Bucks w Finale Konferencji! Warriors wygrywają mimo kontuzji Duranta

Bucks w Finale Konferencji! Warriors wygrywają mimo kontuzji Duranta

Bucks jako pierwsi meldują się w Finałach Konferencji! Tym czasem Warriors są już o jedno zwycięstwo od awansu, choć problem może stanowić kontuzja Kevina Duranta.


Celtics – Bucks – 91:116 (1-4)
Rockets – Warriors – 99:104 (2-3)


Jak na mecz o życie, jakim był dla Celtics mecz numer pięć, to nie było tu zaciętej walki. Nie można odmówić Bostonowi, że stawił się na ten mecz zmotywowany, ale koniec końców Bucks nie mieli najmniejszych problemów z wygraniem czwartego w serii spotkania, a co za tym idzie awansem do Finałów Konferencji. Jest to ich pierwszy awans do tej fazy rozgrywek od sezonu 2000/01, kiedy to w koszulce Bucks po parkietach biegali Ray Allen, Sam Cassell, czy Glenn Robinson. Dziś jednak w koszulce Bucks gra Giannis Antetokounmpo, który mimo niezłej defensywy Celtics zdobył 20 punktów, 8 zbiórek i 8 asyst, trafiając 8/14 rzutów z gry i prowadząc swój zespół do zwycięstwa:

źródło:YouTube/House of Highlights

Aż 14 ze swoich punktów Giannis zdobył w drugiej połowie – to właśnie wtedy Bucks zaznaczyli wyraźnie swoją dominację, podnosząc swoją przewagę z kilkunastu, do ponad dwudziestu punktów różnicy. Dobrą robotę zrobili też pozostali gracze. Khris Middleton zdobył 19 punktów, 8 zbiórek i 5 asyst, a Eric Bledsoe 18 punktów i 6 zbiórek. Kolejny świetny mecz z ławki rozegrał też George Hill, zdobywając 16 punktów. Z ławki wszedł również wracający po przerwie spowodowanej kontuzją Malcolm Brogdon – w 16 minut zdobył on 10 punktów. O słabym meczu można powiedzieć chyba tylko w przypadku Brooka Lopeza – skończył z dorobkiem 0 punktów i 0 zbiórek, swoje 18 minut na parkiecie wykorzystując na spudłowanie 7 trójek.

Bostonowi udało się dobrze zagrać w obronie, nie przegrać znacząco zbiórek, generalnie podjęli walkę. Wszelkie próby muszą jednak spełznąć na niczym, kiedy w ofensywie nie ma kto pociągnąć gry. Celtics trafili tylko 31% rzutów z gry i 18% trójek, kompletnie nie mogąc znaleźć rytmu. Liderem chciał być Kyrie Irving, ale skończył on z dorobkiem 15 punktów i z tylko 1 asystą, oraz marną skutecznością 6/21 z gry i 1/7 z dystansu. Kyrie chcący wziąć ciężar gry na siebie nie okazał się dla Bostonu dobrym liderem, a raczej samolubnym strzelcem oddającym nieprzemyślane rzuty. Najgorsze jest to, że on potrafi grac inaczej – lepiej. Nie tylko skuteczniej, ale trochę mądrzej.

Po 14 punktów zdobyli Jayson Tatum (3/10 z gry), oraz Marcus Morris, który dorzucił też z ławki 11 zbiórek i jako jedyny zawodnik trafił dwie trójki (!). Z ławki, bo trener Brad Stevens postanowił w pierwszej piątce wpuścić Arona Baynesa, który jednak na parkiecie spędził tylko 10 minut. Jaylen Brown 12 punktów zdobył nie trafiając żadnej z pięciu oddanych trójek, Horford trafił 1/5, podobnie wchodzący z ławki Terry Rozier. Marcus Smart zza łuku miał skuteczność 0/4, Gordon Hayward natomiast 1/3. Nie da się wygrać przy takiej efektywności.

Brad Stevens w czasie pomeczowej konferencji przyznał wprost, że zawiódł jako trener.


Golden State Warriors skrzętnie wykorzystują przewagę własnego parkietu, w serii z Rockets wygrywając jak do tej pory każdy mecz u siebie. Nie inaczej było także tym razem. Po kilku minutach zaciętej gry, w połowie pierwszej kwarty GSW uciekli na kilkanaście punktów, wygrywając pierwszą odsłonę 31:17. Pomimo starań Rakiet i nawet zredukowania strat do jednego posiadania różnicy, Warriors drugą kwartę również kończyli z kilkunastopunktową przewagą. Trzecia kwarta należała już jednak do Houston, które wygrało tę odsłonę 29:15, na ostatnią kwartę wychodząc już przy stanie remisowym. Mecz na dobrą sprawę przełamał się dopiero na około dwie minuty przed końcem, kiedy dwie kolejne trójki Greena i Thompsona wyprowadziły mistrzów na ośmiopunktowe prowadzenie.

Rockets nie udało się już odrobić strat. Mogli spróbować faulu, ale… zdecydowali się nie próbować. Zamiast tego wyszli po prostu agresywnie w obronie, licząc na stratę lub pudło.

źródło:YouTube/Bleacher Report

Zwycięstwo odniesione w czwartej kwarcie jest dla Warriors o tyle ważne, że dokonali tego bez kontuzjowanego Kevina Duranta. Skrzydłowy GSW w końcówce trzeciej odsłony doznał groźnie wyglądającej kontuzji przy oddawaniu rzutu. Po tym incydencie nie wyszedł już na parkiet. Na szczęście nie potwierdziły się obawy o to, że może to być poważna kontuzja Achillesa. Okazała się to tylko kontuzja łydki, która jednak wykluczy KD z meczu numer sześć.

Do momentu kontuzji Durant miał na koncie 22 punkty, 5 zbiórek i 4 asysty. Koniec końców najlepszym strzelcem zespołu został jednak Klay Thompson, który zdobył 27 punktów, trafiając 11/20 rzutów z gry i aż 5/10 z dystansu. Warriors znacznie łatwiej gra się wtedy, kiedy Klay trafia swoje rzuty. Dobry mecz zagrał też Stephen Curry, choć on nie był aż tak skuteczny. Zdobył 25 punktów, 6 zbiórek i 5 asyst, trafiając co prawda tylko 3/11 rzutów za trzy, ale nie zawodząc w najważniejszych momentach, a więc w czwartej kwarcie.

Draymond Green zdobył 8 punktów, 12 zbiórek i 11 asyst, będąc o jeden celny rzut od kolejnego triple double. Po 39 minutach na parkiecie musiał skończyć mecz z powodu przekroczenia limitu fauli, jednak co najważniejsze, zagrał dobrze w obronie, trafił kluczową trójkę i skończył z najlepszym w zespole wskaźnikiem plus/minus na poziomie +12.

Tym razem to Rockets byli mniej skuteczni, trafiając trójki na skuteczności poniżej 30%. Liderem ofensywy był oczywiście James Harden, który zanotował na swoje konto 31 punktów, 4 zbiórki, 8 asyst i 4 przechwyty, trafiając 10.16 rzutów z gry, w tym 3/9 z dystansu. Kolejne 19 punktów dorzucił Eric Gordon, trafiając jednak tylko 3/10 z dystansu. PJ Tucker dodał 13 punktów i 10 zbiórek, Chris Paul 11 punktów, 6 zbiórek i 6 asyst, a Clint Capela 6 punktów i 14 zbiórek, z czego aż 5 w ofensywie.