PO blee i nieblee 5
Cześć. Jest dobrze. Portland wyrównało, Houston nie. Bucks i Sixers też. Dobrze, wręcz bardzo dobrze. Gwiazdy lśnią – jedne bardziej, inne mniej. Pojedynki są ciekawe, nie wszystkie, jednakże nie ma powodu do narzekań. Bez zbędnej zwłoki oddajcie się innym czynnościom czytelniczym. Zapraszam do czytania.
Śmieszy – mnie trochę Harden domagający się sprawiedliwości. Gość który non stop udaje, który specjalnie ląduje mocno z przodu by walić wyimaginowanymi i naciąganymi faulami innych graczy, teraz woła o sprawiedliwość. Harden w wielu przypadkach nawet nie próbuje trafiać, jego jedynym celem jest wymuszenie faulu, sam prowokuje kontakty, wpada na innych zawodników, a gdy nie działa, biedaczek musi się poskarżyć, że nikt się nie nabiera. Nie wszystkie sytuacje były czyste, to oczywiste, ale nie robiłbym z togo takiego dramatu. Jednak jest on w stylu Brody. Z drugiej strony Wojownicy nie są święci. GSW wiedzą jak wyłączyć najlepszego zawodnika z drużyny przeciwnej małym, teoretycznie zupełnie niezamierzonym zagraniem a’la Zaza. Oczywiście, ja rozumiem, że wedle zasady co nie jest zabronione to jest dozwolone. Z takiego założenia wychodzi Broda i GSW. Doprowadził grę opartą na wymuszeniach niemal do rangi sztuki. To trzeba mu oddać. Jednak w moim odczuciu zabija to piękno koszykówki.
Giannis – nie skarżył się po meczu nr 1, że Bostończycy ciągle go faulują pod koszem, przewracają, walą w ręce. Nie dają rzucać. Nic z tych rzeczy. Zobaczymy jak odpowie.
LBJ – zapowiedział, że nie zamierza rekrutować latem. Kurde, chłopie zdecyduj się w końcu. Jego poczynania coraz bardziej przypominają akcje z menopauzy. Raz tak, raz siak. Co za gość. Może jakieś większe dawki progesteronu. Może czas odstawić TRT? Z drugiej strony, jeżeli odstawi TRT to skończy karierę w 3 miesiące.
Rewelacja – ten fragment konferencji chłopaków z LAC to mistrzostwo świata. Gdybym był koszykarzem, chciałbym grać w LAC. Kawhi dawaj.
źródło: YouTube/NBA on ESPN
źródło: YouTube/MLG Highlights
źródło:YouTube/Bleacher Report
Toronto vs Sixers
Mecz nr 2 – Toronto dali totalnie dupy. Przyznam, że rozbudzili mój apetyt po G1, jednak tym razem gładko przegrali. Jimmy Butler odpowiedział. Zagrał naprawdę dobrze i pokazał, że nie zamierza odpuścić, że nadal jest tym JB, którego znamy. Zadziora i walczak. Pięknie, bo bałem się, że ma jakiś kompleks związany z Toronto. Raptory wyszły na mecz w zbyt piknikowym nastroju, co po części nie dziwi wcale. Po takim soczystym łomocie podświadomie lekceważysz przeciwnika. Jednak Philly nie dali się stłamsić. Zagrali wystarczająco dobrze, by wygrać. Miśki z Kanady obudzili się w drugiej połowie, jednak było za późno. Ech te chłopaki z Toronto, momentami brak im instynktu zabójcy. Philly byli do zrobienia w tym meczu. To nie był piękny mecz. 39,5% z gry Philly i 36% z gry TR dają pewien obraz sytuacji. Aby bardziej to poczuć, wspomnę o wirtuozerskiej skuteczność z dystansu obu ekip, Toronto dzikie 27% a Phily powalające 29%. Sixers dobrze zbierali i nie pozwolili zdominować deski graczom Toronto. 53 do 36 w zbiórkach. Masakra. Philly nie przeszkodziło nawet 19 strat.
Odpowiedź – Jimmy dał radę. Mimo pozostawiającej nieco do życzenia skuteczności 41% z gry, jego występ należy uznać za udany. Trafiał wtedy, kiedy najbardziej było trzeba. Zdobył trzy razy tyle punktów co w meczu nr 1. Miał 11 zb., 5 ast., 2 straty i 1 blok.
Lowry – zaszalał. Podbudowany pierwszym spotkaniem, stwierdził, że nie ma czego się obawiać ze strony 76-tek i zaatakował. 20 pkt., 2/6 za trzy i 7/17 z gry. 5 zb., 5 ast. Nieźle. Kyle motherfucker Lowry. Niestety przegrali. Nie jestem trenerem, ale chyba jest lepiej, gdy Lowry nie jest aż tak aktywny w ataku.
Joel – nadal niewidoczny. Nadal nie radzi sobie z dwoma zgryźliwymi tetrykami z Kanady. 32 minuty, 12 pkt., 2/7 z gry, 6 zb., 5 ast., 1 bl. i 6 strat.
Toronto – 5 punktów zdobyli rezerwowi. 3 pkt. Powell i 2. Ibaka. Masakra. Można powiedzieć, że ławka zabrała im wygraną. Rezerwowi trafili 2 rzuty na 11 oddanych w tym jedna trójka. Zero wolnych.
Kawhi – nic się nie zmieniło, wciąż jedzie Philly jak chce, jednak reszta składu nie dopasowała się do niego. Nieco skuteczność mu spadła. Jednak wynik 54% z gry wciąż jest wyśmienity.
Pascal – 36% z gry w drugim meczu. Mnożna zaryzykować twierdzenie, że gdyby poprawił swą skuteczność, przeprowadzając nieco lepsza selekcję rzutów mecz byłby wygrany. Młody jest, więc po takim G1 wiadomo było, że nabierze śmiałości i trochę pycha przesłoni mu trzeźwą ocenę. Czyli podsumowując, Toronto na wielu płaszczyznach zagrało za słabo aby wygrać.
Green – gdzieś się zapodział w tym meczu. 1/8 z gry i 1/6 za trzy.
Denver vs Portland
Mecz nr 1 – Denver górą. Spójrzcie na to – skuteczność z gry 51% DN, 52% PTB, za trzy 41% DN i 38% PTB, zbiórki 34 DN i 40 PTB, asysty 22 DN i 20 PTB, bloki 7 DN i 5 PTB. Wszystko na bardzo zbliżonym poziomie. Denver trafili 12 trójek a PTB 11. Do czego zmierzam, mianowicie o wygranej zaważyły straty 12 Denver i 18 PTB, a co za tym idzie i przechwyty 12 DN i 6 PTB oraz – co uważam za klucz – rzuty z linii. 27/31 czyli 87% mieli Nuggets. Blazers równo o 7 mniej 20/27 co daje 75%. Przegrali 8 pkt.
Jokić – w tych seriach z SAS i teraz z Portland stał się monopolistą w zbiórkach ofensywnych. W sezonie zasadniczym zbierał średnio 2,6 na atakowanej stronie, w PO zbiera średnio 3,6 Łączna średni zbiórek wzrosła o jedną z 10,8 w RS do 11,8 w PO. A mówili, że w playoffs jest trudniej.
Dame – robił co mógł. Uzbierał 39 pkt., zabrakło wsparcia ze strony C.J’a. Dostał dla odmiany naprawdę dobre spotkanie od Rodney’a. Brawo.
Murray – obecny. 23 pkt., 53% z gry, 50% za trzy, 8 ast., 2 prz., 1 strata. Z takim Jamalem i Jokiciem, których wsparł Paul Millsap, czyli członek klubu przepłaconych gwiazdeczek. 19 pkt., 6 zb., 3 ast., 1 bl. ciężko jest wygrać.
Mecz 2 – Od razu patrzę na grę Murraya. 15 pkt., 6/18 z gry – 33% i 2/8 za trzy – 25%. Nie ma Jamala, nie ma wygranej. Oczywiście to nie jest przełożenie 1 do 1. Jokić z 16 punktami też nie dał czadu jak D.J. Bobo na koncertach. Ogólnie Denver nie błysnęło skutecznością 35% z gry he, he, he, 20% z dystansu ha, ha, ha i 61,5% z linii hi, hi, hi. Z takimi cyferkami to nie może się udać. Nie pomogło 58 zbiórek przy 47 PTB. Nic nie pomogło. W koszu najczęściej jest tak, że jeśli nie trafiasz częściej niż przeciwnik, to przegrywasz. Żeby nie było, PTB również nie rozegrali meczu marzeń. Zagrali nieźle ale, bez szału. 42% z gry, 31% za trzy i 80% z linii. Bezdyskusyjnie lepiej od Denver, ale ogólnie, raczej średnio. Lillrad mało widoczny, jeśli już to głównie z powodu 1/7 z dystansu. Jednak dostał wsparcie od praktycznie wszystkich innych graczy Świetlistych Smug. C.J. 20 pkt., Kanter 15, Aminu 11, Hood, 15, Collins 10. Cieszy dobra gra Hood. Niech chłopak walczy, bo jakoś ta jego kariera, trochę utknęła w miejscu. Mecz z tych, które nie puszcza się komuś, komu chcesz zareklamować koszykówkę.
23 – zbiórek ofensywnych mieli Denver w tym spotkaniu (7 PTB). Kurde czy oni za bardzo nie skupili się na tym aspekcie gry a za mało na wygrywaniu.
Boston vs Bucks
Pochwały – jakie zbierają Celtowie po pierwszym meczu z Bucks, są jak najbardziej zasłużone. Zastopowali Giannisa perfekcyjnie. Jednak pochwały mają to do siebie, zwłaszcza w ilościach hurtowych, że powodują stan samozadowolenia. Stan ten nie sprzyja orce i katorżniczej pracy, ani skupieniu i skromności. Zobaczymy jak poradzą sobie z tym Zielone ludziki. Dawać drugie starcie.
Mecz 2 – nie poradzili sobie. Zostali okrutnie zmasakrowani przez Bucks. Po pierwszej grze byłem ciekaw czy oni tak mają. Czy mogą tak grać zawsze. Jeśli zagraliby tak drugi raz, to sweep nabrałby realnych kształtów. Jeśli Boston drugi raz rozjechałby Bucks to wszyscy, którzy pisali o ich sile przed sezonem, mylili się tylko połowicznie. Bucks jednak odpowiedzieli w najlepszy z możliwych sposobów. Wygrali bezdyskusyjnie, siekając Boston na plasterki. Końcowy wynik nie oddaje skali demolki. W najlepszym momencie prowadzili różnica 31 pkt. Miazga, gilotyna i sieczka. Bucks 44% z gry, 43% za trzy i 81% z linii. Boston 39,5% z gry, 36% za trzy. Dobrze się stało bo chcę długich serii, wypełnionych jak jak największa ilością gier. Ja nie kibicuje nikomu, poza koszykówką. Nie mam ulubionej drużyny. Jedne podobają mi się bardziej inne mniej, jednak gdy obserwuje mecze staram się być, raczej, obiektywny. Sycę oczy basketem na najwyższym poziomie i chce dostawać go jak najwięcej.
Bucks – wyszli z Miroticiem w pierwszej piątce. Zadziałało, mimo, że on sam nie błyszczał, to robił miejsce dla innych, miedzy innymi dla Middletona.
Trójka – teoria, że Boston nie musi się przejmować trójkami Giannisa, chyba się nieco zdewaluowała.
Kyrie – nie wyglądał wcale. Nawet jak przez okno w piwnicy. 4/18 z gry, 1/5 za trzy. Dobrze, że Bledsoe postanowił przekuć zeszłoroczną porażkę na lepszą grę, a nie na marudzenie i dolinę. Eric zagrał świetne zawody. 21 pkt., 5 ast., 3/5 z dystansu i 7/12 z gry. Gratis dorzucił naprawdę dobrą prace w defensywie. Irving nie dostawał nawet jednego centymetra wolnej przestrzeni. Czekam na odpowiedź.
Kris – Giannis był dobry, ale to Middleton był głównym autorem tej wygranej. To on ciągnął ich w najważniejszych momentach pierwszej połowy, wtedy, gdy mecz był jeszcze wyrównany. 7/10 za trzy, 10/18 z gry. Kris pojechał. Trafiał, jak natchniony, z każdej pozycji. Świetny występ. Przed tą serią Giannis zdominował dyskusje o Bucks, o Krisie Middletonie nie wspominało sie tak wiele. Jednak nic się nie zdarzy w Milwaukee, bez Middletona. Mimo, że Giannis zdobył więcej punktów niż KM, to zaczął błyszczeć dopiero w drugiej połowie. Pierwsza, ta trudniejsza był popisem KM.
Ławki – 40 pkt. Bostonu i 25 Bucks.
-30 – zaliczył Hayward. -29 Brown.
Dżordżio – Hill. Czapki z głów. 10 pkt., 3/6 z gry, 2/4 za trzy. Dobre spotkanie. Dał z ławki to co powinien. Brawo.
GSW vs Rockets
Obawy – miałem przed drugim spotkaniem, obawę że zamieni się w farsę. Farsę gwizdania wszystkiego, każdego symulanctwa Hardena, prawdziwych fauli oczywiście też. Sądziłem że będą przeginać. Bałem się, że Harden skupi się głównie na wymuszaniu, mecz będzie trwał 6 godzin, a James 72 razy stanie na linii rzutów wolnych.
Mecz 2 – uff nie sprawdziło się. James dostał w czapkę na otrzeźwienie i gitara. Tym samym z racji kontuzji Hardena, nie można jednoznacznie opisać tego spotkania i wyciągnąć wnioski. Z jednej strony mieliśmy Wojowników, którzy cały czas kontrolowali ten mecz. Rakiety nie prowadziły nawet prze chwilę. Momentami wyglądało to jak zabawa GSW pod hasłem – dajemy im zbliżyć się na 3 pkt, a potem ich lejemy. I tak kilka razy.
Wyskok – Igoudala ma kosmiczny wyskok. On nie lata, ale w ułamku sekundy materializuje się na takiej wysokości, o której inni mogą pomarzyć. Andre gra świetną serię. Teraz zdecydowanie bardziej, wręcz łopatologicznie, widać ile daje drużynie, jakim jest wyśmienitym graczem. W tej serii notuje średnio 15 pkt., 76% z gry i 45% za trzy, 4,5 zb., 3 ast., 1 bl. O obronie nie będę wspominał. Kto widział ten wie. Mistrz.
Klay – człowiek defensywa, który kocha atak. Jednak jego natura to obrona. Atak jest po prostu efektem zakochania się w sypaniu punktów.
Rezerwowi – w pierwszym meczu u GSW zagrali 44 min. W drugim 51. Zdobyli odpowiednio 10 i 14 pkt. W HR: G1 63 min, G2 54 min. Punkty 17 i 20.
Kontuzja – Green pięknie załatwił Brodę. Niechcący oczywiście. Nikt nie ma cienia wątpliwości. Ranny Harden niby zagrał 34 minuty, ale nie można w 100% powiedzieć, że to był jego maks. Kontuzja oka ciężka sprawa. Mam nadzieję, że wydobrzeje na mecz nr 3.
KD – to maszyna. W G2 zagrał dość nonszalancko 41% z gry. Jednak nic to nie zmieniło. GSW wygrali. Obrona Rakiet jest słaba. Momentami nie istnieje. KD jedzie. W następnym meczu stawiam, że HR wygrają, może nawet zdecydowanie. Trójki będą wpadać, Broda wjeżdżać, Capela latać i dobijać. Ciekawe czy zacznie się wtedy gadka, że wrócili, że mają szansę. Nie mają. Jest 2:0 i Wojownicy tego nie wypuszczą.
DeMar – czy Harden nie kojarzy się trochę z nim? Tu zdecydowanie więcej na ten temat. Polecam.
GOAT – Austin MVP Rivers zapodał ostre minuty. Był jak Curry i Harden w jednym. Jest najlepszy. Wchodzi i robi co chce.
Pozdrawiam i dzięki za przeczytanie. Niech moc PO będzie z wami.