Saulius Kulvietis: Kontuzja mnie prawie „zabiła”

Saulius Kulvietis: Kontuzja mnie prawie „zabiła”

Saulius Kulvietis: Kontuzja mnie prawie „zabiła”
Saulius Kulvietis / foto: Andrzej Romański / PLK

To szalony sezon. Można byłoby napisać niezłą książkę. Wiele zmian w składzie i na ławce trenerskiej. Nie było wyników w PLK i w EuroCupie. Do tego nabawiłem się kontuzji, która mnie prawie „zabiła” pod względem mentalnym. To było cholernie trudne być poza grą tyle miesięcy i tylko patrzeć na to wszystko z boku – mówi Saulius Kulvietis, koszykarz Śląska Wrocław.

Karol Wasiek: Powiem wprost: byłem mocno zaskoczony, gdy zobaczyłem ciebie na parkiecie podczas ostatniego spotkania z Treflem Sopot. Jak do tego doszło?

Saulius Kulvietis, zawodnik Śląska Wrocław: To powrót po długiej, pięciomiesięcznej przerwie. Trochę mnie nie było (śmiech). Za mną niełatwy czas, ale o tym może później. W ostatnich kilku tygodniach pracowałem ciężko, by dołączyć do zespołu na końcową fazę sezonu zasadniczego. Trenerowi Rajkoviciowi bardzo zależało na moim występie w spotkaniu z Treflem Sopot.

„Potrzebuję cię w tym meczu. Spróbuj” – usłyszałem.

Dzień przed spotkaniem powiedziałem trenerowi:

„jeśli mnie trener potrzebuje, to wejdę na boisko i zrobię wszystko, by pomóc drużynie”.

Choć mogę zdradzić, że nie byłem przygotowany do tego meczu w 100 procentach. Byłem poza rytmem meczowym, więc moja forma też nie była najwyższa, ale zależało mi na tym, by pomóc drużynie w osiągnięciu jak najlepszego wyniku. Też miałem świadomość, że liczba minut nie będzie wcale wielka – około 12/15 minut. I tak też było.

Usłyszałem w kuluarach, że pierwotny plan zakładał powrót na mecz z Sokołem Łańcut. To prawda?

Pierwotny plan, który był ustalony kilka miesięcy temu, zakładał powrót na końcówkę sezonu zasadniczego. Trudno było wtedy oszacować, na który konkretnie mecz. To wszystko zależało od rehabilitacji, mojej kondycji i samopoczucia. Sytuacja zespołu była na tyle trudna, że postanowiłem wrócić do gry, nawet jak nie byłem przygotowany w 100 procentach. Jednak czułem się na tyle dobrze, że długo się nie zastanawiałem. Chciałem pomóc drużynie w meczu z Treflem Sopot.

Powiedziałeś: „za mną nie łatwy czas”. Możesz coś więcej o tym powiedzieć?

Zacznę od tego, że przez pierwsze 1,5 miesiąca nie było postawionej konkretnej diagnozy. Lekarze nie potrafili dokładnie wskazać, co mi dolega i z czym mam problem. Najpierw mówiono o pachwinie, a później o biodrze. Ostateczna diagnoza brzmiała: „problem z biodrem, trzeba operować”.

Zabieg odbył się na Litwie?

Tak. Operacja się udała, wszystko poszło zgodnie z planem. Rehabilitacja była długa i żmudna, ale z optymizmem patrzyłem w przyszłość. Teraz wszystko jest już w porządku. Moim celem od samego początku był powrót na końcówkę rundy zasadniczej. Bardzo mi na tym zależało. Wszystkim dookoła – przed meczem z Treflem – powtarzałem: „hej, ja nie wracam na dwa spotkania. Chcę grać w play-off”.

Jak generalnie oceniasz ten sezon?

To szalony sezon. Można byłoby napisać niezłą książkę. Wiele zmian w składzie i na ławce trenerskiej. Nie było wyników w PLK i w EuroCupie. Do tego nabawiłem się kontuzji, która mnie prawie „zabiła” pod względem mentalnym. To było cholernie trudne być poza grą tyle miesięcy i tylko patrzeć na to wszystko z boku. Każdego dnia musiałem ciężko pracować na siłowni, by to wszystko odbudowywać i wracać do formy. Teraz jestem z powrotem i muszę walczyć o powrót do dyspozycji pod względem sportowym. Jest daleka od ideału.

Gdy nabawiłeś się kontuzji, to trenerem był jeszcze Oliver Vidin, a rozgrywającym Jawun Evans. Teraz trenerem jest Miodrag Rajković, a za rozgrywanie odpowiada Marek Klassen. Wielkie zmiany.

Dobrze to ująłeś: wielkie zmiany. Ale chciałbym doprecyzować: zagrałem jeszcze jeden mecz za czasów Jacka Winnickiego. Teraz to całkowicie inny zespół. Nowy Śląsk Wrocław. Na początku sezonu był inny trener, inni gracze. Teraz mamy trenera Rajkovicia, Marka Klassena czy Angela Nuneza. Wiesz co było największym problemem Śląska od początku?

Zamieniam się w słuch.

Fakt że ani razu w tym sezonie nie zagraliśmy w pełnym składzie. Nigdy nie poznaliśmy potencjału, który drzemał w tej drużynie. Za każdym razem ktoś wypadał. A to rozgrywający, a to skrzydłowy, a to podkoszowy. Cholerny pech! Dużym problemem był też fakt, że od początku były problemy z pozycją rozgrywającego. Mam na myśli urazy zawodników z tej pozycji. To bardzo trudna sytuacja. Nie ukrywam, że spodziewałem się lepszych wyników w EuroCupie, ale było jak było…

Teraz jesteś optymistą?

Zawsze jestem optymistą! Teraz jest nowa kartka do napisania. Wierzę, że będziemy w fazie play-off, a tam pokażemy się z jak najlepszej strony.

Przyszedłeś do Śląska ze względu na trenera Vidina?

Tak. To on mnie chciał, nalegał na transfer. Uważam, że trener Vidin nie miał po prostu szczęścia. Od samego początku nie miał rozgrywającego. W okresie przedsezonowym urazu nabawił się Jawun Evans. Później wrócił, ale tak naprawdę jeszcze nie był sobą. Brakowało ludzi, którzy potrafią zorganizować grę i wykreować pozycje dla kolegów. Pojawiła się frustracja i wszyscy wiedzą, jak to wszystko wyglądało.

Jak oceniasz poziom ORLEN Basket Ligi?

Liga jest na pewno fizyczna, pod tym względem jest porównywalna do ligi litewskiej. Czasami mi w tej lidze brakuje takiej boiskowej mądrości ze strony zawodników. Widzę, że niektórzy gracze po prostu grają dla samego grania. Nic więcej. Ale ogólnie liga stoi na niezłym poziomie. Jestem pozytywnie zaskoczony, że jest wiele dobrych drużyn. Nie spodziewałem się tego. Myślałem, że będą 4 mocne zespoły, a kolejne będą odstawały. I to jest zaskoczenie na duży plus. Słyszę od wielu osób, że dawno liga nie była tak wyrównana. I coś w tym jest, bo trudno wskazać jednoznacznego kandydata do mistrzostwa Polski.

superbet logo ZAŁÓŻ KONTO I OGLĄDAJ MECZE PLK ZA DARMO! 📺🤩

18 tylko dla osób pełnoletnich, pamiętaj że hazard uzależnia, graj odpowiedzialnie.