Czy Raptors mogą obronić Mistrzostwo?

Czy Raptors mogą obronić Mistrzostwo?

Czy bez sprawdzania wiedzielibyście, jaki zespół ma właśnie najdłuższą w lidze serię zwycięstw? Pewnie tak, bo widzicie to pytanie w artykule z nazwą zespołu w tytule. Toronto Raptors od 6 meczów nie ponieśli porażki – gdyby próbować sztucznie ich osiągnięcie podbudować, można powiedzieć, że nie przegrali od pierwszego marca. Wow. Patrząc jednak całkowicie przyziemnie, Raptors są jedną z trzech ekip (zaskakująco obok Pacers i Suns), które nie przegrały jeszcze meczu na kampusie w Orlando. Świetna gra obrońców tytułu przywołuje pytania – czy kanadyjskiego rodzynka stać na powtórzenie sukcesu sprzed roku? Albo chociaż na realną walkę na jego powtórzenie?

No właśnie – powtórzenie. W tym pędzącym, wciąż zmieniającym się świecie miliona problemów, wydarzenia z ubiegłego sezonu wydają się wyjątkowo odległe i na bieżąco myśląc o NBA łatwo przeoczyć fakt, że Raptors to obrońcy tytułu. Zwłaszcza, że już w chwili jego zdobycia pojawiało się sporo głosów deprecjonujących to osiągnięcie, wskazując na kontuzje w obozie Warriors. Raptors jednak wygrali 4 serie playoffowe i wywalczyli sobie tytuł – to jest fakt. Z jakiegoś jednak powodu, w tym sezonie nie są traktowani tak, jak zwykło się traktować obrońców tytułu.

To trochę casus mistrzowskich Dallas Mavericks, którzy tytuł zdobyli dość niespodziewanie, nie będąc postrzegani jako najmocniejsza w tamtym sezonie (2010/11) ekipa. Zaraz po zdobyciu pierścienia uszczupliła się ona jeszcze o istotnych zawodników pokroju Tysona Chandlera, DeShawna Stevensona, czy JJ Bareę. Raptors ucierpieli znacznie bardziej, tracą Kawhi Leonarda – bezsprzecznego lidera mistrzowskiej ekipy. Narracja siłą rzeczy musiała być taka, że Kawhi i jego Raptors zdobyli tytuł. Kawhi zdobył, a gdzieś dookoła byli ci cali Raptors. Jego odejście zabrało nam główną oś tego, czym byli mistrzowie NBA jako pewien konstrukt w naszych głowach – czym była historia o wygrywającym wtedy zespole. Okazuje się jednak, że odejście Kawhi – ku zaskoczeniu – dużo więcej odebrało Raptors właśnie na tym poziomie narracyjnym, niż poziomie stricte boiskowym.

Trener Nick Nurse nie widzi absolutnie żadnego problemu w tym, że jego zespół nie jest stawiany w jednym rzędzie z największymi faworytami:

„Tak, być może. Nie sądzę, żeby ktokolwiek przywiązywał do tego dużą uwagę, nigdy specjalnie nie przywiązywali. Ale to jest OK. Poważnie, uwielbiamy grać mecze, uwielbiamy rywalizować, wiemy, że jesteśmy trudnym przeciwnikiem i myślę, że jeszcze nie osiągnęliśmy naszego sufitu.” 

Sam LeBron James po przegranym z Raptors meczu mówił, że obrońców tytułu nie należy lekceważyć. Bo też co innego mógł powiedzieć po przegranym meczu:

„To świetny zespół. Nie ma tu żadnego 'ale’. To wyjątkowo dobrze trenowany zespół z mistrzowskim DNA – tego nigdy nie możesz odebrać zespołowi, który zdobył mistrzostwo. A przecież nawet wcześniej byli już bardzo doświadczeni na poziomie Playoffs. Ich zawodnicy grali już w wielkich meczach na poziomie NBA, ale też przecież na poziomie FIBA. Marc Gasol brał udział w wielkich meczach przez całą swoją karierę. Więc to jest po prostu świetny zespół. Media być może nie mówią o nich zbyt dużo, być może nie dają im zbyt wiele zaufania od odejścia Kawhi Leonarda. Ligowi zawodnicy z pewnością jednak zdają sobie sprawę, jakiego kalibru drużyną są [Raptors].”

