Suns, Bulls, Warriors… 📺🏀
mecze wszystkich obejrzysz na żywo za darmo!

superbet logo
wchodzę!
Grizzlies, Warriors, Suns, Bulls… Czy ten sezon jest do odratowania?

Grizzlies, Warriors, Suns, Bulls… Czy ten sezon jest do odratowania?

Grizzlies, Warriors, Suns, Bulls… Czy ten sezon jest do odratowania?
(Photo by Jim Poorten/NBAE via Getty Images)

Bez długich wstępów: Pochylimy się dziś nad kilkoma drużynami, które miej lub bardziej rozczarowują na końcu sezonu. Spróbujemy zdiagnozować problem i ocenić, na ile realne jest jego rozwiązanie.


Chciago Bulls [10-17] 12. miejsce

Czy oczekiwaliśmy od Chicago Bulls, że zakręca się w TOP4, że powalczą o przewagę parkietu, że nawiążą walkę z najlepszymi? Nie. Widzieliśmy wcześniejsze sezony Bulls, widzieliśmy w zeszłym sezonie ich walkę o Play-In, a wiemy przecież, że skład się praktycznie nie zmienił. Niemniej, forma Byków – nawet na tle dość niskich oczekiwań – rozczarowuje.

problem: zła konstrukcja drużyny. Nie jest to żadną niespodzianką, bo ten sam problem trawi Bulls od dłuższego czasu. Liderzy w osobach DeMara DeRozana i Zacha LaVine’a nie uzupełniają się. Zabierają sobie przestrzeń, potrzebują gry na koźle i próbują dostawać się z piłką w te same strefy w półdystansie. Obaj nie są też elitarnymi obrońcami, a grają z centrem, który defensywnej prezencji niestety nie ma (sorry Vuc). Przy dwóch kozłujących liderach umyka brak klasowego rozgrywającego. Coby White mógłby być solidnym kreatorem, ale u boku LaVine’a nie dostaje wielu szans. Od kiedy LaVine’a z powodu kontuzji nie ma, widać zresztą różnicę w grze White’a… Jak i całych Bulls.

Od kiedy LaVine wypadł z gry – w atmosferze transferowych plotek, ale ostatecznie z powodu urazu – wszystko się dość gwałtownie zmieniło. Bulls bez LaVine notują bilans 5-3, przegrywając mocnymi rywalami jak Nuggets, Bucks i Heat (z dwoma ostatnimi też po razie wygrali). Są w tym czasie w ligowym TOP3 pod względem skuteczności rzutów za trzy (dotychczas 23. miejsce), w TOP3 pod względem liczby wymienianych między sobą podań (do tej pory 18. miejsce), oraz TOP3 pod względem procenta zebranych piłek (wcześniej 29. miejsce!). To stał się zespół naprawdę miły dla oka. Refleksja zdaje się przychodzić sama…

szansa: opłacalny transfer LaVine’a. Zarząd Bulls może wyczuć sytuację; dostrzec, że Bulls bez LaVine’a grają właśnie swój najlepszy basket od dawna i sprawić, by Zach już w koszulce Bulls nie zagrał – oddać go w wymianie.

prawdopodobieństwo uratowania sezonu: 50/50. Wymienić LaVine’a, pozyskać coś dobrego w zamian i walczyć. Na papierze proste. Notowania LaVine’a na rynku nie są jednak wysokie, a pozostałe ekipy niechętnie oddadzą w zamian coś wartościowego. Na wyrwanie tych wszystkich graczy, którzy przewijają się w plotkach transferowych najczęściej, jak OG Anunoby, czy Tobias Harris, może nie wystarczyć.

