Z numerem 1. Cleveland Cavaliers wybierają… Giannisa Antetokounmpo
Z pierwszym pickiem w Drafcie NBA 2013, Cleveland Cavaliers wybierają… Giannisa Antetokounmpo z Grecji. W rzeczywistości było zupełnie inaczej, ale co by było gdyby…
Jakiś czas temu Kamil pisał o tym, że draft 2020 będzie bardzo trudny ze względu na zaistniałą sytuację. Drużyny nie będą miały możliwości zaproszenia zawodników na treningi indywidualne, czy porozmawiać z kandydatami w cztery oczy, co może nadać naborowi elementu losowości. Zresztą przeczytajcie sami:
W tekście tym pojawia się porównanie do draftu 2013, w którym to nie było wyraźnego faworyta do wyboru z numerem pierwszym – podobnie jak w tym roku – a w którym to najlepsi w późniejszej perspektywie zawodnicy wcale nie poszli z najwyższymi numerami. Spójrzmy więc, jak mogła wyglądać loteria 2013, gdyby kluby wiedziały o zawodnikach tyle, ile my wiemy dziś. Wiem, że redraftów pojawia się w internecie mnóstwo i nie jest to najoryginalniejszy pomysł na wpis, jednak wspomnienie o tej szalonej klasie 2013 zainspirowało mnie. Koniec końców, co mamy lepszego do roboty.
No i oczywiście, jeśli uważasz, że ten ranking to jakieś nieporozumienie, albo przynajmniej któraś z pozycji budzi wątpliwości, to oczywiście komentarze po to właśnie są żeby o tym wspomnieć.
#1 (Cleveland Cavaliers) – Giannis Antetokounmpo (org. Anthony Bennett)
To, że w naborze sprzed siedmiu lat to Giannis jest najlepszym koszykarzem nie ulega chyba wątpliwości. Wtedy jednak nie było to tak klarowne – młodziutki, szczudłowaty Grek z niewypowiadalnym dla większości osób nazwiskiem był w istocie bardzo perspektywiczny, natomiast także wyjątkowo surowy. Odstraszał brak rzutu, a jego umiejętności rozgrywania nie były jeszcze tak powszechnie znane. No i nie było gwarancji, że ta chudzina zrobi tak kolosalne postępy atletyczne. Antek spadł wtedy aż do 15. wyboru, trafił do Bucks, którzy dziś dzięki niemu są (byliby gdyby nie wirus) jednym z faworytów do Mistrzostwa NBA. Wyobraźmy sobie jednak, że wszyscy w NBA poznają się od razu na jego talencie.
Rok po drafcie 2013 do Cleveland wrócił LeBron James, a także trafił tam Kevin Love – w wymianie za dwa pierwsze wybory w drafcie. Będącego jedynką w 2014 roku Andrew Wigginsa, oraz właśnie wybranego w 2013 roku Bennetta. Podstawowe pytanie brzmi – czy gdyby do Cavs trafił Giannis, też zostałby wymieniony za Love’a? Czy gdyby się to nie stało, do Cleveland wróciłby LeBron?
Pierwszy i ostatni sezon Benneta w Cavs był słaby – grał średnio po 12 minut, notując 4,2 punktu i 3 zbiórki przy fatalnej skuteczności 35% z gry. Giannis notował w swoim debiutanckim sezonie 6,8 punktu, 4,4 zbiórki i 1,9 asysty, ale on dostał ponad 24 minuty na mecz. Czy w Cavs mógłby dostać tyle czasu? Niewykluczone – Bennett rywalizował z Thomposnem, Varejao i Hawesem, natomiast rywalem Giannisa byłby CJ Miles i kilkadziesiąt meczów końca Loula Denga. Kto wie, być może więc Giannis byłby zbyt cenny, by oddawać go za Love’a, a wielka trójka w Cavs składałaby się z Irvinga, LeBrona i Giannisa właśnie. A może LeBron nie zdecydowałby się wrócić do Ohio i Cavs byliby dziś w punkcie, w którym są Bucks?
źródło:YouTube/Sports Productions
#2 (Orlando Magic) – Victor Oladipo (org. Victor Oladipo)
Prawdę powiedziawszy, Oladipo nie jest drugim najlepszym zawodnikiem tamtego naboru. Trzeba jednak spojrzeć na to, w jakiej sytuacji byli ówcześnie Magic. Po sezonie na 20-62 szukali kogoś, kto pociągnie ich na wyższy poziom. Świetnym wyborem wydaje się Rudy Gobert, ale pamiętajmy, że ich dwóch najbardziej obiecujących ówcześnie zawodników gra na pozycjach podkoszowych. 21-letni Tobias Harris i 23-letni Nikola Vucevic to kolejno czwórka i piątka w systemie trenera Vaughna. Ich braki to pozycje obwodowe.
W sezonie 2013/14 Jameer Nelson praktycznie nie ma zmiennika. Przez kilkadziesiąt meczów z przeciętnym skutkiem gra tam Ronnie Price, ale to zbyt mało. Żeby odciążyć więc już wtedy doświadczonego Nelsona, potrzebny jest właśnie Oladipo. W pierwszym sezonie grał większość minut jako jedynka, będąc motorem napędowym ofensywy. Tego było wtedy trzeba Magic – gościa z piłką do napędzenia ataku, który da też radę w obronie. Magic dokonali wtedy dobrego wyboru – zabrakło im tylko cierpliwości do Victora.
źródło:YouTube/NBA
#3 (Washington Wizards) – Rudy Gobert (org. Otto Porter)
Wybór na tym etapie oczywisty, natomiast dla polskich kibiców bolesny. Ten wybór oznaczałby, że kilka miesięcy później Wizards raczej nie pozyskują z Suns Marcina Gortata. Waszyngton potrzebował wtedy środkowego – Emeka Okafor wciąż był dobry, ale zaczynał się już rozlatywać, a nie było za nim specjalnie zabezpieczenia na tej pozycji. Ostatecznie Wizards dobrze wyszli na oddaniu Emeki za Gortata, ale gdyby wzięli Goberta świadomi jego możliwości, mogliby być skłonni zostawić Okafora, albo pozyskać za niego kogoś na inną pozycję.
Problem polega oczywiście na tym, że pierwsze sezony francuskiego środkowego były bardzo skromne. Jako wybrany w rzeczywistości z 27, pickiem zawodnik w pierwszym sezonie nie dostawał na parkiecie nawet 10 minut na mecz. W tamtych Jazz był jednak mocny duet grających na centrze w osobach Derricka Favorsa i Enesa Kantera. Gobert już w drugim sezonie zbliżał się do linijki 10/10, więc gdyby dostał od początku szansę, mógłby wystrzelić szybciej.
źródło:YouTube/KSL Sports
#4 (Charlotte Bobcats) – CJ McCollum (org. Cody Zeller)
Zeller to jeden z tych picków Michaela Jordana, który z perspektywy czasu niespecjalnie się broni. Prawdę powiedziawszy niespecjalnie bronił się także w 2013 roku. Najlepszy zawodnik Bobcats ówcześnie grał na pozycji centra – był nim świeżo pozyskany Al Jefferson. Za nim w rotacji był młody obiecujący Bismack Biyombo, oraz grający z powodzeniem na centrze Josh McRoberts przed swoim ostatnim dobrym sezonem w karierze. Dlaczego postanowiono wybrać kolejnego środkowego? Pytanie za sto punktów.
Poza Jeffersonem był już wtedy będący chyba jedynym światełkiem w tunelu 23-letni Kemba Walker, a więc pozycje 1-5 były w tym nie najlepszym wciąż zespole całkiem stabilnie obsadzone. W naszym redrafcie dorzucamy im CJ McColluma. W rzeczywistości stworzył on świetny duet z Damianem Lillardem w Portland, więc niewykluczone, że byłby też ciekawym dopasowaniem do Walkera. Kemba jeszcze wtedy nie był tak dobry w grze bez piłki, ale retrospektywnie możemy stwierdzić, że byliby w stanie podzielić między sobą obwodowe obowiązki. Duet Kemba-CJ z pewnością byłby lepszą podstawą pod lepszą przyszłość niż – z całym szacunkiem – Cody Zeller. Choć trzeba uczciwie przyznać, że wraz z dołączeniem do składu Zellera poprawili się z bilansu 21-61 do 43-39. Wkład grającego po kilkanaście minut na mecz Zellera nie był może jakiś ogromny, ale był.