Toronto Raptors są dziś drugim zespołem konferencji wschodniej, trzecim w całej NBA i plasując się za Bucks i Lakers (dwoma głównymi faworytami opinii publicznej) dopiero teraz prowokują pytania o to, czy stać ich na mistrzostwo back-to-back, czego praktycznie nikt chyba nie oczekiwał. Okazuje się, że bez wybitnego obrońcy jakim jest Kawhi, Raptors utrzymują poziom drugiej najlepszej defensywy w NBA (w mistrzowskim sezonie 5. pozycja), tracąc tylko 104,7 punktu na 100 posiadań. Są przy tym drugą najlepszą defensywą podkoszową, co wydaje się być kluczem – pozwalają rywalom tylko na 41,9 punktu z pomalowanego. To nie przypadek, że świetni prezentujący się w Orlando Anthony Davis, przeciwko Toronto trafił niezbyt imponujące 2/7 rzutów z gry w przegranym meczu.

O tym, jak nieoceniona jest rola wiedzącego jak się przemieszczać Marca Gasola pisałem już wielokrotnie. Oprócz niego są na skrzydłach Siakam i Anunoby (który w tym samym meczu imponująco wysoko siedział na LeBronie Jamesie), a na obwodzie dwaj agresywni obrońcy w osobach VanVleeta i Lowry’ego. To, jak Lowry wymusza faule ofensywne to już forma sztuki. We wznowionym sezonie obaj wyglądają świetnie. W pierwszym meczu Lowry zanotował doskonałe 33 punkty, 14 zbiórek i 5 asysty, w kolejnych zaś ustąpił pola VanVleetowi, który zanotował 36 punktów, 5 zbiórek i 4 asysty, a następnie 30 punktów i 10 asyst. Mimo tego, że to VanVleet wyrasta na główną 'strzelbę’ Raptors, trener Nick Nurse utrzymuje, że to Lowry jest kluczową postacią dla dynamiki zespołu:

„Wygląda na to, że doszedł do niesamowitej formy i wydaje się być z tym szczęśliwy. Jest skupiony, bardzo podekscytowany i gotowy do gry. To [nastawienie] przenosi się na pozostałych zawodników. To właśnie czyni go świetnym liderem.” 

Zdolności przywódcze Lowry’ego przez lata były podważane. Przez lata jego Raptors nie potrafili poradzić sobie (mimo niezłej sumy talentów) z pierwszą rundą Playoffs, a kiedy już im się udało i zdobyli tytuł, zrobili to na plecach Leonarda. Mało kto pamięta, jak świetny był w tamtych Finałach:

źródło:YouTube/NBA

Dziś Raptors z Lowrym wyglądają świetnie, ale nie jest do końca tak, że widać było to przez cały sezon. Do połowy stycznia notowali bilans 25-14 – dopiero od tamtego momentu na dobre rozwinęli skrzydła. W ostatnich 30 meczach notują bilans 25-5, co zaczęli serią 15 zwycięstw przed samą przerwą na Mecz Gwiazd. Potrzebowali więc trochę czasu, by wejść na odpowiedni poziom w tym składzie osobowym – to jest bez gwiazdy pokroju Kawhi Leonarda. Siłą tego rodzaju zespołów jest odpowiedni system i umiejętność sprawnego poruszania się w nim. Taka koszykówka, jaką uprawiają Raptors, siłą rzeczy wymaga więcej czasu, niż akcje grane przez lidera.

