Rekordowa liczba kontuzjowanych All-Starów w Playoffach – gdzie zmierza ten sezon?

Rekordowa liczba kontuzjowanych All-Starów w Playoffach – gdzie zmierza ten sezon?

Rekordowa liczba kontuzjowanych All-Starów w Playoffach – gdzie zmierza ten sezon?
Photo by Alex Goodlett/Getty Images

Clippers musieli stawić czoła Jazz krótko po tym, jak dowiedzieli się, że kontuzja Kawhi Leonarda okazała się na tyle poważna, że nie będą już mogli liczyć na jego pomoc – z dużym prawdopodobieństwem aż do końca Playoffów. Na wysokości zadania stanął Paul George, grający w cieniu Kawhi Leonarda naprawdę dobre Playoffy. Jego 37 punktów, 16 zbiórek i 5 asyst pomogły pokonać Jazz i wyjść na prowadzenie 3-2. Oznacza to, że mimo świetnej postawy Jazz, Clippers mogą poważnie liczyć na wygraną w tej serii. Jest ciekawie – to pewne.

Pojawia się pytanie – czy Clippers bez Kawhi Leonarda mogą myśleć o czymś więcej, niż wygranie tej serii z Jazz? Odpowiedź musi być raczej smutna dla kibiców Clippers (tych – z tego co widzę w polskim internecie – nie ma wielu). Gdyby stworzyć ranking zawodników grających najlepiej w przekroju tegorocznych Playoffów, Kawhi musiałby się znaleźć w ścisłej topce. Bez niego ten zespół traci swój trzon. Może się więc okazać, że jego kontuzja po prostu zabiera nam jeden z zespołów z grona faworytów do Mistrzostwa NBA. Jak to z kontuzjami jest – nie jest to sprawiedliwe. Jeśli spojrzeć na te Playoffy z dystansu, okaże się jednak, że – paradoksalnie – dla każdego są one niesprawiedliwe.

Żeby nie sięgać daleko – Utah Jazz, bezpośredni rywale Clippers w tej serii, też nie są zdrowi. Mike Conley opuścił wszystkie pięć spotkań w serii z LAC. Co równie istotne, a może nawet bardziej istotne, Donovan Mitchell nie jest zdrowy i staje się to coraz bardziej zauważalne. Ostatnie spotkanie z linijką 21 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst nie wygląda tragicznie w statystykach, ale też jest dalekie od tego, do czego nas przyzwyczaił. Uraz kostki ewidentnie sprawia, że Mitchell nie ma pełnego zakresu ruchu i męczy się:

„To coś, z czym będę musiał się mierzyć. Wiesz, przej***ne. Nic więcej nie mam do powiedzenia. To jest trudne, kiedy próbujesz robić rzeczy, które zazwyczaj robisz; widzisz miejsca, do których mógłbyś się dostać, ale nie możesz, więc musisz wymyślić coś innego. To trudne, ale musze znaleźć jakieś wyjście. W innym wypadku mogę wracać do domu. Mówiłem to rok temu, mówiłem w tym roku – nie po to graliśmy jak graliśmy, żeby odpaść w drugiej rundzie. […]”

– Donovan Mitchell o problemie z kostką

Ktokolwiek przejdzie do drugiej rundy, będzie miał dalej kłopoty. A to tylko jedna seria. Lepiej nie jest przecież w serii Nets z Bucks. O ile ci drudzy pozostają we względnym zdrowiu (z wyłączeniem nieobecnego DiVincenzo), o tyle ekipa z Brooklynu posypała się na tym etapie całkowicie, tracąc dwóch z trzech liderów. Kevin Durant musiał ostatnio w pojedynkę zaliczyć linijkę zbliżoną do 50/20/10 grając pełne 48 minut, żeby utrzymać swój zespół na powierzchni i przybliżyć do awansu. Jasne, James Harden wyszedł na parkiet i spędził na nim grupo ponad 40 minut, ale sama skuteczność 1/10 z gry pokazuje, że wcale nie był jeszcze gotowy. Gdyby to był sezon regularny, na bank by nie wystąpił. Podobnie jak wspomniany wcześniej Donovan Micthell.

W serii Sixers z Hawks brakuje większych nieobecności, ale trzeba pamiętać, że Joel Embiid dalej (!) gra na uszkodzonej łąkotce. Każdy z występów niesie za sobą ryzyko pogłębienia urazu i dłuższej przerwy. Ale JoJo grać musi, bo Hawks radzą sobie bardzo dobrze i prowadzą w tej chwili 3-2. Na tle rywali Playoffowych są dość zdrowi, choć i tak brakuje im kilku dość istotnych koszykarzy – nie grają De’Andre Hunter i Cam Reddish.

Można tak długo wymieniać. Los Angeles Lakers nie byli zdrowi – w przegranej serii wciąż zmagali się z kostką LeBrona i pomniejszymi urazami Davisa. Celtics grali bez Jaylena Browna, a ograniczony zdrowotnie był też choćby Robert Williams III. Suns być może przystąpią do Finałów Konferencji bez Chrisa Paula, który obecnie jest w protokole bezpieczeństwa, a wcześniej miał przecież problemy z barkiem (podobnie jak Luka Doncic z karkiem). Nieobecności, ograniczenia, ryzyko pogłębienia urazu – tegoroczne Playoffy wyglądają jak szpital polowy.

Kawhi Leonard był ósmym All-Starem, który opuścił w tym roku mecz w Playoffach. Według Elias Sports Bureau, jest to najwięcej w całej historii ligi.

