Anwil przegrał i jest pod ścianą. Co poszło nie tak?

Anwil przegrał i jest pod ścianą. Co poszło nie tak?

Anwil przegrał i jest pod ścianą. Co poszło nie tak?
Anwil Włocławek / foto: Andrzej Romański / PLK

Bardzo ciekawie toczy się seria Anwilu Włocławek z PGE Spójnią. Lider po rundzie zasadniczej wygrał dwa pierwsze spotkania i jechał do Stargardu w komfortowej sytuacji. Podopieczni Sebastiana Machowskiego pokazali jednak wielki charakter i doprowadzili do spotkania „o wszystko”.

Dawno Anwil Włocławek nie zagrał tak słabego spotkania. W pierwszej kwarcie sobotniego meczu włocławianie zdobyli zaledwie dziewięć puntów, pudłując rzut za rzutem. W całym spotkaniu goście z Kujaw mieli zaledwie… 13-procentową (!) skuteczność z dystansu (3/23).

– Zagraliśmy słabo. Rzuty trzypunktowe miały ogromne znaczenie. Jeśli trafia się tylko trzy rzuty z dystansu, to nie można myśleć o zwycięstwie – podkreśla Przemysław Frasunkiewicz, trener Anwilu Włocławek.

Dwie „trójki” trafił Janari Joesaar i jedną Amir Bell. Skuteczność to jedno, ale słabo wyglądały też inne elementy: nastawienie, fizyczna walka i agresywność. Stargardzianie za każdym razem byli o krok szybsi od włocławian, zdobywając w całym meczu 86 punktów (ponad 50-procentowa skuteczność z gry).

– Wyszliśmy na ten mecz ze złym nastawieniem. Nie było w nas energii i dobrej mentalności. Oddaliśmy rywalom inicjatywę. Nie byliśmy w stanie z nimi rywalizować. Mamy nad czym myśleć przed tym najważniejszym meczem. Musimy zadbać o to, by poprawić naszą grę, która da nam awans do półfinału – mówi Estończyk Janari Joesaar.

Trener Frasunkiewicz zwraca też uwagę na inne aspekty. Mówi m.in. o „zapasach” w pierwszej połowie.

– Mam wrażenie, że komentarze, które były po meczu numer dwa, zadziałały i to jest przykre. W pierwszej połowie naoglądaliśmy się takich zapasów, że to nie mieści się w głowie. Z drugiej strony, mieliśmy gigantyczne problemy z trafieniem do kosza. Piłka – mimo czystych pozycji – nie dolatywała do obręczy. PGE Spójnia z kolei trafiała rzuty i to z bardzo trudnych pozycji. Stargardzianie zasłużenie wygrali – zaznacza.

Kilku graczy w barwach Anwilu zagrało dużo poniżej oczekiwań. W tym gronie jest m.in. Luke Petrasek (0 pkt – 0/4 z gry), Tomas Kyzlink (4 pkt, 1/4 z gry). Pięć rzutów z gry spudłował Kamil Łączyński, a niewidoczny był Jakub Garbacz (13 minut – jeden oddany rzut).

– Patrząc na dwa ostatnie mecze w Stargardzie, to tylko dwóch-trzech zawodników utrzymało swój poziom, do którego przyzwyczaili w sezonie. Reszta gra poniżej sezonu – podkreśla Frasunkiewicz.

Anwil w zeszłym sezonie rozgrywał w ćwierćfinale pięciomeczową serię z Kingiem, ale wtedy decydujące spotkanie miało miejsce w Szczecinie (porażka Anwilu). Trener Frasunkiewicz zna też smak zwycięstwa w ćwierćfinale, gdy rozgrywał pięć meczów. Było to czasów Arki Gdynia w sezonie 2018/2019. Arka po dwóch spotkaniach prowadziła z Legią 2:0, ale ta doprowadziła do piątego meczu w Gdyni. Górą byli wtedy żółto-niebiescy. Czy we wtorek Anwil stanie na wysokości zadania?

– To będzie prawdziwa wojna – zapowiada trener włocławskiego zespołu.