Green, który zanotował 8 punktów, 10 zbiórek i 7 asyst, robiąc robotę nie tylko w obronie, ale też jako stawiający zasłony w ataku. Robotę z ławki zrobił też Sahun Livingston, trafiając 4/6 rzutów z gry, składając się na 11 oczek.

Najlepszym strzelcem Rockets był bez niespodzianki James Harden. Zdobył on na przestrzeni meczu aż 35 punktów, 8 zbiórek, 5 asyst i 4 przechwyty, trafiając przy tym 11/25 rzutów z gry, w tym niezłe 6/15 z dystansu. On również miał udaną czwartą kwartę – zdobył w niej 12 punktów i trafił kilka rzutów w końcówce, ale w pojedynku z Currym nie miał szans. Przynajmniej w czwartej kwarcie. Po pierwszych trzech wydawało się bowiem, że Broda prowadzi Rakiety do zwycięstwa i meczu numer siedem.

Rok temu Rockets byli o zdrowego Chrisa Paula od pokonania Warriors w Finałach Konferencji. Tym razem też się nie udało i to pomimo zdrowego Paula. Zdrowego i dobrze dysponowanego – CP#3 zanotował w tym kluczowym spotkaniu 27 punktów, 11 zbiórek i 6 asyst, rozgrywając bardzo dobre zawody.

https://twitter.com/HoustonRockets/status/1127047024816336897

Zawiódł natomiast Eric Gordon, zdobywając tylko 9 punktów przy skuteczności 4/10 z gry. Kolejne 15 punktów dorzucił PJ Tucker, który spędził na boisku aż 45 minut. Oczywiście świetnie spisywał się w obronie, ale na końcu i tak nie zatrzymał Curry’ego. Co więcej, w porównaniu z poprzednimi meczami, zebrał dziś tylko 4 piłki, nie pozwalając Rockets wyraźnie wygrać na deskach. Clint Capela zdobył 10 punktów i 10 zbiórek, z których aż 6 było ofensywnych. Rockets jednak wygrali deski nieznacznie (40:35 i 12:10 w ofensywnych). Co ciekawe, to GSW wygrali minuty rezerwowych, chociaż ich największą słabością wydaje się właśnie niewielka głębokość rotacji. Zwłaszcza przy nieobecności Duranta miał być to kłopot, a tym czasem ławka Warriors wygrała swoje minuty z ławką Rockets 33:17. Golden State wyszli na ten mecz zmotywowani, w końcu stanęli przed wyzwaniem, zmuszeni byli coś udowodnić. Brak Duranta uruchomił w nich motywację, której tak dawno nie widzieliśmy. Z drugiej strony, Houston wcale nie było tak daleko… Mówimy jednak o meczu numer 6, nie o decydującym numer 7 – koniec końców GSW przezwyciężyli trudności i pokazali, że wciąż są jednak faworytami do tytułu.