Rekordowa liczba kontuzjowanych All-Starów w Playoffach – gdzie zmierza ten sezon?
![Rekordowa liczba kontuzjowanych All-Starów w Playoffach – gdzie zmierza ten sezon?](https://zkrainynba.com/wp-content/uploads/2021/06/GettyImages-1233497837-1024x683.jpg)
Clippers musieli stawić czoła Jazz krótko po tym, jak dowiedzieli się, że kontuzja Kawhi Leonarda okazała się na tyle poważna, że nie będą już mogli liczyć na jego pomoc – z dużym prawdopodobieństwem aż do końca Playoffów. Na wysokości zadania stanął Paul George, grający w cieniu Kawhi Leonarda naprawdę dobre Playoffy. Jego 37 punktów, 16 zbiórek i 5 asyst pomogły pokonać Jazz i wyjść na prowadzenie 3-2. Oznacza to, że mimo świetnej postawy Jazz, Clippers mogą poważnie liczyć na wygraną w tej serii. Jest ciekawie – to pewne.
Pojawia się pytanie – czy Clippers bez Kawhi Leonarda mogą myśleć o czymś więcej, niż wygranie tej serii z Jazz? Odpowiedź musi być raczej smutna dla kibiców Clippers (tych – z tego co widzę w polskim internecie – nie ma wielu). Gdyby stworzyć ranking zawodników grających najlepiej w przekroju tegorocznych Playoffów, Kawhi musiałby się znaleźć w ścisłej topce. Bez niego ten zespół traci swój trzon. Może się więc okazać, że jego kontuzja po prostu zabiera nam jeden z zespołów z grona faworytów do Mistrzostwa NBA. Jak to z kontuzjami jest – nie jest to sprawiedliwe. Jeśli spojrzeć na te Playoffy z dystansu, okaże się jednak, że – paradoksalnie – dla każdego są one niesprawiedliwe.
Żeby nie sięgać daleko – Utah Jazz, bezpośredni rywale Clippers w tej serii, też nie są zdrowi. Mike Conley opuścił wszystkie pięć spotkań w serii z LAC. Co równie istotne, a może nawet bardziej istotne, Donovan Mitchell nie jest zdrowy i staje się to coraz bardziej zauważalne. Ostatnie spotkanie z linijką 21 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst nie wygląda tragicznie w statystykach, ale też jest dalekie od tego, do czego nas przyzwyczaił. Uraz kostki ewidentnie sprawia, że Mitchell nie ma pełnego zakresu ruchu i męczy się:
„To coś, z czym będę musiał się mierzyć. Wiesz, przej***ne. Nic więcej nie mam do powiedzenia. To jest trudne, kiedy próbujesz robić rzeczy, które zazwyczaj robisz; widzisz miejsca, do których mógłbyś się dostać, ale nie możesz, więc musisz wymyślić coś innego. To trudne, ale musze znaleźć jakieś wyjście. W innym wypadku mogę wracać do domu. Mówiłem to rok temu, mówiłem w tym roku – nie po to graliśmy jak graliśmy, żeby odpaść w drugiej rundzie. […]”
– Donovan Mitchell o problemie z kostką
Ktokolwiek przejdzie do drugiej rundy, będzie miał dalej kłopoty. A to tylko jedna seria. Lepiej nie jest przecież w serii Nets z Bucks. O ile ci drudzy pozostają we względnym zdrowiu (z wyłączeniem nieobecnego DiVincenzo), o tyle ekipa z Brooklynu posypała się na tym etapie całkowicie, tracąc dwóch z trzech liderów. Kevin Durant musiał ostatnio w pojedynkę zaliczyć linijkę zbliżoną do 50/20/10 grając pełne 48 minut, żeby utrzymać swój zespół na powierzchni i przybliżyć do awansu. Jasne, James Harden wyszedł na parkiet i spędził na nim grupo ponad 40 minut, ale sama skuteczność 1/10 z gry pokazuje, że wcale nie był jeszcze gotowy. Gdyby to był sezon regularny, na bank by nie wystąpił. Podobnie jak wspomniany wcześniej Donovan Micthell.
W serii Sixers z Hawks brakuje większych nieobecności, ale trzeba pamiętać, że Joel Embiid dalej (!) gra na uszkodzonej łąkotce. Każdy z występów niesie za sobą ryzyko pogłębienia urazu i dłuższej przerwy. Ale JoJo grać musi, bo Hawks radzą sobie bardzo dobrze i prowadzą w tej chwili 3-2. Na tle rywali Playoffowych są dość zdrowi, choć i tak brakuje im kilku dość istotnych koszykarzy – nie grają De’Andre Hunter i Cam Reddish.
Można tak długo wymieniać. Los Angeles Lakers nie byli zdrowi – w przegranej serii wciąż zmagali się z kostką LeBrona i pomniejszymi urazami Davisa. Celtics grali bez Jaylena Browna, a ograniczony zdrowotnie był też choćby Robert Williams III. Suns być może przystąpią do Finałów Konferencji bez Chrisa Paula, który obecnie jest w protokole bezpieczeństwa, a wcześniej miał przecież problemy z barkiem (podobnie jak Luka Doncic z karkiem). Nieobecności, ograniczenia, ryzyko pogłębienia urazu – tegoroczne Playoffy wyglądają jak szpital polowy.
Kawhi Leonard był ósmym All-Starem, który opuścił w tym roku mecz w Playoffach. Według Elias Sports Bureau, jest to najwięcej w całej historii ligi.
Liga obstaje oczywiście przy swojej narracji. Publicznie głos zabrał przedstawiciel NBA, Mike Bass:
„Wskaźniki kontuzji były praktycznie takie same w tym sezonie, jak w rozgrywkach 2019/20, a gracze All-Star i zawodnicy pierwszych piątek opuszczali spotkania opuszczali mecze z powodu kontuzji w podobnej liczbie, jak przez trzy ostatnie lata. Kontuzje to niestety część tej gry, ale zdajemy sobie sprawę z ogromnych poświęceń, jakie gracze i drużyny NBA musieli ponieść, by grać w czasie pandemii.”
O tym, jak wyglądają tegoroczne statystyki, pisaliśmy jakiś czas temu:
A wypowiedź Mike’a Bassa była odpowiedzią na serię tweetów LeBrona Jamesa, które opublikował wczoraj na wieść o urazie Kawhi Leonarda:
RIM REST rest before starting back up. 8, possibly 9 ALL-STARS has missed Playoff games(most in league history). This is the best time of the year for our league and fans but missing a ton of our fav players. It’s insane. If there’s one person that know about the body and how it
— LeBron James (@KingJames) June 16, 2021
works all year round it’s ME! I speak for the health of all our players and I hate to see this many injuries this time of the year. Sorry fans wish you guys were seeing all your fav guys right now. 🙏🏾👑
— LeBron James (@KingJames) June 16, 2021
„Oni wszyscy nie chcieli mnie słuchać w okolicy startu sezonu. Dokładnie wiedziałem, co może się wydarzyć. Chciałem tylko chronić dobra zawodników, którym ostatecznie jest produkt i zyski z naszej gry. Te kontuzje nie są po prostu 'częścią gry’. To brak czystego odpoczynku od koszykówki. To jest najlepszy czas w roku dla naszej ligi i fanów, ale brakuje wielu naszych ulubionych graczy. To szalone. Jeśli jest choć jedna osoba, która wie coś o ciele i o tym, jak ono działa na przestrzeni całego roku, to jestem to ja. Wypowiadam się w imieniu zdrowia wszystkich graczy, nie cierpię faktu, że widzę tyle kontuzji w tym momencie roku. Wybaczcie kibice, chciałbym, żebyście mogli oglądać teraz wszystkich waszych ulubionych zawodników.”
Dlaczego mam wrażenie, że chodzi właśnie o Ciebie, LeBron?
Nie jest to jednak istotne – ważny jest fakt, że problem istnieje i trudno o jeszcze więcej dowodów na to, że zdrowie zawodników zaczyna być problemem przybierającym ekstremalne rozmiary. NBA w przekazie publicznym zachowuje się jak ci goście, którzy na hasło 'globalne ocieplenie’ mówią, że w zeszłym roku w wakacje też było ciepło.
Wielokrotnie podkreślaliśmy, że wraz z końcem sezonu problem się nie skończy. Kolejne rozgrywki mają wystartować w październiku, co znów oznacza bardzo krótką przerwę, w ramach której toczą się jeszcze rozgrywki międzynarodowe. Jeśli teraz mamy problem z kontuzjami ważnych zawodników, przyszły sezon może nas naprawdę niemiło zaskoczyć.
Wróćmy jednak na chwilę do bieżących rozgrywek. Zestaw zespołów, które pozostały w walce o Tytuł Mistrzowski jest bardzo świeży – pierścienie zdobędzie ekipa, która przynajmniej od 1983 roku tego nie osiągnęła (wtedy zrobili to Sixers) a istnieje też duża szansa, że Tytuł zgarnie klub, który nigdy wcześniej tego nie dokonał. To, w połączeniu z liczbą młodych zawodników wchodzących na salony, wydaje się po prostu ekscytujące. Czy jednak po czasie nie okaże się, że Mistrzostwo w tym sezonie nie będzie warte tyle, ile mogłoby? Niestety, ale istnieje ryzyko, że ktokolwiek nie wygra, będzie mu przy tym sukcesie dopisywana zwyczajowa 'gwiazdka’.
Los Angeles Lakers zdobyli mistrzostwo w minionym sezonie. Playoffy toczyły się w bańce, w Finałach zabrakło Bama Adebayo; zastanawialiśmy się, czy ten tytuł będzie rezonował. Ostatecznie chyba rezonuje – w trakcie sezonu dość wyraźna była narracja o Lakers jako o obrońcach tytułu. Kto jednak pamięta, kto wygrał tytuł rok wcześniej? Tak, Toronto Raptors, to byli oni – w Finale pokonali Golden State Warriors i sięgnęli po puchar Larry’ego O’Briena, prowadzeni przez Kawhi Leonarda i Kyle’a Lowry’ego. Im dopisywano gwiazdkę. Warriors, których pokonali w Finałach, nie byli zdrowi. Kevin Durant wypadł z wtedy z gry, a Klay Thompson nie był w pełni zdrowia i też opuścił jedno spotkanie. Po drodze ograli Bucks, zatrzymując Giannisa, oraz Sixers, trafiając rękoma Leonarda legendarny już game-winner w meczu numer siedem. Raptors zdobyli swój pierwszy w historii tytuł. Czy to nie było świeże? Nie było ekscytujące? W tamtym czasie było i to bardzo. Mam jednak wrażenie, że już w kolejnym sezonie nie mówiło się tak bardzo o Raptors jako o 'obrońcach tytułu’. Pewnie było tak w dużej mierze dlatego, że odszedł Kawhi Leonard. Niemniej tytuł Raptors pozostaje w pamięci jako tytuł z gwiazdką. W tym sezonie może być bardzo podobnie. Najpewniej wygra zespół nowy w gronie 'zwycięzców’, a ktokolwiek to nie będzie, po drodze siłą rzeczy mierzył się z jakimś poważnie osłabionym rywalem. Szkoda byłoby, gdyby tegoroczny triumf nie miał odpowiedniego wydźwięku, ale niestety – wszystko zdaje się zmierzać w tę stronę.