LiAngelo Ball: Moje miejsce jest w NBA
LiAngelo Ball, środkowy z trójki synów LaVara Balla od kilku lat bezskutecznie próbuje dostać się do NBA. Rzucający obrońca pozostaje jednak przekonany, że prędzej czy później znajdzie się dla niego miejsce w najlepszej lidze świata.
Blisko było w zeszłym roku, kiedy to Ball najpierw trafił do filii Thunder w G-League, a następnie został zaproszony na obóz przez Detroit Pistons. Niestety bezskutecznie. Teraz rękę wyciągnęli do niego Charlotte Hornets, zapraszając LiAngelo na Ligę Letnią.
W debiucie przeciwko Blazers wyglądał naprawdę solidnie:
Jednakże, czy gdyby nie miał on na nazwisko Ball, w ogóle zwrócilibyśmy na niego uwagę? LiAngelo notował średnio niespełna 10 pkt i 2 zb (zaledwie 0,6 zb na mecz w obronie!), i 1,6 przechwytu na mecz. Nie są to fatalne statystyki, raczej takie, wobec których w normalnej sytuacji przeszlibyśmy całkowicie obojętnie. Sam zawodnik przekonuje, że widzieliśmy do tej pory zaledwie niewielką próbkę jego możliwości:
„To było dobre doświadczenie. Nauczyłem się nowych rzeczy, których wcześniej nie znałem ze względu na to, że nigdy nie uczestniczyłem w Lidze Letniej. To dobrze wykorzystany czas i cieszę się, że mogłem tu zagrać. Czuję, że przynależę do świata NBA i mogę pokazać znacznie więcej niż to, co do tej pory widzieliście.”
LiAngelo Ball
Największy problem leży gdzie indziej. LiAngelo specjalizuje się w byciu strzelcem, lecz de facto nie potrafi robić niczego więcej. Nie zbiera, nie broni, nie prowadzi gry, a przynajmniej nie na poziomie NBA. Ba, nawet rzucanie wcale nie wygląda imponująco. 37,5% z gry i 34,5% zza łuku nie kreuje nam tutaj obrazu strzelca wyborowego. Pamiętajmy przy tym, że większość tych pozycji to było catch&shoot, wykreowane przez innych zawodników.
Oczywiście nie przekreśla to jego szans na angaż w NBA. Nie kiedy twój brat jest przyszłością całej organizacji, szczególnie na małym rynku. Jeśli jednak Szerszenie zaoferują kontrakt LiAngelo, będą musieli dużo nad nim popracować, żeby przyniósł on korzyści nie tylko w G-League, ale też okazjonalnie w NBA.