Miami Heat wygrają Finały NBA?
Postaw za darmowe 40 zł od TOTALbet!

3.10
Odbierz
Heat are back! Ważna wygrana Miami na wyjeździe, powrót Kevina Love, Robinson ratuje serię!

Heat are back! Ważna wygrana Miami na wyjeździe, powrót Kevina Love, Robinson ratuje serię!

Mamy serię, Szanowni Państwo, mamy serię!

Jeszcze przed pierwszym meczem Finałów – a już zwłaszcza po pewnie wygranym przez Nuggets pierwszym meczu – panowała dość powszechna opinia, że będą to dość jednostronne Finały. Widziałem to po Waszych komentarzach, po opiniach moich znajomych, sam się tego obawiałem. Niedocenianie Miami Heat to jednak jakieś chroniczne schorzenie, którego od lat nie potrafimy się pozbyć.

Miami Heat wygrywają drugi mecz serii. Bardzo ważny mecz. Urywają w ten sposób zwycięstwo na wyjeździe, na bardzo trudnym terenie w Denver. Teraz to Nuggets są na musiku – to Nuggets muszą urwać zwycięstwo w jednym z dwóch nadchodzących meczów wyjazdowych na Florydzie.


MIA – DEN – 111:108 [1-1]


Nie przez cały czas zanosiło się na to, że Heat mogą wygrać ten mecz. Rzeczywiście, dobrze weszli w to spotkanie – ze zmienioną pierwszą piątką, w której wracający do gry Kevin Love zastąpił Caleba Martina. Ten drugi po słabym występie w pierwszym meczu zagrał dziś z ławki tylko 21 minut (1/3 z gry, doniesienia sugerują, że jest chory), ustępując część minut Kevinowi. To zrozumiałe – po pierwszym meczu widać było, że Heat potrzebują więcej rozmiaru pod koszem.

Swoje zadanie Kevin Love spełnił. Aaron Gordon tym razem nie miał łatwego wjazdu tyłem do kosza w każdym posiadaniu, a kiedy Nikola Jokic wyciągał Bama Adebayo spod kosza, miał kto zejść z asekuracją:

W drugiej kwarcie to jednak Nuggets rozdawali karty. Zaczynając kwartę od 3-punktowej straty, po kilku minutach byli już na 15-punktowym prowadzeniu. Wszystko to zasługa… Tak, napisze to – minut bez Nikoli Jokicia. Ten imponujący run odbył się, kiedy frontcourt Nuggets stanowili Aaron Gordon i Jeff Green. To nie jest kwestia słabej gry Jokicia, w żadnym wypadku. Po prostu przyzwyczajona do czegoś obrona Heat nie poradziła sobie tak dobrze ze small-ballowym ustawieniem, a obrona Nuggets, nie musząca chować głęboko Jokicia, mogąca grać agresywnie całą piątką, wywarła odpowiednią presją:

Niewielkie prowadzenie Nuggets utrzymywali jeszcze przez trzecią kwartę – aż do zrywu Miami Heat. Zrywu, który poprowadził nie Jimmy Butler, nie Bam Adebayo, ale Duncan Robinson. Ten sam, który w ostatnim meczu wypadł kiepsko, teraz położył kamień węgielny pod ważną wygraną.

Na początku czwartej kwarty Heat przegrywali różnicą 7 punktów. Wtedy jednak Duncan Robinson trafił trzy razy z rzędu bez odpowiedzi rywali, a jego zespół zanotował run 12-0:

Nuggets byli jeszcze w grze, do samego końca. Szanse pogrzebał dopiero nietrafiony rzut przez ręce Jamala Murray’a na remis na sekundy przed końcową syreną:

To był świetny mecz Heat. Wyciągnęli wnioski, lepiej trafiali z dystansu. Tym razem Aaron Gordon, który ostatnio był game-changerem, nie miał tylu opcji by wygrywać pojedynki 1 na 1, a trener Erik Spoelstra zupełnie zmienił podejście do obrony Nikoli Jokicia.

Lider Nuggets był świetny jak zawsze, zdobył 41 punktów trafiając aż 16/28 z gry. Nie miał jednak tylu okazji, by podzielić się piłką z kolegami. Caldwell-Pope oddał w całym meczu tylko 4 rzuty, Michael Porter Jr. tylko 8 rzutów. Jamal Murray nie był tak często odpuszczany na rzecz podwojeń Jokicia i zatrzymał się na 18 punktach z 15 rzutów. To jest nowe podejście – niech punkty zdobywa Jokic, ale nikt poza nim. Ostatecznie joker rozdał skromne jak na siebie 4 asysty – niektóre były jednak spektakularne:

Heat zmienili podejście w obronie Jokicia, ale też przede wszystkim byli znacznie skuteczniejsi rzutowo. 4/10 trafił fatalny ostatnio Max Strus, 4/6 trafił Gabe Vincent, a sumarycznie Miami trafiło 17/35 z z dystansu, co daje aż 48,6% (!). Szczelnie kryty Jimmy Butler znów nie zachwycił, ale uzbierał solidne 21 punktów i 9 asyst. Kolejne 21 punktów. 9 zbiórek i 4 asysty dorzucił Bam Adebayo, 23 punkty zdobył Gabe Vincent (8/12 z gry) – to wystarczyło: