Za cicho o tych Hawks – czy tutaj chowa się czarny koń Playoffów?

Za cicho o tych Hawks – czy tutaj chowa się czarny koń Playoffów?

Za cicho o tych Hawks – czy tutaj chowa się czarny koń Playoffów?
Photo by Kevin C. Cox/Getty Images

Atlanta Hawks dostają od nas za mało miłości, jak na zespół, który przed samym końcem sezonu bije się jeszcze o miejsce w top4 konferencji wschodniej. Tymczasem pojawiły się doniesienia od jednego z bukmacherów w Colorado, że w tym tygodniu odnotowano wpłatę 20 tysięcy dolarów postawionych na to, że to Atlanta Hawks zostaną mistrzami NBA, przy kursie 100/1 (na nasze jest to kurs 101.00). Ten sam wpłacający obstawił taką samą kwotę na to, że Hawks wygrają konferencję wschodnią – tutaj przy kursie 40/1 (na nasze 41.00). Oznacza to, że jeśli Hawks zaszokują cały świat i jakimś zrządzeniem losu zdobędą tytuł, co automatycznie wypełni warunki obu zakładów, tajemniczy wpłacający zarobi około 2,6 miliona dolarów. Podobne zakłady można obstawiać u naszych polskich bukmacherów – choć są pewnie lepsze sposoby na wydanie wolnych kilkudziesięciu tysięcy. Bukmacherka to dobra zabawa, nie inwestujcie w to oszczędności.

Ale po co właściwie o tym wspominam? Żeby zwrócić uwagę na to, że ktoś wierzy w Atlantę Hawks? Po części też. Trzeba zauważyć, że według kilku doniesień, to tylko jedna – najbardziej spektakularna – z większej ilości wysokich wpłat na Hawks w ostatnim czasie. Kurs na zwycięstwo Hawks przez dwa tygodnie spadł z 200/1 (201.00) do 50/1 (51.00). To wymiernie pokazuje, jak bardzo Hawks poszli w górę – w lutym zanotowali bilans 4-11, a od początku marca wygrali aż 23 z 34 rozegranych spotkań. Po zmianie trenera Hawks tylko nabierają pędu, wygrywając w międzyczasie z naprawdę dobrymi zespołami, jak ostatnio z Phoenix Suns. Grający w praktycznie pełnym składzie Suns (zabrakło Crowdera i Nadera) dali się ograć aż 103:135.

„Mają masę zawodników, którzy mogą trafiać dla nich rzuty – nie tylko za trzy. Bogdanovic i Young to dwóch gości, którzy potrafią się dostać do pomalowanego i wykreować sobie rzut po koźle. Capela jest dla nich bardzo ważny – gwarantuje walkę o zbiórki ofensywne i dodatkowe posiadania. Jego umiejętności defensywne pokrywają wiele błędów, które duet obwodowy może popełniać. Gallinari to wszechstronny punktujący. Mają głęboki skład. Wyglądają jak typowy zespół playoffowy – jakby wchodzili właśnie w playoffową formę. Nie sądzę, żeby wiele zespołów chciało na nich trafić, jeśli dalej będą trafiać na takiej skuteczności.”

– Monty Williams, trener Suns

Porażka z Pacers w ostatnim meczu może być rozpatrywana jako wypadek przy pracy. Cztery mecze, które zostały Atlancie do rozegrania, to dwa starcia z rozpędzonymi, walczącymi o Play-In Wizards, jedno z Magic i jedno z Rockets. Wygranie trzech z tych spotkań jest jak najbardziej w zasięgu, a to daje im dobrą pozycję w wyścigu o czwarte miejsce. Obecnie na czwartej pozycji, z połowa meczu przewagi nad Hawks, plasują się Knicks, którzy zagrają z Clippers, Lakers, Spurs, Hornets i Celtics.

No dobra, ale uznajmy, że Hawks wywalczą TOP4 konferencji wschodniej – co dalej?