Liga obstaje oczywiście przy swojej narracji. Publicznie głos zabrał przedstawiciel NBA, Mike Bass:

„Wskaźniki kontuzji były praktycznie takie same w tym sezonie, jak w rozgrywkach 2019/20, a gracze All-Star i zawodnicy pierwszych piątek opuszczali spotkania opuszczali mecze z powodu kontuzji w podobnej liczbie, jak przez trzy ostatnie lata. Kontuzje to niestety część tej gry, ale zdajemy sobie sprawę z ogromnych poświęceń, jakie gracze i drużyny NBA musieli ponieść, by grać w czasie pandemii.”

O tym, jak wyglądają tegoroczne statystyki, pisaliśmy jakiś czas temu:

A wypowiedź Mike’a Bassa była odpowiedzią na serię tweetów LeBrona Jamesa, które opublikował wczoraj na wieść o urazie Kawhi Leonarda:

„Oni wszyscy nie chcieli mnie słuchać w okolicy startu sezonu. Dokładnie wiedziałem, co może się wydarzyć. Chciałem tylko chronić dobra zawodników, którym ostatecznie jest produkt i zyski z naszej gry. Te kontuzje nie są po prostu 'częścią gry’. To brak czystego odpoczynku od koszykówki. To jest najlepszy czas w roku dla naszej ligi i fanów, ale brakuje wielu naszych ulubionych graczy. To szalone. Jeśli jest choć jedna osoba, która wie coś o ciele i o tym, jak ono działa na przestrzeni całego roku, to jestem to ja. Wypowiadam się w imieniu zdrowia wszystkich graczy, nie cierpię faktu, że widzę tyle kontuzji w tym momencie roku. Wybaczcie kibice, chciałbym, żebyście mogli oglądać teraz wszystkich waszych ulubionych zawodników.”

Dlaczego mam wrażenie, że chodzi właśnie o Ciebie, LeBron?

Nie jest to jednak istotne – ważny jest fakt, że problem istnieje i trudno o jeszcze więcej dowodów na to, że zdrowie zawodników zaczyna być problemem przybierającym ekstremalne rozmiary. NBA w przekazie publicznym zachowuje się jak ci goście, którzy na hasło 'globalne ocieplenie’ mówią, że w zeszłym roku w wakacje też było ciepło.

Wielokrotnie podkreślaliśmy, że wraz z końcem sezonu problem się nie skończy. Kolejne rozgrywki mają wystartować w październiku, co znów oznacza bardzo krótką przerwę, w ramach której toczą się jeszcze rozgrywki międzynarodowe. Jeśli teraz mamy problem z kontuzjami ważnych zawodników, przyszły sezon może nas naprawdę niemiło zaskoczyć.

Wróćmy jednak na chwilę do bieżących rozgrywek. Zestaw zespołów, które pozostały w walce o Tytuł Mistrzowski jest bardzo świeży – pierścienie zdobędzie ekipa, która przynajmniej od 1983 roku tego nie osiągnęła (wtedy zrobili to Sixers) a istnieje też duża szansa, że Tytuł zgarnie klub, który nigdy wcześniej tego nie dokonał. To, w połączeniu z liczbą młodych zawodników wchodzących na salony, wydaje się po prostu ekscytujące. Czy jednak po czasie nie okaże się, że Mistrzostwo w tym sezonie nie będzie warte tyle, ile mogłoby? Niestety, ale istnieje ryzyko, że ktokolwiek nie wygra, będzie mu przy tym sukcesie dopisywana zwyczajowa 'gwiazdka’.

Los Angeles Lakers zdobyli mistrzostwo w minionym sezonie. Playoffy toczyły się w bańce, w Finałach zabrakło Bama Adebayo; zastanawialiśmy się, czy ten tytuł będzie rezonował. Ostatecznie chyba rezonuje – w trakcie sezonu dość wyraźna była narracja o Lakers jako o obrońcach tytułu. Kto jednak pamięta, kto wygrał tytuł rok wcześniej? Tak, Toronto Raptors, to byli oni – w Finale pokonali Golden State Warriors i sięgnęli po puchar Larry’ego O’Briena, prowadzeni przez Kawhi Leonarda i Kyle’a Lowry’ego. Im dopisywano gwiazdkę. Warriors, których pokonali w Finałach, nie byli zdrowi. Kevin Durant wypadł z wtedy z gry, a Klay Thompson nie był w pełni zdrowia i też opuścił jedno spotkanie. Po drodze ograli Bucks, zatrzymując Giannisa, oraz Sixers, trafiając rękoma Leonarda legendarny już game-winner w meczu numer siedem. Raptors zdobyli swój pierwszy w historii tytuł. Czy to nie było świeże? Nie było ekscytujące? W tamtym czasie było i to bardzo. Mam jednak wrażenie, że już w kolejnym sezonie nie mówiło się tak bardzo o Raptors jako o 'obrońcach tytułu’. Pewnie było tak w dużej mierze dlatego, że odszedł Kawhi Leonard. Niemniej tytuł Raptors pozostaje w pamięci jako tytuł z gwiazdką. W tym sezonie może być bardzo podobnie. Najpewniej wygra zespół nowy w gronie 'zwycięzców’, a ktokolwiek to nie będzie, po drodze siłą rzeczy mierzył się z jakimś poważnie osłabionym rywalem. Szkoda byłoby, gdyby tegoroczny triumf nie miał odpowiedniego wydźwięku, ale niestety – wszystko zdaje się zmierzać w tę stronę.