Jeśli w zamian za LaVine ma do Bulls powędrować pick i jakiś solidny zadaniowiec na pozycję, na której są braki (choćby center), to może to być niestety najwięcej, co da się z sytuacji wyłuskać. Tu pytanie – jaki byłby to zadaniowiec. Jeśli taki, który pomoże kiepskim defensywnie Bulls, to zarząd powinien brać to z pocałowaniem ręki. Jeden czy drugi zadaniowiec oblicza zespołu jednak nie zmieni, a obecni Bulls być może grają nieco ponad stan. Jeśli utrzymają jednak choćby zbliżoną dyspozycję, wzmocnią lekko rotację… Można zaatakować lepszą pozycję.


Memphis Grizzlies [6-18] 13. miejsce

O ile poziom w konferencji zachodniej jest w tym sezonie naprawdę wyrównany, tak na dnie też toczy się zacięta rywalizacja. Sęk w tym, że nie każdy miał ochotę brać w niej udział. O ile bowiem Spurs, czy Blazers byli świadomi, że znajdą się w tym położeniu, o tyle zaledwie 6 zwycięstw po 24 meczach Memphis Grizzlies to nie jest rezultat, którego oczekiwano.

problem: brak lidera ofensywy. Jasne – brak Ja Moranta to duży cios; każda drużyna mocno odczułaby brak swojego lidera, zawodnika na poziomie All-Star, potencjalnie All-NBA. Z tym, że historia ostatnich sezonów Memphis Grizzlies było właśnie to, jak radzili sobie, kiedy Morant nie grał. Niektórzy szli na tyle daleko, że zastanawiali się, czy Memphis nie jest bez niego lepszym zespołem.

O ile jednak w zeszłym sezonie dało się choćby pomyśleć o tak szalonej tezie, o tyle dzisiejsi Grizzlies są nieco innym zespołem. Odszedł Dillon Brooks, który dzielił się z Desomndem Banem kreowaniem gry na piłce, odszedł Tyus Jones, który rewelacyjnie spisywał się jako rezerwowy rozgrywający i nagle okazuje się, że nie ma komu prowadzić ofensywy. Zwłaszcza, że pozyskany w ich miejsce Marcus Smart też zmaga się z kontuzją i zagrał do tej pory tylko 11 spotkań.

Na ten moment siłę zespołu stanowią Desmond Bane i Jaren Jackson Jr., a za nimi poziom drastycznie spada. Największe minuty poza nimi grają Santi Aldana i Bismack Biyombo, a więc – z całym szacunkiem – najwyżej rezerwowi w solidnej drużynie NBA.

Desmond Bane jest stworzony do odgrywania roli drugiego kozłującego. W zeszłym sezonie ponad 50% jego rzutów za dwa i ponad 70% jego rzutów za trzy trafianych było po asystach kolegów, nie po koźle. W tym sezonie z przymusu gra na piłce większość czasu, jego rzuty oddawane są w większym wymiarze po koźle – stąd wyraźny spadek skuteczności i pierwszy raz w karierze poniżej 40% za trzy (dokładnie 37,9%). Jaren Jackson Jr. z kolei ze strefy komfortu wychodzi ze względu na brak kontuzjowanego Stevena Adamsa. Pierwszy raz w karierze gra 100% swoich minut na pozycji centra, ma zdecydowanie więcej zadań podkoszowych i trudno mu je łączyć z rolą jednego z podstawowych strzelców. Fakt, zdobywa najwięcej w karierze 21,8 punktu na mecz… Bo musi. Jego skuteczność spadła jednak z 50,6% do 44,3% z gry…

szansa: powrót Ja Moranta. Wspominani Desmond Bane i Jaren Jackson Jr. mogliby odetchnąć, gdyby swoje role w ataku wypełniali obok stanowiącego centrum systemu Ja Moranta. Gdyby Desmond Bane nie musiał kreować rzutu po koźle w każdym posiadaniu, tylko w co którymś. Gdyby Jaren Jackson Jr. nie musiał znajdować okazji do rzutu w każdej akcji, tylko wtedy, kiedy jest ku temu dogodna okazja. Ja Morant da im oddech.

prawdopodobieństwo uratowania sezonu: spore. Trzeba też jednak pamiętać, że brak Ja Moranta nie jest jedynym problemem tej drużyny. Steven Adams i Marcus Smart swoją nieobecnością odbierają wiele defensywnego ducha tej ekipie. Adams w tym sezonie nie wróci, ale Smart już tak. Z poziomu 6-18 piekielnie trudno będzie już powalczyć o wysokie pozycje, ale awans do Playoffów wciąż jest jeszcze jak najbardziej do uratowania.