Bobcats jednak na McColluma zaczekają, bo sezon rozpoczął on dopiero w styczniu z powodu kontuzji stopy:
źródło:YouTube/NBA
#5 (Phoenix Suns) – Steven Adams (org. Alex Len)
No i teraz pojawia się pytanie – czy wybieramy dla Suns z Gortatem, czy bez Gortata. W czasie draftu oczywiście Gortat był jeszcze graczem Suns, ale skoro wybrali centra, ich plany względem Polaka mogły nie być zbyt długofalowe. Uznałem, że do wyboru zostało jeszcze dwóch zawodników wyróżniających się, a jeden z nich jest rozgrywającym. Nie mówimy jeszcze o Suns grających na trzech rozgrywających, ale Bledsoe i Dragic już tam są, więc został nam wybór środkowego.
Lepszym wyborem od Lena jest oczywiście Steven Adams. Jego zalet nie trzeba nikomu przedstawiać. Silny, rozgarnięty na parkiecie, potrafiący poza postawieniem zasłony czy świetną zbiórką także wykończyć akcję czy celnie podać piłkę. W OKC nie od razu dostał duże minuty, bo też późno zaczynał się uczyć koszykówki i niektóre rzeczy nie przyszły mu tak szybko. Uznajmy więc, że przez sezon będzie zmiennikiem dla Marcina, a potem się zobaczy.
źródło:YouTube/AL’S HIGHLIGHTS WORLD
#6 (New Orleans Pelicans) – Dennis Schroeder (org. Nerlens Noel)
W rzeczywistości swój szósty pick Pelicans wysłali do Sixers w zamian za Jrue Holiday’a. Z perspektywy czasu rzadko pamiętamy o tym, jak dobrze na tym finalnie wyszli. Oczywiście, nie wiadomo było wtedy, że kontuzje w tak dużym stopniu zniweczą tak duży talent, jakim był Noel. Z drugiej strony jednak już wtedy współczesna NBA trochę doganiała centrów pokroju Noela, a Pelicans koniec końców za szósty pick dostali świeżo upieczonego All-Stara.
W naszej rzeczywistości alternatywnej pick Pelicans zostaje w Nowym Orleanie. Pozyskanie Jrue wiązało się z brakiem lidera na piłce, który poprowadziłby atak. Tym razem Pelikany dostają takiego gracza (choć nie tak dobrego jak Holiday niestety) w osobie Schroedera. W sezonie 2013/14 za plecami Holiday’a (który rozegrał tylko 34 mecze) grały takie asy jak Brian Roberts i 21-letni Austin Rivers. Rozgrywającego potrzebują tam jak kania dżdżu, a Schroeder jest nie tylko najlepszym pozostającym do wybrania rozgrywającym, ale być może najlepszym graczem w ogóle. Prosty pick, choć on także nie od pierwszego sezonu pokazywał na co go stać.
źródło:YouTube/nbagleague
#7 (Sacramento Kings) – Otto Porter (org. Ben McLemore)
Kings stają u progu obiecującego sezonu, w którym tercet Cousins/Thomas/Gay prowadzi ich do 33 zwycięstw, a panowie zdają się być przed swoim prime. Wystarczy tylko obudować ten trzon dobrymi zadaniowcami. Na nieszczęście Kings, Ben McLemore mimo prawie 27 minut na mecz notował marne 8,8 punktu na skuteczności nieco ponad 37% z gry. Dajmy im więc innego strzelca, licząc na to, że w pierwszym sezonie da więcej niż Ben i wiedząc, że rozwinie się lepiej. Historii Kings pewnie nie zmieni, ale zawsze to lepsza opcja.
źródło:YouTube/NBA
#8 (Detroit Pistons) – Robert Covington (org. Kentavious Caldwell-Pope)
Mówimy o tych Pistons, którzy grali trójką wysokich. Pamiętacie, jak Greg Monroe był silnym skrzydłowym obok Drummonda, a rzucający 26% za trzy Josh Smith był niskim skrzydłowym? Oczu kąpiel. Dziś z perspektywy small-balowej NBA widzimy ten absurd, ale już wtedy było jasne, że nie jest to dobre rozwiązanie. Wybierając w drafcie najpewniej tego jednak nie zmienimy (chyba, że założymy możliwość wymiany kogoś z tej trójki, ale nie o to chodzi w tej zabawie), więc pójdźmy po prostu w to szaleństwo.
