5) Los Angeles Lakers – LeBron jeszcze nie powiedział ostatniego słowa

5) Los Angeles Lakers – LeBron jeszcze nie powiedział ostatniego słowa

Los Angeles Lakers konsekwentnie wracają do bycia czymś ważnym w NBA. Przed ubiegłym sezonem udało im się podpisać kontrakt z samym LeBronem Jamesem, jednak on sam nie był w stanie wyciągnąć Jeziorowców z dna, w jakim znajdowali się od jakiegoś czasu. Po roku dodano mu więc do pomocy Anthony’ego Davisa, dzięki czemu zespół z Miasta Aniołów ma star-power największy od przeszło sześciu lat, kiedy to jeszcze eksperymentowano ze Stevem Nashem i Dwightem Howardem. Wtedy skończyło się katastrofą – co wydarzy się tym razem?

PG: LeBron James / Rajon Rondo / Alex Caruso / Quinn Cook / Demetrius Jackson
SG: Avery Bradley / Danny Green / Troy Daniels / Zach Norvell
SF: Kentavious Caldwell-Pope / Jared Dudley / Talen Horton-Tucker
PF: Anthony Davis / Kyle Kuzma / Kostas Antetokounmpo
C: JaVale McGee / Dwight Howard / Devontae Cacok

Trzeba to przyznać – LeBron James i Anthony Davis to ofensywnie jedno z bardziej pociągających i działających na wyobraźnie połączeń gwiazd z topu tej ligi. Rewelacyjnie panujący nad grą z piłką w koźle LeBron w parze z fantastycznie latającym nad koszami, ale też nieźle rzucającym z dalszej odległości AD spotkali się w idealnych dla siebie czasach – czasach, w których kształt ofensywy NBA nadaje pick’n’roll. Prosta zasłona na szczycie boiska to zagranie, które inicjuje obecnie niemal każdą akcję, niemal każdego z 30 zespołów, niezależnie od posiadanego w składzie talentu. Tak się składa, że teraz talent w Lakers jest wprost skrojony pod akcje tego typu.

W minionym sezonie LeBron James średnio rozgrywał 7,5 akcji w pick’n’rollu na mecz – jako kozłujący rzecz jasna. To więcej niż chociażby James Harden, Kyrie Irving, czy Chris Paul. W zestawieniu ze statystką mówiącą, że ponad 39% trafionych rzutów Lakers, kiedy LBJ był na parkiecie, wpadało po jego podaniach, tworzy to obraz świetnego gracza do rozgrywania zasłon. Żeby to zauważyć nie trzeba zresztą statystyk.

Anthony Davis aż tak często jako rolujący nie grał w minionym sezonie. Nie ze względu na fakt, że w ogóle dużo nie grał – zasłony stanowiły tylko 14% jego ofensywnych akcji. Trzeba wziąć jednak pod uwagę, że w swoim zespole stanowił pierwszą opcję w ataku, a z całym szacunkiem dla świetnego Jrue Holiday’a, trochę brakowało mu elitarnego kozłującego do tego typu gry. Poza tym Davis po prostu potrafi zagrać z piłką sam – chwycić ją kilka metrów od kosza, oddać rzut, wejść w drybling. Bardzo poprawił się w tych elementach w ostatnich latach. Teraz będzie mógł skupić się na rolowaniu pod obręcz, aczkolwiek czasem na pewno będzie musiał swoje techniczne obycie wykorzystać, by stanowić przerzutkę, drugą opcję i odciążenie dla LeBrona.

Wolumen strzelecki

Granie zasłon ma to do siebie, że wokół potrzeba strzelców – tak się dziś kształtuje NBA. Tutaj Jeziorowcy mieli problem jeszcze rok temu, ale teraz ta tzw. otoczka wydaje się nieco lepiej skrojona pod potrzeby trzonu zespołu. Podstawowym zarzutem po wakacjach 2018 był fakt, że do LeBrona dosztukowano graczy nie tylko nie rzucających z dystansu, ale też potrzebujących do gry piłki w rękach. Tym razem do tego rodzaju grajków zaliczyć można głównie Rajona Rondo. Do roli wingmanów udało się tym razem zatrudnić weteranów, którzy nie tylko za trzy potrafią rzucić, ale też znani są ze swojej defensywnej prezencji. Avery Bradley i Danny Green – bo o nich mowa – będą bardzo ciekawym uzupełnieniem składu, a ich rywalizacja o miejsce w wyjściowym składzie może być bardzo zacięta i zależna w dużej mierze od dyspozycji dnia.

Zwłaszcza Danny Green imponuje ostatnimi czasy jako strzelec – w minionym, mistrzowskim sezonie w barwach Raptors, trafiał 45,5% rzutów z dystansu, oddając co mecz zdecydowanie ponad 5 trójek. Avery Bradley natomiast – jeśli wierzyć doniesieniom z obozu Lakers – bardzo imponował w czasie obozu przygotowawczego swoją zawziętością. Wypadł on tez lepiej w czasie zakończonego niedawno preseason, zdobywając na mecz 9,2 punktu, 1,5 zbiórki i trafiając 33% trójek. Green natomiast zdobywał w podobnym zakresie minutowym 5 punktów i 1,8 zbiórki na mecz, trafiając niepokojąco słabe 26% trójek. Trener Frank Vogel w swojej przedsezonowej rotacji pokazał jednak, że może chcieć mieć ich obu na parkiecie jednocześnie – mecze, w których wychodzili w pierwszych piątkach, zaczynali razem od pierwszej minuty.

Dwie wieże

Skoro już o rywalizacjach na pozycjach mowa, to równie ciekawie – a może nawet ciekawiej – sprawa ma się na pozycji centra. Pozycja JaVale’a McGee wydaje się pewniejsza niż Dwighta Howarda, ale po niezłym preseason w wykonaniu tego drugiego, czy można z czystym sumieniem stwierdzić, że różnica poziomów jest w tym przypadku ogromna? Znów, porównajmy statystyki preseason. McGee wypadł lepiej – w średnio 16 minut na mecz zdobywał 9,6 punktu, 7,4 zbiórki i aż 2,2 bloku. Dwight Howard w cyferkach nie wypadł dużo gorzej, bo zdobywał po 8,4 punktu, 8,6 zbiórki i 0,6 bloku. Trzeba jednak pamiętać, że dostał nieco więcej minut na parkiecie – niecałe dwie, ale zawsze to jednak dla produkcji statystyk znaczące.

Konkluzja jest jednak taka, że przepaści na ten moment nie ma. Oczywiście, szansa na to, że Dwight się szybko rozsypie jest nieporównywalnie większa niż na to, że jakiś poważny problem spotka McGee. Koniec końców więc to pewnie ten drugi okaże się dla rotacji ważniejszy, ale tu i teraz jest to prawdziwa rywalizacja o pozycję. Rywalizacja o tyle zdrowa, że motywująca obu graczy do pracy. o tyle jednak problematyczna, że zabierająca minuty Anthony’ego Davisa na centrze, których choć nie lubi, to których drużyna raczej potrzebuje. Tutaj zagwozdka dla trenera Franka Vogela – nawet jeśli da im obu po 20 minut, to zostaje tylko 8 na niskie line-upy, tak ważne we współczesnej NBA.