Golden State Warriors [12-14] 11. miejsce

Sytuacja Warriors jest chyba najbardziej dramatyczna, biorąc pod uwagę cały szeroki kontekst. Drużyna, która jeszcze dwa lata temu zdobywała tytuł mistrzowski, której podstawowi gracze są zdrowi, a jednak nie wygrywają. Jest Curry, jest Thompson, Wiggins… Nie ma Greena, bo jest zawieszony, ale do tej pory był. Mimo wszystko wyniki dalekie od oczekiwań.

problem: wypalenie? Wygląda to tak, jakby w końcu dopadał tę drużynę PESEL, ale też tyle lat wspólnej gry głównej grupy. Curry gra dobry sezon, ale Klay, Draymond, ale też trener Kerr – tu formuła się chyba powoli wypala.

To rozczarowujące – zwłaszcza, że wydawało się, że Warriors odnajdują nową formułę. Że dobrze grający fizycznie Jonathan Kuminka, że agresywni na piłce Podziemski i Moody nadają ekipie nową barwę. Warriors są – zaskakująco – drugą najlepiej zbierającą drużyną NBA, oraz jedną z najczęściej dostających się na linię rzutów wolnych w lidze. Są jednocześnie jedną z najmniej skutecznych w rzutach z gry, jedną z najczęściej tracących piłkę i najczęściej faulujących.

szansa: praca trenera Kerra. Trener zauważa problem i zaczął już zapowiadane eksperymenty w rotacji. Do pierwszej piątki wskoczyli Brandin Podziemski i Jonathan Kuminga, a wypadł z niej słaby w tym sezonie Andrew Wiggins. Nowa pierwsza piątka ma bilans 2-1, ale trudno powiedzieć, czy jest to skład optymalny. Piątka Curry-Thompson-Podziemski-Kuminga-Looney, która wychodzi teraz od pierwszych minut, ma w tym sezonie plus/minus -3,6 na 100 posiadań.

Trudno tu jednak znaleźć jakieś ustawienie ratujące sezon. Warriors to jedyna ekipa, która pozwala rywalom na ponad 50% trafień z pola trzech sekund. Obrońca obręczy potrzebny od zaraz, a tymczasem dobrze grający debiutant Trayce Jackson-Davis (+11 na 100 posiadań!), który blokuje 2,5 rzuty PER36, w ostatnich 10 meczach zagrał średnio… 3,5 minuty na mecz. Trener Kerr zdaje się nie czuć tego zespołu i to musi się zmienić.

prawdopodobieństwo uratowania sezonu: bardzo niskie. Wszyscy wiemy, że Steve Kerr ma świetny warsztat. Nawet jeśli w wielu sezonach jego skład Warriors wydawał się być przysłowiowym „samograjem”, to jednak przez lata GSW wyznaczali trendy pod względem złożonych ofensywnych zagrywek, ruchu bez piłki, taktycznego podejścia do gry. Zawsze jednak byli do tego elitarni wykonawcy. Żeby ułatwić Kerrowi przywrócenie Warrors do życia, należałoby wpompować do klubu trochę świeżej krwi. To musiałoby oznaczać transfer Klay’a Thompsona, z którym Warriors nie mogą się dogadać na przedłużenie umowy. Szanse na taki transfer osobiście oceniam jednak jako niskie. Warriors to nie jest klub, który odda swoją legendę w połowie sezonu, żeby awansować w tabeli o dwie czy trzy pozycje i powalczyć o pierwszą rundę Playoffów. Ten sezon zapowiada się jako początek końca TYCH Warriors.