Bierzemy Roberta Covingtona, który będzie grał w tych Pistons na dwójce. Dziś 201-centymetrowy Covington to czwórka, lub momentami piątka w Rockets – jest jednym z najlepszych 3&D zawodników w stawce, a w rzeczywistości nie został nawet wybrany w tym drafcie!. Ze swoim wzrostem, defensywnymi umiejętnościami i zbiórką, z miejsca współtworzy największą, najsilniejszą i najlepiej zbierającą drużynę w NBA. Ze swoim niezłym rzutem nie psuje spacingu… Co nie ma większego znaczenia ze Smithem na trójce.
źródło:YouTube/nbagleague
#9 (Minnesota Timberwolves) – Tim Hardaway Jr. (org. Trey Burke)
Swój pick Wolves wysłali do Jazz, by w zamian pozyskać wybrany w tym samym naborze enigmatyczny duet Shabazz Muhammad & Gorgui Dieng. Jak na tym wyszli? Cóż, Dieng stał się przynajmniej zadaniowcem-średniakiem, natomiast Muhammad przepadł po czasie. Lepiej byłoby więc zachować Burke’a, ale pamiętajmy, że Wolves mają w tym składzie młodego wciąż Rickiego Rubio i porządny back-up w postaci JJ Barei na pozycji rozgrywającego.
Weźmy więc gracza na pozycji skrzydłowego, gdzie rywalizacja z Corey’em Brewerem jest bardziej otwarta, a pozycja jego zmiennika w rotacji raczej pewna. Syn Tima Hardaway’a po trafieniu w drafcie do Knicks z miejsca stał się niezłym zmiennikiem na ponad 10 punktów z ławki, a w porywach swojej kariery był zdolny do rzucania blisko 20 na mecz, ale nie chcesz mieć zespołu, w którym to Hardaway Jr. musi pełnić tę rolę.
źródło:YouTube/BadBoysRewind
#10 (Portland Trail Blazers) – Kentavious Caldwell-Pope (org. CJ McCollum)
Akurat Blazers podjęli świetną decyzję, wybierając McColluma, natomiast u nas nie ma go już w stawce. Ten świetnie się rozwinął, ale w pierwszym sezonie zamieszania nie zrobił, podobnie jak pozyskany niżej w tym naborze Allen Crabbe. Mowa o składzie Blazers, który będzie drugą ofensywą NBA i na każdej pozycji w pierwszej piątce ma solidnego gracza. Gorzej wygląda ławka, więc dajmy kogoś, kto od razu wniesie coś do gry.
Największa luka widnieje w tym składzie na skrzydle za plecami Nicolasa Batuma. Na tym etapie sensownym wyborem wydaje się więc KCP, który nie jest może wybitnym strzelcem na początku swojej kariery, ale pamiętajmy, że grał wtedy w dysfunkcyjnych ofensywnie Pistons. Liczymy więc, że rzuci kilka trójek z ławki, a i obrońcą jest przecież niekiepskim, co może odrobinę dźwignie tę 16. ligową defensywę.
źródło:YouTube/BadBoysRewind
#11 (Philadelphia 76ers) – Mason Plumlee (org. Trey Burke)
Zaczynają się już wybory trudne, bo nie ma w tym drafcie zbyt dużej głębi, jeśli chodzi o dobrych zawodników. Wciąż jest w grze kilku porządnych. W rzeczywistości Sixers wysłali Jrue Hiliday’a do Pelicans, natomiast w tej linii czasowej Jrue zostaje w Philly. To pewnie uchroni ten zespół od trzech następnych sezonów, w których nie potrafili dobić choćby do 20 zwycięstw.
Do tego składu z Jrue Holiday’em, Thaddeusem Youngiem i Evanem Turnerem jako trzema najlepszymi zawodnikami, dorzucamy więc centra. Mason Plumlee nie wyniesie tego składu na jakiś wyższy poziom, ale to facet który rozumie defensywę, ma mocną zbiórkę i dobre podanie, więc z miejsca coś będzie w stanie dać jako któraś tam opcja. Choć z perspektywy czasu patrząc, może należałoby wybrać jak najgorzej i jednak przejść cały ten „Process”…
źródło:YouTube/NBA
#12 (Oklahoma City Thunder) – Allen Crabbe (org. Steven Adams)
Steven Adams to był świetny wybór i choć nie od razu stał się lepszy od świetnego ówcześnie duetu Ibaka & Perkins, to po czasie został nie tylko pierwszym centrem Thunder, ale jednym z solidniejszych środkowy w całej lidze. Tutaj już Adamsa nie ma, więc weźmy zawodnika na pozycję, która w tamtym czasie była największą bolączką OKC, czyli na pozycję rzucającego obrońcy.
