Bartłomiej Wołoszyn: Spełniony jako koszykarz. Kandyduję na radnego Gdyni
– Kariera sportowa? Nie mam sobie nic do zarzucenia. Doszedłem do wszystkiego ciężką pracą. Kandyduję na radnego w Gdyni, bo chcę – poprzez nabytą wiedzę w sporcie – oddać tym ludziom i miastu to, co od nich dostałem. Chciałbym zaszczepiać, zwłaszcza młodym, jak największą dawkę aktywności fizycznej. Mam już pomysły na przeprowadzenie różnych akcji – mówi Bartłomiej Wołoszyn.
Karol Wasiek: Czy rozgrywasz swoje ostatnie mecze w zawodowej karierze?
Bartłomiej Wołoszyn, koszykarz Krajowej Grupy Spożywczej Arki Gdynia: Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji, ponieważ cały czas czuję dużą pasję, gdy wychodzę na boisko. Z drugiej strony znam swoje ograniczenia. Zawsze chciałem grać na pewnym poziomie, a widzę, że coraz trudniej jest mi osiągnąć taki poziom. Dlatego taka myśl kiełkuje w mojej głowie coraz mocniej.
Kiedy po raz pierwszy pojawiła się taka myśl?
Gdy podpisywałem ten dwuletni kontrakt, który w tym sezonie dobiega końca, miałem konkretną rozmowę z władzami klubu na temat przyszłości. Były wstępne propozycje na temat przejścia na „drugą stronę rzeki”. Oczywiście nadal jestem w pełni skupiony na sporcie, ale nie ukrywam, że robię mnóstwo rzeczy dookoła, które mogą mi ułatwić ten proces przejścia na drugą stronę.
Co tobie dał sport?
Zwiedziłem kawał świata, zobaczyłem mnóstwo ciekawych miejsc, poznałem też wielu wartościowych ludzi, z którymi zbudowałem relacje na całe życie. Uważam, że sport kształtuje charakter. Na boisku wykonywałem wiele różnych zadań i teraz w życiu też mi jest łatwiej, jeśli ktoś da mi konkretne zadanie do wykonania. Staram się to zrobić od „A” do „Z”. Taki zadaniowiec na i poza boiskiem. W sporcie trzeba być też systematycznym, by osiągnąć pewien poziom. Długofalowa praca też jest ważna.
Ja dość szybko opuściłem dom rodzinny, więc nauczyłem się samodzielności i organizacji wolnego czasu. Oczywiście są rzeczy, które sport mi zabrał, ale bilans zysków i strat jest na duży plus.
Będziesz kandydował do roli radnego w Gdyni w najbliższych wyborach samorządowych. Idziesz w politykę. Dlaczego taka decyzja?
Chcę spróbować swoich sił na nowym polu i zobaczyć, jak to wygląda po drugiej stronie. W ostatnim czasie próbuję różnych rzeczy, otwieram sobie nowe możliwości. Nie ukrywam, że to jest duże wyróżnienie pracować na chwałę Gdyni i tych mieszkańców, którzy mnie wybiorą w kwietniowych wyborach. Chcę – poprzez nabytą wiedzę w sporcie – oddać tym ludziom i miastu to, co od nich dostałem. Jestem tu już ponad 5 lat i nie ukrywam, że bardzo dużo dobra mnie tu spotkało.
Choć do samej Gdyni trafiłeś nieco… przypadkowo.
To fakt. Kiedy jeszcze grałem w Dąbrowie Górniczej, czyli w 2019 roku zadzwonił do mnie trener Przemysław Frasunkiewicz i zapytał czy nie chciałbym zagrać u niego w Gdyni. To było w trakcie sezonu. MKS miał problemy finansowe i nie stawał na drodze, a dla mnie to była duża szansa. Sam transfer był nieco na wariackich papierach, ale finalnie wyszło znakomicie. Okazało się, że Gdynia stała się moim nowym miejscem na ziemi. Tu chcę zostać i mieszkać na zawsze.
Co – jako radny miasta Gdynia – chcesz dać mieszkańcom?
Chciałbym zaszczepiać, zwłaszcza młodym, jak największą dawkę aktywności fizycznej. I nie poprzez bycie trenerem, a bardziej poprzez działania menedżersko-społeczne. Uważam, że wychowanie dzieci poprzez sport jest bardzo dobrą drogą. Oczywiście, poprzez koszykówkę, ale też inne sporty. W Gdyni jest mnóstwo możliwości. Chcę zorganizować różne akcje, które spowodują, że dzieci będą mogły aktywnie spędzić czas – czy to w hali czy na świeżym powietrzu. Będę też chciał wykorzystać gdyńskie zespoły zawodowe do promocji zdrowego i aktywnego trybu życia.
Czy chciałbyś zostać także w klubie koszykarskim i pracować już w innej funkcji?
Na razie takiej rozmowy nie było, ale nie ukrywam, że chciałbym dalej zostać w sporcie.
Czy podpytywałeś np. Marcina Stefańskiego o rady i wskazówki?
Tak. Jesteśmy w stałym kontakcie w ostatnim czasie. Marcin świetnie się odnalazł w nowej funkcji. Jest też koordynatorem i trenerem w grupach młodzieżowych w Sopocie. Połączył rolę radnego ze sportem. To dla mnie dobry przykład. Podpytywałem go o różne kwestie. Jest bardzo pomocny.
Jesteś spełniony jako koszykarz?
Tak. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Doszedłem do wszystkiego ciężką pracą. Było sporo wyrzeczeń w młodzieńczych latach, ale koszykówka wiele mi dała. Zacząłem we Włocławku, wystąpiłem w mistrzostwach Europy. Z perspektywy czasu uważam, że nieco za szybko to wszystko się pojawiło, bo później był lekki spadek. Może w tym wszystkim brakuje mi pobytu w klubie zagranicznym. Tego już nie sprawdzę.
Była kiedyś szansa?
Nie i nawet tego nie szukałem. Byłem 7 lat we Włocławku. Ten klub spełniał moje oczekiwania poprzez grę na wysokim poziomie i funkcjonowanie z zawodnikami z wysokiej półki. Potem grałem w Koszalinie, Kutnie i Dąbrowie Górniczej. Na sam koniec trafiłem do Gdyni, gdzie wróciłem do gry w europejskich pucharach. To było super doświadczenie. Mogę z podniesioną głową patrzeć na swoją karierę.