Toronto Raptors [10-15] 11. miejsce

Mam wrażenie, że to już któryś z rzędu rozczarowujący sezon Toronto Raptors – przynajmniej na tym wczesnym jego etapie. To trochę problematyczne, kiedy swój trzeci sezon – przełomowy, zdecydowanie najlepszy – rozgrywa młody, utalentowany Scottie Barnes. Ma on potencjał na czołową postać dobrego zespołu. Niestety, zespół nie robi postępów razem z nim.

problem: możliwości strzeleckie. To jest właśnie pole, na którym najbardziej rozwinął się Scottie Barnes w tym sezonie. Nie tylko jest on drugim najczęściej rzucającym za trzy graczem Raptors (5,3 próby na mecz), ale trafia też na dobrej skuteczności 38,6%. W zeszłym sezonie było to 28%, więc różnica jest kolosalna. Niestety, sam Scottie świata nie zbawi.

Raptors są drużyną grającą bardzo dokładnie. Są drugą najwięcej podającą drużyną NBA (310,1 na mecz, tylko za Kings), 68,2% ich trafień jest po asystach (również 2. wynik w lidze), a przy tym tracą mało piłek (ligowe TOP4 w bilansie asyst do strat). Problem polega na tym, że ten dobry ruch piłki nie jest przekuwany w trafienia.

Raptors znajdują się w ligowym TOP10 pod względem liczby trójek oddawanych z rogów, ale trafiają ich tylko 36,5%. Ze szczytu nie jest lepiej – tam trafiają 35,5%, jako jeden z trzech zespołów nie trafiający przynajmniej 8 takich prób na mecz. Bo nie ma komu.

W pierwszym składzie obok kompletnie nierzucającego Jakoba Poeltla gra Pascal Siaka, który trafia w tym sezonie najsłabsze od 5 lat 26,6% za trzy. Dennis Schroeder robi co może trafiając niezłe jak na siebie 34,7%, ale zawodzą nieliczni gracze, którzy powinni pełnić rolę off-ballowych strzelców. Gary Trent Jr.? 35,7%. Gradey Dick? 25%… No i w zasadzie tyle. Strzelców do biegania bez piłki po zasłonach czy ustawiania się w rogu po prostu nie ma.

szansa: dobry transfer Siakama. W tym składzie osobowym trener Darko Rajakovic więcej nie ulepi. OG Anunoby i Pascal Siakam lepsi już nie będą – nawet, jeśli Siakam może poprawi formę strzelecką. Podobnie reszta składu, jak Dennis Schroeder, czy Gary Trent Jr.. To jest sufit, jeśli Barnes nie wejdzie nagle na jakiś legendarnie wysoki poziom. A choć gra świetnie, to chyba nie na tyle dobrze, żeby to uciągnąć wyżej. Potrzeba ten skład przemodelować.

prawdopodobieństwo uratowania sezonu: niskie. Powiedzmy sobie szczerze – jeśli Raptors zdecydują się w końcu wymienić Siakama (a mnogość plotek i zainteresowania innych klubów na to wskazuje), to przy obecnej sytuacji będą chcieli przede wszystkim pozyskać jakiś potencjał – niekoniecznie wzmocnienia na tu i teraz. Scottie Barnes ma 22 lata, ma przed sobą jeszcze sporo czasu na rozwój, a dodanie do niego i OG Anunoby’ego jakiegoś strzelca może poprawić wyniki Raptors, ale nie wyniesie ich na znacznie wyższy poziom. Spodziewajmy się więc odejścia nie tylko Siakama, ale i Anunoby’ego, pozyskania młodych graczy i picków w drafcie i celowania w odbicie się na przestrzeni kolejnych 2-3 lat. Lepiej późno niż później.