Obrońcy tytułu wygrywają mecze głównie defensywą, gdzie mają cały szereg zawodników, których Nick Nurse może ustawiać w wielu różnych konfiguracjach i którzy mogą switchować w bardzo dużej ilości zagrywek rywali. Dzięki temu będą bardzo niewygodni w Playoffach, kiedy będą w stanie opracować odpowiedni schemat przeciwko konkretnemu rywalowi. W sezonie regularnym – wbrew ostatniemu wrażeniu jakie stwarzają – wcale nie szło im jednak zbyt dobrze z zespołami z czołówki. Choć ograli ostatnio Lakers, czy bardzo mocnych Heat, to licząc od startu rozgrywek, z ośmioma najlepszymi zespołami w lidze (bilans na dzień dzisiejszy) mają bilans 6-10. Dla porównania będący nieco niżej (ale będący porównywalnie niewygodnym defensywnie rywalem) Heat z tą samą grupą rywali (zamieniając Heat na Raptors rzecz jasna) mają podobny bilans 7-10. Tego rodzaju ekipy zyskują jednak w PO w rywalizacji z teoretycznie mocniejszymi ekipami. Defensywa takich Raptors czy Heat będzie zmuszona do znalezienia odpowiedzi na najlepszych zawodników rywali. OG Anunoby pokazał już, że potrafi bronić LeBrona, a przy okazji wtrącenia tu Miami Heat, Bam Adebayo to w tym sezonie zdecydowanie najlepszy obrońca na Giannisa (Bucks mają 0-2 z Heat, a Giannis w jednym z nich popełnił 8 strat, a w drugim trafił tylko 6 rzutów). Na co przygotować będą musieli się rywale Toronto? Kogo będą musieli zatrzymać Na kim skupić swoje defensywne ustawienia? Brak wyraźnego lidera jak Kawhi ma swoje drobne plusy, kiedy reszta zespołu trafia swoje rzuty.

Ciężko będzie w 7-meczowej serii grać z Raptors. Jest jednak jeden element, który może działać na ich niekorzyść. Mianowicie to, jak koszykówka w fazie zasadniczej ma tendencję do zwalniania. Klasyką jest, że mecze playoffowe rozgrywają się w mniejszej ilości posiadań, a na znaczeniu zyskuje atak pozycyjny. Raptors w tym sezonie aż 19,2 punktu na mecz zdobywają w szybkim ataku – 19,4 punktu na mecz to punkty zdobyte po stracie rywali. To najwyższy wskaźnik w całej NBA, o który nie będzie łatwo przeciwko dokładniej grającym, bardziej skupionym ofensywom.

Pomimo tego, jak świetnie ogląda się Raptors i jak wszechstronni potrafią być defensywnie, naprawdę trudno widzieć ich w walce o tytuł. Trudno powiedzieć, czy to kwestia przyzwyczajenia, czy faktycznej zależności, ale kluczowe momenty playoffowych serii najczęściej wyglądają tak, że w pewnym momencie musisz po prostu w kilku kolejnych posiadaniach mieć gościa, do którego podasz piłkę i który zdobędzie sobie punkty. Absolutnie podstawowym pytaniem staje się: czy Raptors mają takiego gracza? Zdecydowanie najwięcej rzutów w izolacjach oddaje w Raptors Pascal Siakam – aż 3,3, co stawia go w ligowej czołówce, na wysokim 6. miejscu. Jego liczby w izolacjach można porównać do tych LeBrona Jamesa – zarówno pod względem liczby prób (3,3 – 3,7), liczby punktów zdobytych w przeliczeniu na jedno posiadanie (0,87 – 0,90), czy w końcu skuteczności w tego typu akcjach (38,5% – 39,1%). Spójrz tylko na te highlighty – już przez pierwsze 5 minut można zobaczyć z 5-6 akcji granych indywidualnie przez Spicy P w wyrównanych końcówkach spotkań. Jest tam więc gość, który umie to robić – pytanie brzmi tylko, na ile będzie w stanie przenieść to na realia playoffowe:

źródło:YouTube/NBA