Zespół koszykarski z Meksyku oficjalnie przyjęty w struktury NBA

Zespół koszykarski z Meksyku oficjalnie przyjęty w struktury NBA

To już oficjalne – Adam Silver przy okazji wczorajszego meczu NBA w Meksyku ogłosił, że jeden z meksykańskich zespołów stępuje do struktur NBA. Chodzi o zespół Capitanes de Ciudad de Mexico.

Drużyna z Meksyku oczywiście nie zagra w głównej lidze NBA, tylko w G-League, drugiej lidze należącej do NBA. Mimo wszystko jest to moment przełomowy – tak oto w ramach NBA mamy pierwszy zespół spoza USA i Kanady. Debiut drużyny Capitanes planowany jest na sezon 2020/2021. Z klubami G-League najczęściej jest tak, że są to filie klubów z właściwej NBA, służące do ogrywania młodzieży i odkrywania nowych zawodników. Co do Capitanes nie ma jednak planów, by stali się filia któregoś z zespołów. Ekipa z Meksyku stanie się 29. zespołem w G-League – wszystkie pozostałe pozostają na usługach którejś z drużyn NBA. Jak do tej pory bez swojej filii na zapleczu NBA pozostali jedynie Denver Nuggets oraz Portland Trail Blazers. Żadnemu z tych klubów geograficznie nie jest blisko do Meksyku, co jest w tym kontekście istotne.

Capitans wcześniej grali w zawodowej lidze w Meksyku, jednak bez większych sukcesów. Trudno jednak oczekiwać sukcesów od klubu, który został założony dopiero w 2017 roku, z myślą o tym, że w stolicy Meksyku brakuje solidnego klubu koszykówki. Z dzisiejszej perspektywy można przypuszczać, że celem od początku było dołączenie do struktur NBA. W końcu w środowisku NBA nie od dziś mówi się o planach ekspansji poza granice USA i Kanady, a w przyszłości może i poza granice Ameryki Północnej.

Klub G-League w Meksyku sam w sobie dużo nie zmienia, ale jest ważnym krokiem w kierunku globalizacji ligi. Jeśli w przyszłości rzeczywiście zaistnieje okoliczność poszerzenia ligi o jeden czy dwa zespoły, fakt istnienia klubu G-League u południowych sąsiadów będzie solidnym argumentem za ulokowaniem kolejnego ligowego zespołu właśnie tam. Meksyk, w przeciwieństwie do chociażby Europy czy Azji, nie stwarza jeszcze tak dużych problemów logistycznych. W końcu lot z Toronto do Mexico City nie jest o wiele bardziej problematyczny niż z Nowego Jorku do Los Angeles.

źródło:YouTube/nbagleague