Comeback Warriors! Andre Iguodala ukradł mecz – dosłownie!

Comeback Warriors! Andre Iguodala ukradł mecz – dosłownie!

Curry i Thompson odrobili straty, Draymond Green zapewnił prowadzenie, a Andre Iguodala dopełnił formalności – Warriors jak za starych dobrych czasów ogrywają rywali, choć Blazers postawili bardzo twarde warunki.


Blazers – Warriors – 111:114 (0-2)


Tym razem Blazers postawili opór. Można powiedzieć więcej – przed dużą część spotkania to oni dyktowali warunki. W pierwszej i drugiej kwarcie PTB utrzymywali się na niewielkim prowadzeniu, które na przełomie drugiej i trzeciej kwarty podnieśli do 17 punktów przewagi. W tym momencie mogło wydawać się, że GSW ciężko będzie nawiązać jeszcze walkę, gdyż prowadzeni przez CJ McColluma (Lillard znów słabo wszedł w mecz) Blazers byli bardzo efektywni. Warriors jednak w swoim stylu rozegrali świetną trzecią kwartę, którą wygrali stosunkiem 39:24, napędzani grą duetu Curry & Thompson. Trzecia odsłona była więc już bardziej wyrównana, jednak zwycięstwo GSW wcale nie wydawało się bardziej prawdopodobne, niż wygrana ich rywali.

Jeszcze na 3 minuty przed końcem, to Warriors przegrywali 103:108. Sratę do trzech punktów zredukował jednak wsadem Andre Iguodala. W następnej akcji swój piąty już blok w tym meczu zastosował na CJ McCollumie Draymnd Green, by za chwilę podać piłkę nad obręcz do Kevona Looney’a. Na dwie minuty przed końcem Damian Lillard sfaulował przy rzucie za trzy Stepha Curry’ego, który trafił wszystkie trzy rzuty wolne, wyprowadzając zespół na prowadzenie 110:108. Na minutę przed końcem prowadzenie dla Blazers odzyskał celną trójką Curry, ale Seth. Za chwilę jednak Green ponownie podał Looney’owi nad obręcz (ta akcja z Greenem ścinającym po pick’n’rollu i dochodzącym ze skrzydła Looney’em jest świetna), by za chwilę samemu trafić layup na 114:111. W tych kilku ostatnich akcjach to więc Draymond Green dał zespołowi prowadzenie i finalnie zwycięstwo, ale nie on był na końcu bohaterem.

W ostatniej akcji piłka trafiła do Blazers, więc celnym rzutem z dystansu mogli doprowadzić do remisu i ostatecznie dogrywki. Zadania podjął się Damian Lillard. Zadanie uniemożliwił mu Andre Iguodala, który… Ukradł mu piłkę.

Jak na złodzieja przystało, od razu uciekł ze swoim łupem z miejsca zdarzenia. Łupem był oczywiście mecz numer dwa w serii.

Iggy na przestrzeni całego meczu nie prezentował się jakoś wybitnie – poza dobrą robotą wykonywaną w obronie, zdobył tylko 4 punkty, 5 zbiórek i 4 asysty w przeciągu 30 minut gry. Choć jego kluczowy przechwyt zasługuje na uwagę, to tej zwycięskiej czwartej kwarty, a w efekcie zwycięskiego meczu, nie byłoby gdyby nie postawa Draymonda Greena. Zanotował dziś 16 punktów, 10 zbiórek, 7 asyst i 5 bloków, trafiając 8/12 rzutów z gry i będąc w tym meczu sercem drużyny, jak to bywało już w poprzednich sezonach.

https://www.youtube.com/watch?v=_u6INi_w8lc

źródło:YouTube/FreeDawkins

Idąc dalej, świetnej czwartej kwarty w wykonaniu Greena nie byłoby, gdyby nie comeback Warriors w trzeciej kwarcie, którego dokonali przede wszystkim Steph Curry i Klay Thompson. Pierwszy z nich zdobył tej nocy aż 37 punktów, 8 zbiórek i 8 asyst, choć trzeba uczciwie przyznać, że trafił tylko 4/14 rzutów za trzy i popełnił aż 6 strat. Tym razem jednak Blazers nie zostawiali mu aż tyle miejsca w pick’n’rollu. Thompson natomiast zdobył 24 punkty, trafiając 4/8 rzutów z dystansu.

Blazers grali bardzo dobry mecz, jednak do czasu. W czwartej kwarcie nie trafili wielu rzutów i zwłaszcza CJ McCollum, który w pierwszej połowie utrzymywał zespół w grze, w ostatnich minutach meczu nie trafił ostatnich sześciu rzutów. Koniec końców zdobył 22 punkty i 5 asyst. Damian Lillard z kolei nie wszedł dobrze w mecz, pierwszą kwartę kończąc bez punktu. Rozkręcił się później trochę, ale w końcówce ewidentnie ustąpił McCollumowi, który w ostatnich meczach był przecież rewelacyjny. Dame Dolla w ostatniej kwarcie miał skuteczność 1/5 z dystansu, licząc tę kluczowa próbę w ostatnich sekundach, którą ukradł Iguodala (NBA liczy to jako blok, nie jako przechwyt). Lillard skończył mecz z linijką 23 punktów, 5 zbiórek i 10 asyst i niezłą skutecznością 5/12 z dystansu, która mogła być jeszcze lepsza, gdyby zagrał w czwartej kwarcie bardziej w swoim stylu.

W tym meczu kluczowi okazali się rezerwowi – świetny mecz rozegrał tym razem Seth Curry, który z ławki zdobył 16 punktów, trafiając 4/7 rzutów z dystansu, do tego notując aż 4 przechwyty. Państwo Curry w końcu mogli cieszyć się z gry obu synów. Swoją drogą – Państwo Curry cieszący się z gry obu synów na trybunach to świetny obrazek:

Poza Currym dobrze spisał się też Rodney Hood, który co do zasady gra bardzo dobre Playoffy. Dziś zdo0był 12 punktów w 21 minut gry. To rezerwowi Blazers w dużej mierze przyczynili się do tego, że to ich zespół był znacznie skuteczniejszy zza łuku. PTB trafili 18/39 rzutów za trzy, co daje imponujące 46& skuteczności. Warriors w tym czasie trafili tylko 9/29 prób, a więc 31%. GSW załatwili jednak rywali pod koszami. Ogólna skuteczność rzutów z gry wyszła na korzyść mistrzów w proporcjach 52% – 44%. Jeśli uwzględnić różnicę w trójkach, to wyjdzie na to, że Warriors byli znacznie skuteczniejsi w rzutach za dwa punkty (62% – 42%). Jeśli dodamy do tego wynik w zbiórkach, będący zdecydowanie na korzyść Golden State (50:37), to mamy obraz dominacji pod koszem.

Duża w tym zasługa rezerwowych. Andrew Bogut rozegrał tylko 3 minuty, więc rolę podkoszową podzielili między siebie Jordan Bell i Kevon Looney. Pierwszy z nich zdobył 11 punktów w 13 minut, drugi natomiast w 29 minut zdobył 14 punktów, 7 zbiórek i trafił wszystkie 6 rzutów z gry. Trener Terry Stotts zorientował się, że nie może grac zbyt dużo Kanterem, wiec dał mu tylko 19 minut (6 punktów i 5 zbiórek). Jako zmiennik na 16 minut wszedł Meyers Leonard, zdobywając 7 punktów i 6 zbiórek, oraz Zach Collins, który w 8 minut zaliczył tylko 5 fauli i 2 straty. Serio, nie oddał nawet rzutu, nie zebrał żadnej piłki, choćby przez przypadek. Te minuty Looney’a i Bella przeciwko Leonardowi i Collinsowi pokazały jeden z głównych problemów Blazers.

źródło:YouTube/Smart Highlights