Analiza Playoffs 2023: Offscreen Warriors vs. zbiórki Kings
Analizujemy dalej pary Playoffowe, tym razem przenosząc się na zachód. Wczoraj Poświęciłem chwilę zestawieniu Cavaliers z Knicks – jeśli nie czytałeś, a jesteś ciekawa/y, to zapraszam:
Tym razem pochylimy się nad przypadkiem o tyle ciekawym, że z perspektywy Playoffowego doświadczenia, mamy do czynienia z absolutnymi przeciwieństwami. Z jednej strony Golden State Warriors, obecni obrońcy tytułu, dysponujący składem, którego trzon już kilkukrotnie sięgał wspólnie po mistrzowski tytuł. Z drugiej strony Sacramento Kings, czyli klub, który ostatnio w Playoffach był w 2006 roku. Pierwszą rundę przeszli ostatnio w 2004 roku, jeszcze z Peją Stojakoviciem, Chrisem Webberem i Vlade Divacem. Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy zauważymy, że to ci drudzy są wyżej rozstawieni.
W bezpośrednich pojedynkach pomiędzy Warriors a Kings w tym sezonie wynik wynosi 3-1 na korzyść obrońców tytułu. Ostatni raz mierzyli się bardzo niedawno, bo 7 kwietnia, natomiast trudno analizować cokolwiek w oparciu o mecz, w którym nie zagrali De’Aaron Fox i Domantas Sabonis. Żeby wyciągnąć jakiekolwiek wnioski, trzeba cofnąć się aż do połowy listopada, kiedy w przeciągu tygodnia Kings i Warriors zmierzyli się dwukrotnie. Podzielili się wówczas zwycięstwami.
W pełnym składzie zagrali wówczas nie tylko Kings z Foxem i Sabonisem, ale też Warriors, dla których grał Andrew Wiggins. Ten sam, który od połowy lutego pozostaje poza grą z powodów osobistych. Wrócił już jednak do drużyny i plan jest taki – podaje m. in Kendra Andrews z ESPN – żeby wybiegł na parkiet już w pierwszym meczu Playoffów. Na całe szczęście dla Warriors. To ich kluczowy obrońca i także w match-upach z Kings to on biegał za zawodnikiem na piłce:
W starciach z Warriors Kings umyślnie szukali akcji dwójkowych, które sprowokowałyby zmianę krycia w taki sposób, aby zostawić Wigginsa po słabej stronie parkietu. Jego obecność wynosi obronę obrońców tytułu na wyższy poziom – przez sam fakt, że ofensywa rywali zmuszona jest szukać gry przez innych graczy, słabszych defensorów.
W przeciwieństwie do Warriors, Kings takim zawodnikiem nie dysponują. Przydałby się do krycia Stepha Curry’ago, jednak jeśli sięgnąc głębiej, może okazać się, że to nie obrona na piłce odegra dla Kings najważniejszą rolę.
atut Warriors: zasłony bez piłki
Obserwując ofensywę Warriors, wszyscy pochylają się nad popisami Stepha Curry’ego (co nie dziwi, bo jest kapitalny), natomiast to nie jego rzuty po koźle są dla ataku Warriors kluczowe. Są ważne, ponieważ są przeciwwagą dla podstawowego zagrożenie, jakie stanowią rzuty po zasłonach bez piłki. Ekipa z San Francisco zdobywa w tym sezonie – nie jest to żadna nowość – zdecydowanie najwięcej punktów na mecz po off screenach. Mają z tego średnio 12 oczek na mecz – o 3,1 więcej niż drudzy pod tym względem Jazz.