Thabo Sefolosha i Andre Roberson nie byli dla tak mocnego ówcześnie zespołu szczytem marzeń – zwłaszcza, że pierwszy z nich rozegrał 61, a drugi tylko 40 spotkań w sezonie po omawianym drafcie. Allen Crabbe więc, pomimo faktu, że na starcie kariery nie błyszczał, mógłby już wtedy liczyć na minuty. Zwłaszcza, że zapewnia shooting, którego wtedy trochę brakowało w Oklahomie.
źródło:YouTube/nbagleague
#13 (Dallas Mavericks) – Trey Burke (org. Kelly Olynyk)
W rzeczywistości Mavs wybrali Olynyka, wysyłając go do Celtics w zamian za Bruno Caboclo i dwa picki drugorundowe w przyszłości. Koniec końców trochę zmarnowali wybór w loterii, biorąc pod uwagę fakt, że z Caboclo się nic nie wykluło. Trudno jednak zmieniać historię zespołu, który obecnie jest na krzywej wznoszącej – w końcu suma wszystkich ich decyzji w jakiś sposób doprowadziła do stworzenia duetu Doncic & Porzingis.
Skupmy się jednak na sytuacji w 2013 roku. Zakładając, że w czasie tego samego draftu nie odbył się też transfer sprowadzający z Heat Shane’a Larkina, Devinowi Harrisowi brakuje zmiennika na pozycji rozgrywającego. Ten z miejsca nie dostarcza prawie 13 punktów i 6 asyst, jak to miało miejsce w Jazz, natomiast jako zmiennik z ławki daje jakość w drugich kwartach i kto wie – może Mavs nie zajmują ósmego miejsca i nie trafiają w pierwszej rundzie na Spurs (z którymi przegrali dopiero po 7 meczach!), a historia toczy się trochę inaczej. W końcu do 6. Warriors tracili wtedy tylko 2 mecze.
źródło:YouTube/WGAthletic
#14 (Utah Jazz) – Kelly Olynyk (org. Shabazz Muhammad)
Rozumowanie jest dość proste – nie mają w tym drafcie Goberta, to biorą innego centra. Co prawda z tym numerem wybrali Muhammada a nie Goberta, ale i tak wysłali go razem z Gourgi Diengiem do Wolves za Trey’a Burke’a. Burke w pierwszym sezonie dla Jazz był niezły, ale jego niestety już w puli nie ma. Tak więc za Enesem Kanterem kolejny center bardzo sprawny ofensywnie. Grając natomiast jako silny skrzydłowy otwiera Kanterowi sporo miejsca na popisy podkoszowe, czego nie gwarantował Derrick Favours. Nic nadzwyczajnego, ale taki to już draft, że z 14. numerem nie wyciągniesz game-changera.
źródło:YouTube/NBA
—
#bonus #15 (Milwaukee Bucks) – Dewayne Dedmon (org. Giannis Antetokounmpo)
To już wybór poza loterią, ale skoro zaczęliśmy Giannisem, to skończmy Giannisem. Z 15. numerem, tuż za loterią, Bucks wyciągnęli Antetokounmpo i odmienili losy organizacji, czy też ligi w ogóle. Gdyby mieli w tej symulacji brać najlepszego dostępnego zawodnika, mogliby skończyć z Dedmonem – niezłym zadaniowcem pod koszem. Z zawodników w stawce wartych uwagi jest jeszcze Nerlens Noel, który nie wykorzystał potencjału, one-hit-wonder Michael Carter-Williams, który po sezonie z nagrodą Rookie of the Year nigdy już nie wrócił na dobry poziom, niespełniający oczekiwań gracza z top 5 Cody Zeller,oraz tacy zawodnicy jak Shane Larkin, Reggie Bullock, Tony Snell, Andre Roberson, Mike Muscala, czy niewybrany finalnie Matthew Dellavedova.