Czy Golden State Warriors stać na utrzymanie mistrzowskiego składu?

Czy Golden State Warriors stać na utrzymanie mistrzowskiego składu?

Sezon 2021/22 już za nami. Mistrzami NBA zostali w tym roku Golden State Warriors. I choć cały zespół jeszcze zapewne dochodzi do siebie po mistrzowskiej paradzie, to w biurze zarządu, Bob Myers i spółka mają już ręce pełne roboty. Przed nowymi mistrzami stoi bowiem bardzo trudne zadanie – jak utrzymać mistrzowski skład, aby za rok obronić tytuł?

To pytanie pojawia się co roku i zawsze stanowi mniejszy lub większy problem. W przypadku Golden State można mówić o ogromnym wyzwaniu, przynajmniej pod kątem finansowym. Tegoroczny skład Dubs jest bowiem najdroższym zespołem w historii ligi, a na horyzoncie ustawiła się już cała kolejka zawodników po nowe kontrakty. Na pensje tylko w tym sezonie, Golden State wydali, licząc wraz z podatkiem od luksusu, niespełna 350 milionów dolarów. Dla kontekstu – tylko cztery inne drużyny w NBA wydały ponad 200 milionów (Lakers, Bucks, Clippers i Nets). Te 350 milionów to więcej, niż połączone wydatki na skład Magic, Thunder i Grizzlies. Warriors zdobyli tytuł, więc każdy wydany cent był tego wart. To jednak wcale nie ułatwia podjęcia decyzji na kolejne lata.

Draymond i Klay

Obaj mogą przedłużyć kontrakt tego lata. Być może zrobią to obaj, a być może żaden z nich. Tutaj jednak nie może być mowy o żadnych spekulacjach. Dray i Klay to legendy organizacji i znajdą porozumienie, które zadowoli i klub i samych zawodników. Niezależnie, czy będzie to w tym, czy w kolejnym roku.

Andrew Wiggins

Jeden z największych bohaterów tych Finałów, bez dwóch zdań. Jego obrona była niezastąpiona, a w najważniejszych momentach, Wiggins nie zawiódł także w ataku. Przemiana jaką Andrew przeszedł w Golden State jest niezwykła. Bo choć warunki i talent miał zawsze, to jednak w Minnesocie nie był w stanie spełniać pokładanych w nim nadziei. W Golden State tymczasem wyrósł na drugiego najważniejszego zawodnika zespołu mistrzowskiego. Wczoraj to była doskonała wiadomość dla Golden State. Dzisiaj już niekoniecznie, bo Andrew (a właściwie jego agenci – Wiggins sam przyznał, że nie do końca się chce tym zajmować i ufa w tej kwestii swoim przedstawicielom) zażąda maksymalnego przedłużenia. I słusznie – za sam potencjał na bycie drugą opcją w zespole mistrzowskim dostaje się w tej lidze maksymalne umowy. Wiggins potrafił to udowodnić, więc wszystko poniżej maxa będzie jego przysługą dla klubu.

YT: Always Hoops

Co powinni z nim zrobić Warriors? Chcąc pozostać w grze o tytuł muszą go podpisać. Nie muszą jednak robić tego teraz i szczerze mówiąc absolutnie nie powinni. Popatrzmy na Knicks i Juliusa Randle. Rok temu to była identyczna sytuacja. Randle zagrał sezon życia i na podstawie tego jednego sezonu dostał olbrzymi kontrakt. Jak wyglądał w tym, wszyscy pamiętamy. Tego lata NYK mogliby go utrzymać po znacznie niższej cenie.

Nie mówię, że Wiggins też zanotuje taki spadek. Jednakże jeśli zagra trochę słabiej, GSW może na tym zaoszczędzić kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt milionów na samym kontrakcie, nie licząc podatku. Przy tak drogim składzie, każdy cent ma znaczenie. A jeśli Wiggs powtórzy tegoroczne sukcesy, to wyjdzie na jedno.

Oczywiście zdaje sobie sprawę, że możemy tu mieć casus DeAndre Aytona, który miał żal do klubu za brak szybkiego przedłużenia. Po pierwsze nie wierzę w to w przypadku Wigginsa, któremu Warriors uratowali karierę. Po drugie, jeśli Bob Myers nie przedłuży błyskawicznie kontraktów Klaya i Draymonda i oni nie będą mieć z tym problemu, to i Andrew nagle nie zacznie się obrażać z podobnego powodu.