Kiedy przyjrzeć się ekipie z Atlantic City, może okazać się, że ich zatrzymanie w serii do 4 zwycięstw nie będzie takie proste – nawet jeśli nie jest to klub z powalającą ilością talentu. Początek sezonu tego nie zwiastował – pod rządami zwolnionego na początku marca trenera Lloyda Pierce’a Atlanta notowała bilans 14-20. Dopiero trener McMillan wyciągnął z tego maksimum, opierając grę na dość prostych założeniach, które niekoniecznie prosto jest kontrować.

Jeśli chodzi o statystyki, ważne i znamienne jest to, że od przerwy na All-Star Game, Hawks to 7. najskuteczniejsza drużyna ligi w rzutach z gry i 4. najskuteczniejsza w rzutach z dystansu. Procent zawsze łatwo zrzucić na szczęście, ale za dyspozycją rzutową Hawks stoi trochę więcej niż podkowy i czterolistne koniczyny. Więcej też niż trafiający z każdego miejsca na boisku Trae Young.

Strzelb dostatek

Wyjść można od faktu, że w barwach Hawks nie brakuje strzelców. Aż czterech koszykarzy trafia tam powyżej 40% prób z dystansu (w tym Tony Snell i jego kosmiczne 56,5% przy ponad 100 oddanych trojkach), a jeszcze kilku oscyluje w granicach 38-37%, więc wciąż na dobrym, pewnym poziomie. To jest zespół, który może sobie bez problemu pozwolić na to, by trzymać na parkiecie czterech, momentami nawet i pięciu (kiedy John Collins gra na centrze) dobrych rzucających z dystansu.

YT/NBA

To jednak wcale nie tak, że pomysłem na grę ofensywną McMillana jest po prostu rzucanie za trzy. Okazuje się, że pod względem liczby oddawanych trójek, Hawks są na dopiero 22. miejscu w lidze (wciąż mówimy o okresie po All-Star, żeby było reprezentatywnie). Co jednak uderza, to skuteczność tych nie tak wielu rzutów. Aż 18 zespołów oddaje więcej trójek ze szczytu boiska, ale tylko 3 zespoły trafiają na lepszej skuteczności. Statystyki w trójkach z rogów aż tak nie powalają (22. miejsce w oddanych próbach, 15. w skuteczności), ale trend jest ten sam. Wynika to z jednego, prostego faktu: ofensywa Hawks nie polega na rzucaniu trojek – są one niezbędną obudową tego, co jest prawdziwym trzonem ich ofensywy.

Klasyczny pick’n’roll

Nie ma w lidze zespołu, który lepiej gra klasyczne akcje pick’n’roll ze ścinającym do kosza centrem, niż Hawks. Średnia 1,27 punktu na posiadanie w tego typu zagrywkach to zdecydowanie najlepszy wskaźnik w NBA i jest wypadkową wspólnej gry Trae Younga – trochę niedocenianego podającego – oraz w końcu wykorzystywanego w pełni Clinta Capeli. Nate McMillan ewidentnie oglądał w LeaguePassie Rockets sprzed kilku sezonów, właśnie z Capelą w składzie i postanowił Hawks oprzeć na podobnych założeniach.

Założenia są to takie, że Young potrafi zamienić każdy wolny fragment parkietu na punkty, a Capela ściągnąć znad kosza każdego loba. Efekt jest taki, że współpraca tych panów generuje bardzo silne pole grawitacyjne. Tylko zobaczcie, na jak małej powierzchni zebrało się tak wielu obrońców:

Ten duet trzeba kryć agresywnie i tutaj właśnie do akcji wkraczają ci wszyscy strzelcy i okazuje się, dlaczego swoje rzuty trafiają na tak wysokiej skuteczności. To efekt piłki wychodzącej z zagęszczonego środka pola, skąd obwodowi i skrzydłowi mogą już swobodnie dzielić się nią, reagując na dobiegających defensorów. To więc – na duuużym poziomie ogólności – trzyetapowa ofensywa, w której:

a) Trae Young szuka pozycji rzutowej po zasłonie
b) nie znajdując jej, szuka podania do rolującego Capeli
c) nie znajdując go, oddaje piłkę na obwód, skąd oddawany jest rzut, bądź akcja prowadzona jest dalej, przy spóźnionej rotacji defensywnej