Czasami są to najprostsze w świecie sytuacje, kiedy strzelec wybiega z rogu na szczyt (albo odwrotnie) po zasłonie i dostaje piłkę:
Czasami są to zagrywki bardziej złożone, w których jeden z obrońców docelowej zasłony bez piłki zostaje najpierw wyprowadzony z równowagi przez wcześniejszą, inną zasłonę:
Czasami z kolei Warriors w ogóle nie grają zasłony wyprowadzającej strzelca na wolną pozycję, tylko wykorzystują świadomość rywali. Świadomość, że mogą to zrobić. Wystarczy prosty przyruch barkiem, by obrońca automatycznie wyskoczył za Stephem na obwód. W takiej lidze jak NBA wszystko dzieje się w ułamkach sekund i trzeba operować na instynktach oraz taktycznym przygotowaniu. To bywa zgubne:
Ostatecznie sprawia to, że defensywy rywali bardzo skupiają się, by trzymać się blisko zawodników bez piłki i jak najpłynniej zmieniać krycie po słabej stronie. Coś za coś. Zobacz, ile miejsca Kings zostawiali na akcję dwójkową zawodnikowi z piłką:
Prawda jest taka, że w Sacramento brakuje indywidualnych obrońców. Takich, którzy mogliby usiąść na zawodniku z piłką i ograniczyć jego poczynania, czy wymusić stratę. Takim gościem jest Davion Mitchell z ławki, ale to za mało. Steph Curry – o ile w Playoffach pojawi się w dobrej formie – powinien więc mieć używanie. Trener Mike Brown, jako mądry, doświadczony defensywnie trener, dojdzie pewnie do wniosku, że swoje ograniczone defensywne zasoby trzeba poświęcić nie na krycie Stepha z piłką, a tego wszystkiego, co biega bez piłki. Switchować, switchować i jeszcze raz switchować. Wszystko zależeć będzie od tego, jak sprawnie krycie na zasłonach będą zmieniać Murray, Barnes, Huerter i wszyscy inni wingmani Kings. Nie będzie łatwo.
atut Kings: gra do obręczy
Warriors owszem, świetnie wybiegają na otwarte pozycje na obwodzie, czasem wykorzystując też zasłony bez piłki do ścięć pod kosz, jednak… Ich ofensywa – choć kapitalna, kiedy wszystkie tryby obracają się w dobrym tempie – jest nieco jednowymiarowa. GSW są na zaledwie 27. miejscu w lidze pod względem rzutów oddawanych spod samej obręczy, oraz 27. pod względem rzutów oddawanych przez rolujących do kosza stawiających zasłony graczy. Są ekipą wymuszającą zdecydowanie najmniej rzutów wolnych na mecz (20,2). To wszystko są objawy jednego problemu. Braku atletyzmu, fizycznych atutów i różnie pojmowanego 'ciągu na kosz’.
Sacramento Kings będą od Warriors najzwyczajniej w świecie WIĘKSI.
Jedyny nominalny center w składzie Warriors, Kevin Looney, na parkiecie średnio spędza 24 minuty na mecz. Oznacza to, że przez około połowę meczu (często dłużej) Warriors grają mniej lub bardziej fizycznymi wariantami small-ballu, a na centrze biegają Draymond Green, czy Jonathan Kuminga. Kings też nie grywają na dwóch wysokich (na czwórce biegają zazwyczaj Trey Lyles, Keegan Murray, czy Harrison Barnes), jednak sama obecność Domantasa Sabonisa na centrze daje w tym match-upie sporą przewagę.
Domantas Sabonis jako najlepiej zbierający w sezonie regularnym zawodnik, notował 12,3 zbiórki na mecz, w tym 3,2 w ataku. W meczach przeciwko Warriors notował z kolei aż 16,7 zbiórki na mecz, z czego 4,3 w ataku. Te ofensywne zbiórki i idące za tym ponowienia akcji mogą okazać się kluczowe.