Phoenix Suns [14-12] 10. miejsce

W tym wypadku mamy do czynienia z zespołem z dodatnim bilansem – w takim przypadku pytanie o „ratowanie” sezonu często nie przychodzi do głowy. Chodzi jednak o Phoenix Suns, a więc klub, który dokonał latem najbardziej spektakularnych ruchów, sprowadził do składu trzecią gwiazdę i był wymieniany w gronie najpoważniejszych faworytów w walce o tytuł. Tymczasem w samej konferencji zachodniej jest obecnie 9 zespołów z lepszym wynikiem.

problem: zdrowie Big Three.

W tym sezonie Kevin Durant, Devin Booker i Bradley Beal zagrali ze sobą niespełna 2 mecze razem. Liczę z ułamkiem, bo w drugim ich wspólnym występie Beal wypadł z gry po 4 minutach ze skręconą kostką. Nieco ponad 1 wspólny występ po 26 meczach sezonu… Jeśli utrzymają takie tempo, to do końca sezonu regularnego zagrają razem oszałamiające 5 spotkań. Nawet jeśli wygrają wszystkie, to co z tego.

Trudno nawet o statystyki potwierdzające, że Suns z trójką liderów na parkiecie są zdecydowanie lepsi – próbka jest zbyt mała. W sumie przez 24 spędzone razem na parkiecie minuty zanotowali plus/minus na poziomie +15, ale to nic nie znaczy przy tak niskich liczbach.

Booker i Durant radzą sobie, ale koledzy trochę nie dojeżdżają. Pierwsza piątka Suns notuje TOP10 Net Rating ligi, z kolei ławka ma dopiero 22. NetRating w stawce. Dla zobrazowania: Pierwsza piątka w składzie Booker-Gordon-Allen-Durant-Nurkic przez ponad 100 minut wspólnej gry ma plus/minus rzędu +23,2 na 100 posiadań. Kiedy tylko Gordona zastępuje Nassir Little, plus/minus spada do -18,1. Kiedy z kolei Graysona Allena zastępuje Josh Okogie, spada do -16,4.

Okogie, Goodwin, Bates-Diop, Watanabe, Eubanks… Ci gracze po prostu nie wygrywają swoich minut. Obecność zdrowego Beala paradoksalnie dużo by poprawiła. Trener Frank Vogel nie musiałby bowiem zostawiać na parkiecie tylko jednej gwiazdy – zawsze mógłby rotować tak, by dwie były na parkiecie. To już zdejmuje z rezerwowych bardzo dużo presji i odpowiedzialności za grę.

szansa: zadyszka rywali. Tak po prawdzie największą nadzieją zdaje się być to, że Beal Booker i Durant będą w końcu wszyscy zdrowi i będą grać razem. To jednak – jak wiemy – nie wydarzy się jeszcze przynajmniej przez następne kilka tygodni. Teoretycznie, na papierze, nie powinien być to wielki problem. Suns jak do tej pory wygrywają 53,8% spotkań – to jest wynik, który w zeszłym sezonie pozwalał zając 5. miejsce. Niestety, na początku tego sezonu poziom w konferencji zachodniej jest piekielnie mocny. Suns mogą liczyć jednak, że z czasem się to wyrówna i wynik powyżej 50% zwycięstw znów będzie dawał wyższą pozycję niż ledwo-play-in. Liczyć, że Rockets złapią zadyszkę, że Clippers się posypią, że Zion złapie kontuzje, że LeBron opuści trochę meczów…. Jak do tej pory to bardziej inni są mocni, niż Suns słabi. Choć oczywiście są rozczarowujący, ale to chyba norma przy tak „nowych” zespołach.

prawdopodobieństwo uratowania sezonu: wysokie. Nie wiem, czy Bradley Beal i reszta będą w tym sezonie jeszcze w pełni zdrowi, ale najpewniej zagrają razem trochę więcej meczów – w końcu złapią jakiś wspólny moment. Nie wiem, czy wszyscy notowani wyżej rywale się posypią, ale kilka drużyn gra ponad stan i ktoś siłą rzeczy obniży loty. Suns do ścisłej czołówki już pewnie nie wskoczą, ale na miejsca bezpieczne pod kątem awansu do Playoffs powinni prędzej czy później wskoczyć.