Jordan Poole

Najpilniejszy temat do zamknięcia. Jordan bowiem może podpisać przedłużenie jedynie do startu przyszłego sezonu. Jeśli tego nie zrobi, za rok stanie zastrzeżonym wolnym agentem, co jest równoznaczne z otrzymaniem maksymalnej oferty od jakiegoś zespołu. Tego Dubs woleliby uniknąć, lecz przedłużenie jeszcze w tym offseason wcale nie będzie jakoś znacząco tańsze. W lutym spekulowano, że Jordan zażąda około 20 milionów rocznie:

Teraz źródła mówią już o ofertach zaczynających się od 25 milionów. Poole, podobnie jak Wiggins (i w sumie wszyscy zawodnicy w tym zestawieniu) nie ma ochoty zmieniać klubu i chciałby pozostać Wojownikiem. Warriors prawdopodobnie zapłacą mu tyle, ile zażąda i nie powinno nas to dziwić.

Jordan Poole ma 23 lata. Rok temu występował w G-League. W tym sezonie, na największej możliwej scenie, przeciwko absolutnie najlepszej defensywie w całej lidze, w swoich pierwszych playoffach w życiu wychodził i po prostu robił swoje, czyli dostarczał tak potrzebną Wojownikom ofensywę. Pewnie, miewał słabsze momenty, szczególnie na początku serii. Nie trafiał każdego rzutu, ale 38,5% zza łuku to nie powód do wstydu. Ostatnie 3 spotkania to 43 punkty rzucone w 53 minuty na parkiecie. Ofensywnie Jordan pokazał, że już teraz da sobie radę z każdym.

Problemem oczywiście jest obrona, która ograniczyła jego minuty w serii z Celtics. W tym kontekście jednak warto obejrzeć sobie tegoroczne Finały i te chociażby z 2016 roku. Progres w obronie, jaki poczynił przez ten czas Stephen Curry jest godny podziwu. Czemu Poole nie miałby podążyć podobną ścieżką. Już teraz skutecznie imituje Stepha w znacznie trudniejszym rzemiośle, jakim jest atak:

Yt: NBA G-League

Zawodnicy drugoplanowi

Jak widać już kwestia zawodników z wciąż obowiązującymi kontraktami nie jest łatwa (ani tania). A przecież są jeszcze istotni gracze, których umowy wygasają. Tutaj dopiero zaczyna się zabawa, bo wycenić zadaniowców zawsze jest trudniej. Tym bardziej, że wolny rynek w NBA bywa bardzo hojny.

Kevon Looney

Według źródeł blisko związanych z klubem, największe szanse na pozostanie w drużynie ma Kevon Looney. Nie przeszkadza w tym sygnalizowane zainteresowanie ze strony Hornets, czy Kings. Podkoszowy świetnie czuje się w San Francisco i nie zamierza opuszczać zespołu. W normalnych okolicznościah Warriors chętnie by go zatrzymali. Jednakże jego kontrakt warty zapewne około 7 milionów rocznie, kosztować będzie kolejne 36 milionów w podatku od luksusu. Czy jest sens płacić tyle Kevonowi, kiedy w zespole jest center wybrany z drugim numerem draftu?

I tak i nie. Looney pokazał już niejeden raz, że jest godny zaufania. Kilka lat temu stawał naprzeciw Jamesa Hardena w serii z Houston i potrafił wyjść z tych starć obronną ręką. W tym roku, Warriors nie wygrywają serii z Celtics, a być może i z Memphis gdyby nie Loon.

YT: Z Highlights

Wiseman z kolei stanowi zagadkę. Utalentowany, lecz surowy, bez doświadczenia i po kontuzji, która go kosztowała go ponad sezon gry. W kontekście walki o obronę tytułu, dobrze mieć jednak także tych sprawdzonych weteranów.

Gary Payton II

Gary Payton II. Obok Wigginsa chyba największy ból głowy Boba Myersa tego lata. O ile jednak sprawę Andrew można spróbować odsunąć w czasie, o tyle kwestia Gary’ego musi być rozwiązana tego lata. Według mnie, Payton to najważniejszy gracz drugiego planu w Golden State. Porter jest niezły, Looney naprawdę dobry, ale możliwy do zastąpienia. Znalezienie kogoś, kto będzie robił to, co Payton jest jednak szalenie trudne. Dobre porównanie stanowić może Alex Caruso. Dla przeciętnego kibica długo był jedynie bohaterem memów. Dopiero jego odejście z LAL pokazało, ile ciężkiej pracy faktycznie wykonuje ten niepozorny gość i jak ważny jest dla wyników drużyny. Z Paytonem jest podobnie i nie ma powodu dla którego ktoś nie miałby zaoferować mu w wolnej agenturze podobnego kontraktu, jaki Caruso dostał od Byków (37 mln na 4 lata). Na szczęście, Warriors mogą zaoferować maksymalnie niemal 11 milionów dolarów rocznie, zatem jest spora szansa, że zatrzymają w składzie młodego Paytona.

To oczywiście wygórowana cena. Gary, który chciałby pozostać Wojownikiem prawdopodobnie zgodzi się na mniej. Spośród wszystkich zadaniowców w składzie Steve’a Kerra, Payton jest najważniejszy, zatem tu Bob Myers nie powinien oszczędzać.

Otto Porter Jr

Zostaje nam Porter i jego odejście nie jest może przesądzone, lecz bardzo prawdopodobne biorąc pod uwagę koszty, jakie i tak poniosą Dubs. Tym bardziej, że akurat rolę Otto spokojnie może przejąć młodzież. Moses Moody pokazał przecież w trakcie finałów konferencji, że radzi sobie na największej scenie. Nie mówiąc już o Kumindze. Otto celować będzie prawdopodobnie w kontrakt podobny do Looneya, czyli 5-7 milionów dolarów rocznie. Warriors mogliby przeznaczyć na niego swój mid-level exception (6,4 mln), lecz wstrzymali się z taką decyzją w tym sezonie i w kolejnym również spróbują tego uniknąć. Te 6,4 mln przy przekroczonym salary nagle urasta bowiem do kolejnych kilkudziesięciu.

Co najlepsze to wciąż nie wszyscy zawodnicy Warriors, którym wygasają kontrakty. Na liście znajdują się jeszcze Nemanja Bjelica, Juan Toscano-Anderson, czy Damion Lee. Warriors chętnie uzupełnią nimi skład, lecz za minimalne pieniądze. Pokazali oni bowiem, że mogą być wartościowymi elementami rotacji, nawet w samych Finałach. Andre Iguodala natomiast najprawdopodobniej zakończy karierę. Moment jest idealny, poza tym Iggy na poważnie rozpoczął swoją karierę w biznesie. Niewkluczone jednak, że wróci albo jako trener, albo w roli Udonisa Haslema.

Reszta składu zostanie uzupełniona według standardowej formuły, czyli draft plus zawodnicy goniący pierścień mistrzowski. Już teraz otrzymali wsparcie z draftu – Patrick Baldwin Junior to chłopak, który rok temu spodziewany był w top5 tegorocznego draftu. Słaby rok to zmienił, lecz talent z pewnością jest na poziomie NBA. Wojownicy potrafią wyciągać maksimum z takich graczy. Dubs są obecnymi mistrzami, także znajdą co najmniej jednego solidnego weterana na rynku wolnych agentów.

Podsumowanie

Na ten moment Golden State Warriors mają zagwarantowane 173,6 mln dolarów na przyszły sezon, 24,6 mln powyżej progu podatku od luksusu. Dokładając do tego graczy z draftu, weteranów za minimum i nowe umowy dla Paytona i Looneya, łączna wartość ich zespołu jedynie na kolejny sezon przekroczyć może 400 milionów dolarów, nie mówiąc już o kolejnych sezonach. Chociaż tutaj akurat perspektywy są obiecujące. Warto pamiętać bowiem, że od sezonu 2025/26 obowiązywać będzie nowa, kosmicznie wysoka umowa telewizyjna, co na pewno wpłynie na wysokość salary cap. To jednak melodia przyszłości.

Obecnie Bob Myers przekonuje, że Warriors planują zatrzymać wszystkich zawodników na kolejny sezon:

„Naszym celem i nadzieją jest zatrzymanie wszystkich graczy w składzie na następne rozgrywki. Każdy z nich był świetny i robił różnicę w różnych aspektach gry. Niemal każdy z tych wolnych agentów odegrał jakąś rolę w Finałach, co oznacza, że byli bardzo ważni dla końcowego wyniku.”

Bob Myers

To samo podkreślali właściciele Dubs, którzy są gotowi wydawać ogromne pieniądze (do tej pory zapłacili 338 milionów w samym podatku od luksusu), jeśli tylko idą za tym wyniki sportowe. Wygląda więc na to, że Lacob i Guber tym razem również sięgną latem do portfeli i faktycznie zatrzymają w większości swój mistrzowski skład. Niezależnie od jego końcowej ceny. I szczerze mówiąc tak powinni działać wszyscy właściciele, których portfele co roku stają się znacznie grubsze właśnie za sprawą ich klubów. Dobrze pokazuje to stale i szybko rosnąca wartość dosłownie wszystkich organizacji w NBA. Warto byłoby może zatem trochę w swój klub zainwestować, przynajmniej raz na jakiś czas.

Dla przykładu, Warriors po tym mistrzostwie wyceniani są już na 6 miliardów dolarów. Jak widać zatem, mądrze inwestując, stopa zwrotu jest naprawdę wysoka, zarówno pod względem finansowym, jak i sportowym, o czym dobrze świadczą kolejne banery wieszane pod kopułą hali Chase Center. A dopóki ta strategia przynosi sukcesy, szefowie GSW nie zamierzają jej zmieniać. Nawet jeśli przyjdzie im co roku bić kolejne rekordy w wysokości podatku od luksusu.