Kluczem będą nie tylko zdobywane przez niego punkty po dobitkach, czy akcjach tyłem do kosza, ale te, które Kings zdobędą dzięki podwojeniom na zbyt silnym dla każdego z obrońców GSW w pojedynkę Sabonisie:
Jeśli zaawansowanego ataku Warriors nie da się powstrzymać, trzeba spróbować go przebić własną ofensywą. W końcu Kings to statystycznie najlepszy atak sezonu, zdobywający 118,6 punktu na 100 posiadań. Szybki, dużo rzucający za trzy. Jeśli do tego dodać przewagę pod koszem, zbiórki w ataku i ponowienia akcji, łatwe punkty z rzutów wolnych (Warriors to 3. najczęściej faulująca drużyna w lidze), to naprawdę może udać się po prostu nawrzucać więcej punktów niż rywale. Wszystko to wokół fizycznej przewagi Domantasa Sabonisa.
co przemawia ca Warriors:
- mistrzowskie doświadczenie
To mówi chyba samo przez siebie. Stephen Curry wychodził z pierwszej rundy Playoffów już 7 razy w swojej karierze – to dla niego nic wielkiego. Dla niego, ale też Klay’a Thompsona, Draymonda Greena, czy większości składu, która zasmakowała gry na mistrzowskim poziomie. Kings ostatni raz w Playoffach grali, kiedy De’Aaron Fox miał 9 lat. Rozegrali świetny sezon regularny, ale nie wiemy jak zachowają się w serii do 7 meczów, kiedy rywal wyjdzie taktycznie przygotowany specjalnie na match-up z nimi. Różnica w podejściu taktycznym różni się diametralnie pomiędzy sezonem regularnym a Playoffami. To duży test.
- zagrożenie na obwodzie
Kings to zespół bardzo groźny na dystansie, ale to zdecydowanie inne zagrożenie, niż to, jakie stanowią Warriors. Nie tak wielowymiarowe. Oprócz opisywanych wyżej akcji offscreen, jest Steph Curry, który potrafi wyczarować coś z niczego, jest Jordan Poole, który potrafi wziąć na siebie momentami ciężar kreowania rzutów, jest Draymond Green, który wychodzi wysoko by rozrzucić piłkę i zaangażować w obronę na obwodzie podkoszowych rywali… Możliwości jest tu cała masa.
- lepsi obrońcy indywidualni
Andrew Wiggins to kapitalny obrońca. Podobnie Draymond Green, dobrą robotę robi Jonathan Kuminga, czy będący dalej w rotacji Gary Payton II, albo Andre Iguodala. Każdy z nich może mieć za zadanie pilnowanie groźnych zawodników rywali, żaden z nich nie gubi się w rotacjach bez piłki. Kings nie mają takiego defensywnego personelu.
co przemawia za Kings:
- wzrost i siła
Tak jak wyżej w tekście – Kings mają w match-upie z Warriors łatwe punkty do pozbierania z podłogi. Punkty po zbiórkach w ataku, punkty z wymuszonych rzutów wolnych. Będą musieli skutecznie wykorzystać tę przewagę.
- wolumen rzutowy
Jeśli Warriors się rozkręcą, trzeba mieć naprawdę dobrą, poukładaną obronę, żeby ich ograniczyć. Można obrać drugą drogę i rzucić od nich więcej punktów. Kings to najlepiej punktująca w tym sezonie drużyna w lidze (120,7) i są chyba jedyną w lidze drużyną, która może się z Warriors „spróbować” przerzucić na punkty.
- clutch De’Aaron Fox
Jeśli dojdzie do zaciętej końcówki, Kings dysponują najlepszym clutch graczem w lidze. Spośród 50 zawodników, którzy rozegrali w tym sezonie najwięcej minut w clutch (5 lub mniej minut do końca przy max 5 punktach różnicy), Fox zdobył najwięcej, bo aż 194 punkty. Był też jednym z najskuteczniejszych. Lepszą skuteczność w zaciętych końcówkach od Foxa (52,9%) z grona tych 50 graczy mieli tylko Bam Adebayo, Evan Mobley, Draymond Green (tylko 36 punktów), Scottie Barnes, oraz… Domantas Sabonis. Sami podkoszowi. Fox – w przeciwieństwie do tych wymienionych – może w ostatnich minutach wziąć piłkę i samemu przesądzić o wyniku meczu. Jeśli dojdzie w tej serii do meczu na styku, Fox będzie dużym atutem.
MÓJ TYP: Warriors w 6