To oczywiście tylko podstawowe założenie, schemat – nie jest tak, że każda akcja Hawks przebiega według tego samego scenariusza. Pojawiają się różne warianty, modyfikacje i zmiany tempa, choć trzonem tego wszystkiego najpewniej jest pick’n’roll. Są w koszykarskiej defensywie ograniczenia, których nie da się przeskoczyć. Obrona zawsze polega na tym, by mądrze wybrać, które rzuty rywala odpuścić na rzecz innych. Nie ma fizycznie możliwości, by pokryć dokładnie każdy fragment – boisko do koszykówki jest na to za duże. Przy tak mocnych trzech punktach jak te wyżej wymienione, trudno wybrać, który odpuścić. To sensowny system, któremu – co wydaje się najlogiczniejsze – najlepiej nie dać się rozpędzić. Wniosek jest taki, że playoffowemu rywalowi trudno będzie znaleźć odpowiedź. Rozsądnym wydaje się nie pozwolenie Youngowi w ogóle na wejście w pick’n’roll. Także na to trener McMillan stara się jednak znaleźć rozwiązania:

Trudno przypuszczać, by Hawks stali się jakimś czarnym koniem w Playoffach. Nie mają tylu topowych gwiazd co najlepsi rywale, a ich nie tak dobra defensywa też może okazać się problematyczna. Sęk w tym, że Hawks na dystansie kilku spotkań mogą być groźni dla każdego. Mądrze znajdowane rzuty za trzy, które nie są sztuką dla sztuki, tylko wynikową jakiegoś zamysłu – nawet bardzo prostego – potrafiły być bardzo groźną bronią w przeszłości. To zdecydowanie nie ta skala, ale kiedy Spurs zdobywali mistrzostwo w 2014 roku, ich gra opierała się na znajdowaniu otwartych pozycji po prostych zasłonach. Była to być może najładniejsza koszykówka grana na przestrzeni ostatnich 10 lat. Hawks nie mają połowy tego talentu i doświadczenia co Spurs wtedy, ale założenie jest podobne. Bliższe będzie chyba porównanie z Rockets 2018 – tymi, którzy w Finałach Konferencji zagrali 7 meczów z Warriors. To byli Rockets, którzy już grali trochę monotonnie, ale nie byli jeszcze tym ultra-smallballowym eksperymentem. Obecny Trae Young gra trochę jak kieszonkowa wersja Jamesa Hardena, a Clint Capela do złudzenia przypomina Clinta Capelę. To jest metodyczna, systemowa, trochę jednostajna, ale bardzo niewygodna i regularna koszykówka, stosunkowo odporna na tak zwany 'słabszy dzień’.

Na ten moment zapowiada się na to, że w pierwszej rundzie zobaczymy Hakws z Knicks w pierwszej rundzie i to oznaczałoby, że awans do drugiej jest jak najbardziej w zasięgu. Oczywiście, wciąż są jeszcze Heat, którzy mogą wejść wyżej w tabeli i namieszać – w takim wypadku Atlanta od razu zmierzy się z kimś z zestawu Nets/Bucks/Sixers. Pytanie brzmi oczywiście, czy sprawny, ofensywny system wystarczy w starciu z bardziej utalentowanym rywalem. Ani z Sixers, ani z Nets, ani z Bucks, Hawks nie będą faworytami. Tak z grubsza na dziś dzień wygląda podział w konferencji wschodniej – są te trzy ekipy i reszta. Poza starciami między nimi, najciekawsze będzie to, który z pozostałych rywali okaże się najmniej wygodny. Twarda defensywa Heat i Knicks na pewno sprawią faworytom problem, ale nie zdziwmy się, jeśli koniec końców to Hawks napsują czołówce najwięcej krwi.