Starcie Moranta z Currym, game-winner Ingrama, Booker rozkojarzony maskotką
OKC – WAS – 118:122
PHX – TOR – 99:95
DET – CHI – 87:133
GSW – MEM – 108:116
MIN – NOP – 125:128
DEN – LAC – 85:87
Najważniejsze starcie minionej nocy zakończyło się zwycięstwem Memphis Grizzlies nad Golden State Warriors. Tym samym to ekipa z Tennessee prowadzi w bezpośredniej rywalizacji 2-1. Jest to ich 9. zwycięstwo z rzędu, odniesione przeciwko jednej z dwóch najlepszych ekip w lidze, pomimo braku dwóch zawodników wyjściowej piątki (Dillon Brroks i Steven Adams). Można chyba powiedzieć, że w tym momencie, to Grizzlies są najlepszą ekipą w lidze (albo przynajmniej są tego miana bardzo blisko).
Różnicę blisko 20 punktów udało się Memphis uzyskać już w drugiej kwarcie. GSW nadrobiło stratę, początek trzeciej czwartej kwarty będąc na remisie. Duża w tym zasługa Stepha Curry’ego, który zdobył triple-double na 27 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst. Nie wygrał jednak bezpośredniego starcia z Ja Morantem, który uzbierał 29 punktów, 5 zbiórek i 8 asyst. Piękny pojedynek:
W kolejnym meczu po powrocie, Klay Thompson w niespełna 20 minut zdobył 14 punktów. Wciąż jeszcze bywa jednak głową gdzieś indziej:
Kolejnego już w swojej karierze game-winnera trafił Brandon Ingram, który dał swoim Pelicans zwycięstwo nad Timberwolves:
Na przestrzeni całego meczu Ingram zdobył 33 punkty, 4 zbiórki i 9 asyst:
Wizards poradzili sobie – ledwo bo ledwo, ale poradzili – z Oklahomą City Thunder. Już po raz kolejny ich najlepszym zawodnikiem okazał się Kyle Kuzma, który zdobył 29 punktów, 5 zbiórek i 3 asysty:
Trudno powiedzieć, na ile motywująca okazała się bójka, która wywiązała się w przerwie meczu w szatni pomiędzy Kenaviousem Caldwell-Popem a Montrezlem Harrellem. Faktem jest, że w drugiej połowie Wizards zagrali lepiej:
Raptors postawili twarde warunki Suns, ale ostatecznie zespół z Phoenix wyszedł z tego starcia zwycięsko. Potrzebował do tego kolektywnego wysiłku aż 5 zawodników, którzy zdobyli po kilkanaście punktów:
Dość skromne jak na siebie 16 punktów zdobył Devin Booker, który przy pustych trybunach hali w Toronto, dał się rozproszyć maskotce rywali:
Los Angeles Clippers wygrali z Denver Nuggets w bardzo smutnym meczu, w którym do połowy zdobyli tylko 28 punktów. Już w połowie 3. kwarty przegrywali różnicą 25 punktów, by wziąć się w garść, odrobić i ostatecznie wygrać. Powrót z 25 punktów to największy comeback w historii klubu:
Trzeba w tym wszystkim pochwalić Amira Coffey’a, który po raz kolejny pokazał, że może dać sporo zespołowi. Tym razem zdobył najwięcej w zespole 18 punktów, 5 zbiórek, 7 asyst i 4 przechwyty:
Po drugiej stronie 21 punktów, 13 zbiórek i 8 asyst zanotował Nikola Jokic, ale najlepszym strzelcem był tym razem Aaron Gordon, zdobywając 30 punktów i 12 zbiórek. reszta zespołu trafiła oszałamiające 12/50 rzutów z gry:
Byki nie dały najmniejszych szans Pistons, pomimo ich niezłej ostatnio formy. Do wygranej różnicą aż 46 punktów poprowadzili ich Nikola Vucevic (22 punkty, 8 zbiórek, 4 asysty), DeMar DeRozan (20 punktów, 12 zbiórek, 7 asyst) i Lonzo Ball (18 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst):