ZAPOWIEDŹ PLAYOFFÓW! – Konferencja Zachodnia

ZAPOWIEDŹ PLAYOFFÓW! – Konferencja Zachodnia

Los Angeles Lakers (1) – Portland Trail Blazers (8)

Przeważnie serie zespołów z pierwszego i ósmego miejsca nie niosą za sobą większego bagażu emocjonalnego. Tym razem jest trochę inaczej – w dużej mierze ze względu na nietypowy charakter tegorocznych rozgrywek. Końcowa część sezonu regularnego odgrodzona została grubą kreską czasu od jego pierwszej części i w tej „dogrywce” Blazers wyglądali naprawdę dobrze. Lakers natomiast wyglądali nie tak dobrze, jak mogliby wyglądać. Czy jednak oznacza to, że Jeziorowcy powinni mieć jakieś powody do niepokoju?

Fani Lakers bardzo głośno podnoszą kwestię, że zespół z Los Angeles miał zagwarantowane pierwsze miejsce i nie grał na pełnej intensywności. Mają rację – Lakers, podobnie jak większość zespołów z czołówki, nie dawali z siebie 100% w czasie tych ośmiu seeding games. Nie oznacza to jednak, że pewne problemy nie mogą być symptomatyczne. Atak pozycyjny Lakers nie działał najlepiej (jak na ich aspiracje oczywiście) i wejście w fazę playoffs może, ale nie musi oznaczać poprawy w tym elemencie. Świetną informacją jest to, że kwarantannę przeszedł już Rajon Rondo, natomiast nie koniecznie w kontekście pierwszej rundy. Dopiero dziś wraca on do trenowania z zespołem i jego data powrotu gry nie jest jeszcze pewna. Nawet jednak bez niego jako dodatkowego kozłującego, jest dla Lakers szansa na wejście w tę serię w dobrym rytmie. A jest nią brak obrońców po stronie Blazers.

Trudno znaleźć w obozie PTB kogoś, kto będzie w stanie pobronić na przeciwko LeBrona Jamesa. Gary Trent Jr.? To dobry obrońca, ale trochę zbyt mały. Mario Hezonja? Wenyen Gabriel? Trochę mało – poza tym, to wszystko są gracze, których minuty w Playoffach trener Stotts wolałby pewnie ograniczyć na rzecz podstawowych zawodników (oprócz Trenta, on na pewno pogra). Patrząc na wyjściową piątkę Blazers można pomyśleć, że to chyba Melo Anthony będzie od pierwszego gwizdka krył LeBrona Jamesa i – z całym szacunkiem do tego, w jakiej formie Melo przyjechał do Orlando – może się to skończyć kłopotami.

Być może pod koszem obrona Blazers będzie w stanie ograniczyć Anthony’ego Davisa, który podwajany łatwo wypada z rytmu. Zamknięcie pola trzech sekund generalnie będzie miało sporo sensu, skoro w ostatnich 8 meczach Lakers trafiali zdecydowanie najgorsze w lidze 30,5% rzutów z dystansu. Z drugiej jednak strony, w bańce to właśnie Blazers pozwalają rywalom na aż 43,9% trafionych trójek (gorsi tylko Nuggets grający praktycznie bez obwodowych). Obrona Blazers jest słaba i zatrzymanie Lakers będzie niezwykle trudne. Z drugiej stromy natomiast – co by nie mówić o płynności ataku Lakers – wciąż są naprawdę dobrą obroną. Damian Lillard dostarczy kilka genialnych spotkań, CJ McCollum trafi jakieś ważne rzuty, ale dwa mecze wygrane w tej serii przez Blazers mogą być maksimum ich możliwości. Nawet gdyby nie przystępowali do tej serii zmęczeni po tygodniu zaciętej walki o playoffy, nie byliby faworytami. W fazie zasadniczej defensywa odgrywa większą niż dotychczas rolę, a tej w krótkiej rotacji Portland najzwyczajniej w świecie brakuje.

źródło:YouTube/ESPN

Los Angeles Clippers (2) – Dallas Mavericks (7)

Dallas ze świetnym duetem Doncic & Porzingis mogliby zwojować coś w playoffach, ale już w pierwszej rundzie trafili absolutnie fatalnie. To nie przypadek, że Clippers wygrali z Mavs wszystkie trzy mecze sezonu regularnego.  Świetna co do zasady ofensywa Mavs ma jeden problem – zbyt mało kreatorów gry. Luka Doncić jest w zasadzie jedynym zawodnikiem, który kreuje grę. Ograniczenie go jest więc absolutnym kluczem do sukcesu. Niewiele jest ekip, które mogą to zrobić z takim rozmachem, jak Los Angeles Clippers. Chcemy w ogóle bawić się w wymienianie obrońców na Lukę, których może użyć Doc Rivers? Choćby dwóch liderów LAC, którzy umiejętnościami i rozmiarem są w stanie nadążyć za Donciciem.

W druga stronę natomiast, Dallas brakuje obrońców. Michael Kidd-Gilchrist i Dorian Finney-Smith to trochę mało przeciwko zespołowi, w którym dwie gwiazdy są elitarne wręcz w kreowaniu sobie samemu pozycji do rzutu, a pick’n’roll Lou Williamsa z Montrezlem Harrellem (który może już dziś zagrać) sieje spustoszenie. Przeciwko temu drugiemu zagrożeniu przydałby się niegrający niestety Dwight Powell. Wysocy i niezbyt zwrotni Porzingis z Marjanoviciem mogą zostawiać zostawiać zbyt dużo miejsca na rzut kozłującemu na zasłonie Lou Williamsowi – czy też komukolwiek innemu, kto akurat tego pick’n’rolla zagra.

W ataku jednak wysocy Mavs będą przewagą – zwłaszcza Porzingis. Obrona podkoszowa Clippers w tym sezonie specjalnie nie zachwyca – a pod nieobecność Harrella to miała już wyjątkowe problemy. Oddający po 7 trójek na mecz na skuteczności 38% Łotysz wyciągnie spod kosza kogokolwiek, kto będzie go akurat krył, dając pozostałym naprawdę sporo miejsca do penetracji. Zwłaszcza Ivica Zubac może być karany zasięgiem strzeleckim Porzingisa. Obrona na pozostałych pozycjach Clippers jest chyba jednak na tyle sprawna, że ta jedna dziura pod koszem nie powinna przesądzić o wyniku serii.

źródło:YouTube/MLG Highlights

Denver Nuggets (3) – Utah Jazz (6)

Jazz przystępują do tej serii osłabieni. Oprócz Bojana Bogdanovicia, który do Orlando nawet nie przyjechał z powodu kontuzji nadgarstka, z gry wypada Mike Conley. Rozgrywający Utah wraca do swojej rodziny, żeby być przy narodzinach swojego dziecka. Kiedy wróci – nie wiadomo. Biorąc pod uwagę kwarantannę i wszelkie inne procedury bezpieczeństwa, nie wydarzy się to na pewno zbyt szybko. W ten sposób Jazz tracą przewagę na obwodzie, w graczach zdolnych prowadzić grę na piłce – tę jedną poważną przewagę, jaką mieli nad Nuggets.

Denver zmagało się ostatnio z poważnymi kłopotami – grali bez Garry’ego Harrisa, bez Willa Bartona, z jednym tylko Jamalem Murray’em grającym na piłce, który dopiero co wrócił po kontuzji. To duży problem w kontekście tego, jak działała wcześniej ofensywa Nuggets. To właśnie ci obwodowi gracze biegający wokół dystrybuującego piłkę Jokicia stanowili zagrożenie dla rywali. Od jakiegoś czasu dużo większa rola spoczywa na zawodnikach pokroju PJ Doziera, czy Jerami Granta. Nie jest przecież tak, że trener Malone zamierzał grać wyższą piątką, jak to robi w Orlando. Nie miał po prostu wyjścia. Od pierwszego meczu playoffów zarówno Garry Harris, jak i Will Barton mają być dostępni do gry. Pytanie w jakiej będą dyspozycji. Harris i Barton przez przerwaniem rozgrywek odpowiadali za około 9 prób zza łuku na mecz. To są rzuty, które będzie można zabrać przeciętnym zawodnikom jak Torey Craig, czy Troy Daniels.  O ile więc Jazz zaczną rywalizację osłabieni brakiem zestawu rąk do kozłowania, tak Nuggets zaczną wzmocnieni wracającymi rękoma.

Bez Conley’a odpowiedzialność za rozegranie znów ląduje głównie na barkach Donovana Mitchella. Nie od dziś wiadomo, że podający z niego raczej kiepski – w końcu to właśnie brak podań do Goberta był jednym z elementów wpływających na słabą podobno atmosferę w szatni. Szczęścia Mitchell może szukać w fakcie, że obrona Nuggets nie należy do najmocniejszych. W Orlando tracą aż 121,7 punktu na 100 posiadań, będąc na ostatnim miejscu w ligowej stawce w tym elemencie. Nie zdziwią więc mecze Mitchella na 35-40 punktów. Pytanie jednak kto mu pomoże, kiedy Gobertowi może nie mieć kto podać, a ławka Jazz jest dość krótka. Na wysyp punktowy można liczyć chyba wyłącznie ze strony Jordana Clarksona.

Defensywa ani jednego, ani drugiego zespołu nie jest najmocniejsza, więc zadecydować powinna zdolność do regularnego zdobywania punktów. Interesujące będzie oglądanie tego, jak Rudy Gobert radzi sobie z wychodzącym wysoko Nikolą Jokiciem (a potrafi sobie w takich warunkach radzić), jak obrońcy Jazz zmieniają krycie na wybiegających obwodowych Nuggets, jak zatrzymują gorącego Michael Portera Jr. (42,2% za trzy ze sporego przewyższenia). Nuggets mają wiele opcji zdobywania punktów. Jazz mają ich dość ograniczoną liczbę.

źródło:YouTube/MLG Highlights

Oklahoma City Thunder (4) – Houston Rockets (5)

To może być niesamowita seria. W normalnych warunkach historią byłby powrót Russella Westbrooka do Oklahomy, natomiast ani nie zagrają w Oklahomie, ani też nie zagra sam Russell Westbrook. Przynajmniej na starcie serii. Problemy z mięśniem czworogłowym sprawiają, że Russ opuści najpewniej kilka pierwszych spotkań, osłabiając Rockets i pozostawiając Jamesa Hardena samego w grze na piłce. Są oczywiście Eric Gordon, czy Austin Rivers, natomiast trener D’Antoni będzie musiał zostawić sobie jakieś ręce do kozłowania w tych nielicznych pewnie minutach bez Hardena na parkiecie. Od początku do końca będziemy więc oglądać – bez zaskoczenia – dużo kozłującego Hardena. OKC mają zawodników, których mogą rzucić do obrony przeciwko niemu – doskonały Luguenz Dort (mający jednak problemy z kolanem), Andre Roberson, czy wyżsi Hamidou Diallo i Darius Bazley. To wszystko są kończyny do rzucenia na Hardena, nie tylko w grze jeden na jeden, ale też do ewentualnych podwojeń.

Podwojenia Jamesa Hardena są jednak o tyle groźne, że z tych podwojeń Harden świetnie odgrywa piłkę do któregoś z pozostałych zawodników, z których to każdy jest strzelcem z dystansu. Kontuzja Russella Westbrooka – choć będąca oczywiście osłabieniem – paradoksalnie sprawia, że Rockets w podstawowym ustawieniu mają jeszcze większą siłę ognia zza łuku. Będzie to wymagało od Thunder bardzo sprawnego nawigowania w obronie po słabej stronie parkietu, mądrym rotowaniem i ustawianiem w tej obronie Stevena Adamsa. On sam jest bardzo dobry w wychodzeniu wysoko i podwajaniu kozłującego na zasłonach, ale kiedy podwajać będą inni, może mieć problem z pokryciem reszty placu przy maksymalnym spacingu Rockets. W końcu kryjąc stojącego za linią trójki PJ Tuckera trudno stać w okolicy pola trzech sekund, skoro mowa o jednym z najlepszych w lidze strzelców z rogów boiska (oddał w tym sezonie 236 trójek z rogów na skuteczności ponad 38% – drugi Dorian Finney-Smith oddał 155 – o 81 mniej!)

Ten sam Adams, który w obronie będzie musiał zostać przez trenera Donovana jakoś sprytnie ustawiony, w ataku może być nieprawdopodobną bronią. Wyobrażacie sobie Stevena Adamsa grającego w post-up z PJ Tuckerem albo Robertem Covingtonem? Obaj są oczywiście naprawdę nieźli w tego rodzaju obronie, ale różnica warunków jest miażdżąca i będziemy oglądać sporo takich posiadań. To, jak wiele ich będzie, w dużej mierze zależeć będzie jednak od zdrowia Nowozelandczyka, który w ostatnich meczach grywał po kilka, kilkanaście minut z powodu problemów z nogą. Jeśli jednak zagra w pełnym wymiarze minut, Rockets będą musieli wymyślić coś, żeby piłka nie docierała do Adamsa pod koszem. Nie jest to jednak takie oczywiste, kiedy gra się przeciwko drużynie grającej tak sprawnie w ataku pozycyjnym. Nie od parady gra tam Chris Paul, wspierany dwoma innymi dobrymi rozgrywającymi.

Ta seria będzie starciem dwóch tak skrajnie różnych ekip, że typowanie czegokolwiek jest po prostu niemożliwe. Tu wszystko może zmieniać się na przestrzeni jednej-dwóch kwart wraz z taktycznymi usprawnieniami trenerów. Dla lubiących koszykarskie szachy będzie to – zaraz obok Heat z Pacers – prawdopodobnie najciekawsza do obserwowania seria w pierwszej rundzie.

źrodło:YouTube/HT Highlights