Butler doprowadza do remisu, piękne starcie Jokicia z Lillardem

Butler doprowadza do remisu, piękne starcie Jokicia z Lillardem

Seria Sixers z Raptors znów przy stanie remisowy – głównym winowajcą takiego stanu rzeczy jest Jimmy Butler i jego świetny występ. Tym czasem w Denver obejrzeliśmy świetny pojedynek liderów w osobach Lillarda i Jokicia.


Sixers – Raptors – 94:89 (1-1)
Blazers – Nuggets – 113:121 (0-1)


Sixers udało się zrewanżować za wysoką porażkę w pierwszym meczu i w drugim doprowadzili do zwycięstwa, tym samym ustalając wynik serii na 1-1. W tym stanie seria przeniesie się do Filadelfii – mecz wygrany na wyjeździe może się okazać dla Philly kluczowy, zwłaszcza w obliczu przewagi parkietu będącej po stronie Raptors. Sixers bardzo dobrze weszli w mecz, Już na koniec pierwszej kwarty wygrywali prawie 10 punktami, a rywalom pozwolili rzucić tylko 17 punktów. To spora różnica względem pierwszego spotkania – wtedy Raptors trafili ponad 50% swoich rzutów, dziś ograniczyli się do 36%. Właściwie to nie tyle ograniczyli się, co ograniczyła ich agresywniejsza defensywa 76ers. Goście ograniczyli swoich ryali strzelecko, jednocześnie wygrywając walkę na tablicach aż 53:36.

W drugiej kwarcie prowadzenie Sixers dobiegało do 20 punktów różnicy, ale wtedy Toronto wzięło się w garść. Zaczęli sukcesywnie odrabiać straty, by pod koniec trzeciej odsłony zbliżyć się na jedno posiadanie. Koniec końców, na 46 sekund przed końcem Pascal Siakam ponownie przybliżył Raptors na jeden punkt, dobijając swój własny niecelny rzut. W następnej akcji jednak Joel Embiid ograł Marca Gasola (!) i na 10 sekund przed końcem Danny Green nie trafił trójki przy wyniki 92:89. Toronto ratowało się jeszcze faulami, ale to nic nie dało.

Bohaterem Sixers niewątpliwie został Jimmy Butler. Był najlepszym strzelcem zespołu z dorobkiem 30 punktów, 11 zbiórek i 5 asyst, trafiając 4/10 rzutów z dystansu. Jako lider nie tylko zdobył dużo punktów, ale wziął na siebie odpowiedzialność w czwartej kwarcie, kiedy Raptors mogli wyjść na prowadzenie. W samej tylko ostatniej części spotkania zdobył 12 ze swoich punktów.

źródło:YouTube/House of Highlights

Kolejny słaby mecz rozegrał pilnowany przez Marca Gasola Joel Embiid – dziś zdobył 12 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst i trafił 2/7 rzutów z gry, oraz popełnił aż 6 strat. Niech jakimś usprawiedliwieniem będzie dla niego fakt, że zmagał się akurat z jakimiś dolegliwościami żołądkowymi. Istotne okazało się za to wsparcie ławki – James Ennis zd0był 13 punktów i 6 zbiórek, a Greg Monroe 10 punktów i 5 zbiórek. To więcej niż chociażby Tobias Harris, który gra słabą serię – dziś skończył z 9 punktami, 11 zbiórkami i skutecznością 3/11 rzutów z gry.

Liderem Toronto znów był Kawhi Leonard, który zdobył 35 punktów, 7 zbiórek i 6 asyst, znów grając przede wszystkim w izolacjach. Kolejne 21 punktów, 7 zbiórek i 4 przechwyty dodał Pascal Siakam, a dobry mecz na 20 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst rozegrał też Kyle Lowry. Dobry ofensywnie mecz tej trójki nie wystarczył jednak do sukcesu. Pilnujący Embiida Gasol uzbierał 5 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst, a będący jednym z najlepszych obrońców na boisku Danny Green (plus minus na poziomie+14) skończył z 3 punktami i spudłowanym kluczowym rzutem.


Udało się Nuggets wyjść na prowadzenie w serii z Blazers po pierwszym meczu rozgrywanym w Denver. Po wyrównanej pierwszej połowie, Nuggets zaczęli wychodzić na prowadzenie i stabilizować swoją przewagę na około 10 punktach różnicy. Zasługa w tym głównie Nikoli Jokicia, który rozegrał kolejny w tych playoffach świetny mecz. Zdobył tym razem aż 37 punktów, 9 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty i 2 bloki, a Blazers chyba nie bardzo wiedzą jak go zatrzymać.

Nuggets też jednak nie wiedzą do końca, jak zatrzymać Blazers – Damian Lillard bowiem wchodził po zasłonach i zdobywał punkty – uzbierał ich aż 39, dokładając 6 asyst, ale też słabą skuteczność zza łuku na poziomie 4/12. Wygląda to tak, że oba zespoły mają broń, której drugi nie bardzo ma jak zatrzymać. Stąd dosyć szybki, ofensywny mecz na łącznie ponad 130 punktów ze skutecznością obu drużyn  przekraczającą 50%.

źródło:YouTube/NBA

Jokic w zespole miał trochę więcej pomocników – 23 punkty i 8 asyst było efektem świetnego meczu Jamala Murray’a. Paul Millsap zdobył kolejne 19 oczek i 6 zbiórek, a Garry Harris dorzucił 11 punktów. Lillard dostał natomiast wsparcie głównie od… Enesa Kantera, który zdobył 26 punktów i 7 zbiórek. Jokic wyrządzał szkody, ale sam też nie bardzo potrafił ograniczyć swojego tureckiego rywala. 17 punktów z ławki dodał też Rodney Hood, a 16 zdobył CJ McCollum. Poza tą czwórką praktycznie żaden inny zawodnik nie wniósł za dużo do meczu. Różnicę na korzyść Nuggets przyniosły więc takie historie jak 9 punktów Bartona, 9 punktów Beasley’a, czy 6 punktów Masona Plumlee. Ten ostatni zapisał na swoje konto także 6 zbiórek i 5 przechwytów, nieźle spisując się przeciwko byłemu zespołowi.