2 drużyny pokazujące, że defensywa wciąż ma znaczenie w NBA

2 drużyny pokazujące, że defensywa wciąż ma znaczenie w NBA

2 drużyny pokazujące, że defensywa wciąż ma znaczenie w NBA
Photo by Jason Miller/Getty Images

Wciąż i wciąż pojawiają się głosy, że obecna NBA to tylko rzucanie trójek, a obrona już dawno odeszła do lamusa. Cóż, to bardzo skomplikowane zagadnienie. Wyszkolenie techniczne zawodników – w tym przede wszystkim umiejętności rzutowe – poszły do przodu tak bardzo, że powstrzymywanie prób z dystansu rywali jest trudniejsze niż kiedykolwiek. Nie jest jednak tak, że obrona zatrzymała się w miejscu, czy nawet cofnęła. Ona ewoluowała – zamieniła się w coś zupełnie innego, mającego szansę stanąć na przeciwko Stephów Currych i Jamesów Hardenów tej ligi. Obrona jest – ma miejsce. Trzeba się jej tylko dobrze przyjrzeć, bo jest bardziej zniuansowana niż kiedyś. Te dwa zespoły – nie mające w składzie wielkich gwiazd, a mimo wszystko utrzymujące się w czołówkach swoich konferencji – są najlepszym przykładem na to, że sprawną defensywą cały czas da się wykręcić dobry wynik.

Grizzlies bez Moranta z Dillonem Brooksem

Mocno przemilczany jest fakt, że od kiedy Ja Morant doznał kontuzji, Memphis Grizzlies nie stoczyli się w wir tankowania. Jest zupełnie odwrotnie – w ostatnich 10 meczach odnieśli 9 zwycięstw – w tym czasie tylko Utah Jazz wygrywali tyle spotkań. Jak to w ogóle możliwe, że bez lidera, bez najlepszego zawodnika, ten zespół ze środka tabeli, wskoczył na elitarny wręcz poziom? Nie ma tam żadnych gwiazd. Trudno to wytłumaczyć. Jedyne, co wiemy na pewno, to fakt, że kluczem jest defensywa. W ostatnich 10 meczach Grizzlies mają zdecydowanie (zdecydowanie!) najlepsza obronę w całej NBA, tracąc zaledwie 97 punktów na 100 posiadań, co w obecnej NBA jest szalonym wynikiem. Drudzy w tym okresie Cavs tracą 100,8 punktu na 100 posiadań.

Za Moranta do piątki wskoczył Tyus Jones – zawodnik o mniejszym potencjale, ale lepszy obrońca. Razem z Dillonem Brooksem, wchodzącym z ławki De’Anthonym Meltonem i Desmondem Banem, tworzą backcourt, w którym nie ma kogo atakować w grze 1 na 1. Może Tyusa Jonesa można zaatakować po zmianie krycia i spróbować zagrać z nim do obręczy, gdyż jego warunki fizyczne nie robią wrażenia, ale rzecz w czym innym. Przez pierwsze 19 meczów sezonu, Memphis Grizzlies tracili zdecydowanie najwięcej trójek ze szczytu boiska. Rywale trafiali przeciwko nim 38,8% rzutów z dystansu na wprost kosza (najwięcej w całej lidze). Niewiele lepiej było z rogów boiska (48,3%, gorsi byli tylko Blazers), ale próba była znacznie mniejsza. Co się stało po tym, jak Ja Morant wypadł z rotacji? Rywale w ostatnich 10 meczach trafiają przeciwko Grizzlies tylko 31,2% trójek na wprost kosza – to 6. najlepszy wynik w NBA. Z rogów rywale trafiają w tym samym czasie 32% – to z kolei 4. najlepszy wynik.

Czy nieobecność Ja Moranta ma tu znaczenie? Pewnie tak, ale nie należy zapominać, że początek sezonu opuścił Dillon Brooks, który od 11 meczów zaczął regularnie grać wysokie minuty. Dillon Brooks jest świetny – nie tylko zapewnia trochę kreowania gry na piłce, czym wypełnia w pewnym stopniu lukę po Morancie, ale też kapitalnie kontestuje rzuty po zasłonach. Sami zobaczcie, jak ciężko go zgubić w pick’n’rollu, jego ręka zawsze gdzieś tam się pojawi. Nie tylko jego – Brooks, Kyle Anderson, John Konchar – jest tu masa niedocenianych obrońców z pomocy, których głównym celem jest kontestować rzuty:

Efekt? 4. na zachodzie, 7. w całej lidze bilans zwycięstw, który jeszcze 10 meczów temu był bilansem 10. na zachodzie i 20. w całej lidze.

długoręcy Cavs

Grizzlies to czwarty zespół zachodu, natomiast Cavs to – równie nieoczekiwanie – czwarty zespół wschodu. Ich atak – ze statystycznego punktu widzenia – zostawia trochę do życzenia. Zdobywając 108,9 punktu na 100 posiadań, znajdują się na 16. miejscu w lidze pod względem efektywności ofensywnej. Są za to drugą defensywą w całej lidze na przestrzeni sezonu, tylko za Golden State Warriors. To właśnie sprawna defensywa pozwala Kawalerzystom osiągać takie dobre wyniki.

Kluczem jest tu długość – wzrost, zasięg ramion. Zobaczcie jak długi jest frontcourt zespołu w najczęściej grającym razem ustawieniu:

To akurat kontra wyprowadzana przez rywali – stąd trzech podkoszowych widać akurat na obwodzie. To jednak znamienne – każdy z nich w większym lub mniejszym stopniu jest w stanie przejmować krycie na kozłujących zawodnikach i długimi ramionami kontestować próby z dystansu, czy ograniczać przestrzeń na wykonanie podania. Cavs nie potrzebują ich wszystkich pod koszem – wystarczy jeden, czy zależnie od ruchu piłki dwóch. Piątka, w której Markkanen, Mobley i Allen – czyli de facto trzech podkoszowych – grają razem z Isaaciem Okoro (też długim i dobrym defensorem) oraz Dariusem Garlandem, spędziła na parkiecie blisko 140 minut i notuje NetRating na poziomie +14,8.

Ta akcja sporo mówi o defensywie Cavs. Markkanen oddelegowany do krycia jednego z obwodowych, kryje pick’n’rolla razem z Allenem, który przejmuje krycie – Mobley czeka po słabej stronie parkietu na ewentualne zejście z pomocą:

Prowadzi to do sytuacji, w której:

a) długoręki Allen kontestuje i ogranicza możliwości zawodnika na piłce
b) długi Markkanen pilnuje podkoszowego rywali w okolicach pola 3 sekund
c) długi Mobley jest po drugiej stronie pola 3 sekund, by w razie minięcia dostawić swoją długą rękę:

Nie wspominając już o Isaacu Okoro, który czujnie pilnuje obwodowego strzelca. Przed sezonem – a nawet jeszcze w jego trakcie – martwiłem się podkoszowym log-jamem Cleveland Cavaliers, niejednokrotnie twierdząc, że ogranicza to ich potencjał. Trener JB Bickerstaff pokazał jednak, że przy odpowiedniej mobilności każdego z podkoszowych, można grać nimi razem i może być to defensywnie zabójcze. Nie hamuje przy tym ofensywy – dwóch z trzech tych podkoszowych dysponuje rzutem z dystansu, przy czym Mobley (Allen w mniejszym stopniu też) potrafi podać piłkę dalej, utrzymując tempo akcji.

Te kontestujące wszystko ręce przynoszą wymierne korzyści. Owszem – rywale Cavs oddają sporo rzutów spod samego kosza, gdzie czasem łatwiej jest się dostać, mijając na obwodzie jednego z (siłą rzeczy) nieco wolniejszych na nogach podkoszowych. Kiedy już jednak dochodzi do rzutu, rywale Cavs trafiają spod obręczy na najniższej w lidze skuteczności 58,7%. Dłudzy obrońcy sprawiają też, że rywale oddają tylko 24,2 trójki na wprost kosza na mecz i trafiają je na jednej z najniższych w lidze skuteczności 31,4%. Cleveland traci tym samym najmniej w lidze, 7,6 trójki ze szczytu boiska na mecz.

To jest esencja nowoczesnego podkoszowego. Długi, szczupły, szybki i sprawny na nogach – rozumiejący rotacje defensywne, nie faulujący, wiedzący kiedy dostawić rękę, mające coś ekstra (rzut, rozegranie, kozioł). Czasem trudno zauważyć i docenić wkład defensywny takich zawodników, którzy nie ograniczają się do obrony obręczy, jak często bywało dwadzieścia lat temu. To jest po prostu inna, bardziej zaawansowana, skomplikowana obrona niż kiedyś.

Tylko zobaczcie na to posiadanie Evana Mobley’a po zmianie krycia – Cavs nie dają rywalom żadnego miss-matchu: