Jakub Schenk: Jak szare myszki w finale
– King w tym momencie bardziej chce. To nie są różnice w kontekście talentu czy umiejętności, ale w nastawieniu. Jesteśmy numerem dwa po sezonie zasadniczym, a zachowujemy się w tym finale trochę jak szare myszki, które znalazły się w nim przez przypadek. To nie może tak wyglądać – mówi Jakub Schenk.
King Szczecin zrobił w piątek kolejny duży krok w kierunku obrony mistrzostwa Polski. Podopieczni Arkadiusza Miłoszewskiego pokonali Trefla Sopot 81:76. Do przerwy sopocianie prowadzili różnicą jednego punktu (36:35). Przewaga mogła być dużo wyższa, gdyby goście lepiej egzekwowali rzuty wolne (9/19).
Kluczowy dla losów spotkania okazał się początek trzeciej kwarty, w której szczecinianie włączyli drugi bieg i zbudowali 16-punktową przewagę (59:43). Sopocianie grali z dużą ambicją, zredukowali straty do trzech oczek (73:70), ale na więcej nie było ich stać tego dnia. King wygrał i w serii do czterech zwycięstw prowadzi 3:1.
– W mojej opinii o końcowym wyniku zadecydowała końcówka drugiej kwarty, w której spudłowaliśmy kilka rzutów wolnych. Zamiast być +6/+7 z przodu, to mieliśmy tylko punkt przewagi. W beznadziejnych nastrojach zeszliśmy do szatni, mimo bycia na prowadzeniu. Wszyscy czuli, że daliśmy ciała na linii rzutów wolnych. Początek trzeciej kwarty był bardzo słaby w naszym wykonaniu. Rywale wyszli i znów mieli inicjatywę. Taki jest przebieg tych spotkań w tej serii. Potem gonimy, staramy się, ale to jest za mało – mówi Jakub Schenk.
– Wszystko siedzi w naszych głowach i w naszych mądrych decyzjach. Niekoniecznie graczy z piłką w rękach, ale tych, którzy są obok niej. Do tego dochodzą dziwne faule i proste straty. To wszystko się składa na to, że znów jesteśmy -5 na koniec meczu. Można mówić, że było blisko, ale trzeba w końcu zrobić coś, by wygrać mecz, a nie mówić, że jest się blisko – komentuje koszykarz Trefla Sopot.
Trener Tabak nie może mieć do Schenka żadnych pretensji, bo ten – jako jeden z nielicznych – stanął na wysokości zadania. Rozegrał świetne zawody. Trzymał Trefla w grze, zdobywając 16 punktów w czwartej kwarcie, a łącznie 23 (6/10 z gry, 7/7 za jeden).
Schenka pytamy o kiepską skuteczność jego zespołu w tym finale. Trefl tylko raz przekroczył barierę 80 punktów. Było to w wygranym spotkaniu nr dwa, gdy sopocianie uzyskali 84 oczka.
Słabość w ataku w tej serii nie wynika z tego, że jesteśmy zmęczeni. Finał może i nas nie przerasta mentalnie, ale waga tych spotkań jest przytłaczająca. Brakuje nam nieco doświadczenia i wyrachowania. Może to jest problemem. Ale teraz nie ma sensu o tym rozmyślać. Musimy się skupić, trafiać do kosza i twardo bronić – odpowiada.
Schenk w swojej wypowiedzi dużo mówi o nastawieniu i podejściu do meczów. Z perspektywy trybun da się zauważyć, że sopocianie grają nieco bojaźliwie, nie mając w sobie pewności i przekonania, że mogą ograć Kinga, drużynę, która broni mistrzowskiego tytułu. Wielu czołowych zawodników Trefla gra dużo poniżej swoich oczekiwań w tym finale.
– Przez cały sezon graliśmy dobrą i jakościową koszykówkę. Pokonywaliśmy rywali z czołówki. Nie po to pracowaliśmy przez dziesięć miesięcy, by teraz to w tak łatwy sposób oddać. King w tym momencie bardziej chce. To nie są różnice w kontekście talentu czy umiejętności, ale w nastawieniu. Jesteśmy numerem dwa po sezonie zasadniczym, a zachowujemy się w tym finale trochę jak szare myszki, które znalazły się w nim przez przypadek. To nie może tak wyglądać – komentuje Jakub Schenk.
King Szczecin jest o krok od zdobycia mistrzostwa ORLEN Basket Ligi. Mecz nr 5 w poniedziałek o godz. 20:00.