Wyniki NBA: Wsad sezonu Edwardsa! Monk wielki w dogrywce, Jalen Johnson przeskakuje rywala!
Co tu dużo pisać, wsad sezonu. Anthony Edwards prawdopodobnie zamknął w ogóle rywalizację. Zamordował Johna Collinsa – wziął piłkę i po prostu rozerwał obręcz. Pikanterii dodaje fakt, że stało się to w momencie, w którym mecz był na styku jeśli chodzi o wynik.
Niebywała paczka:
CLE – IND – 108:103
MIA – PHI – 91:98
DET – BOS – 94:119
POR – CHI – 107:110
MN – UTA – 114:104
MEM – SAC – 111:121 [OT]
NYK – GSW – 119:112
ATL – LAL – 105:136
Tu pierwsza reakcja na swoje dzieło. Ant sam był w szoku:
Minnesota Timberwolves ostatceznie wygrali z Utah Jazz. Pamiętacie, jak Jazz byli jedną z historii pierwszej fazy sezonu? Jazz są w gazie, mówiliśmy. Dziś to tankowiec, chociaż nie wygłupiają się już z Luką Samaniciem w pierwszej piątce i trochę z Minnesotą powalczyli. Zwłaszcza, że oprócz Townsa nie było jeszcze Rudy’ego Goberta (chorobowe) i za Nazem Ridem niespecjalnie był jakiś center do grania. Niestety, Reid pograł kilkanaście minut i musiał opuścić po niepokojącej sytuacji – dość niepozorne uderzenie w głowę odczuł z pewnym opóźnieniem:
Nagle small-ballowi Timberwolves poradzili sobie jednak z Jazz na barkach Anthony’ego Edwardsa. Ten żywy latawiec uzbierał sumarycznie 32 punkty, 7 zbiórek, 8 asyst i 2 bloki:
Malik Monk wyszedł na czwartą kwartę, jak to się popularnie mówi, „wybierając przemoc”:
Starcie Kings z Grizzlies zakończyło się dopiero po dogrywce – widać, że powrót Desmona Bane’a po długiej przerwie dał Memphis skrzydeł. Mieli oni szansę wyjść z tego starcia zwycięsko, ale ostatni rzut dość wyraźnie spudłował młody GG Jackson:
Po zaciętym meczu Kings okazali się lepsi w dogrywce – wyraźnie lepsi. Wygrali doliczony czas gry 16:6, dostając aż 4/4 z gry i 4/4 z linii rzutów wolnych od Malika Monka. Cicha gwiazda Kings z ławki zdobyła więc 12 z 16 punktów Sacramento w dogrywce. Przejął mecz.
Cały mecz był bardzo udany dla Monka, który zdobył najwięcej w zespole 28 punktów, 6 zbiórek i 6 asyst i to przy skuteczności 1/6 za trzy. Miał przy tym najlepszy w zespole plus/minus na poziomie +19. Kings naprawdę stają się zespołem tercetu, a nie duetu:
Jalen Johnson może czuć się lekko pokrzywdzony przez Anthony’ego Edwardsa. Gdyby nie Ant, to Jalen Johnson przewijałby się dzisiaj bowiem we wszystkich highlightach, nie ma co do tego wątpliwości. Na początku mecz z Lakers po prostu przeskoczył on Austina Reavesa, dosłownie;
Imponujące, zwłaszcza w połączeniu z linijką 25 punktów, 9 zbiórek i 4 asyst. Niestety, Jalen Johnson tym wspaniałym wsadem otworzył mecz, który okazał się blow-outem na korzyść rywali. Spójrz na wynik w czwartej kwarcie i spójrz na kocie ruchy starego wyjadacza:
LeBron Jamesa zdobył w meczu 25 punktów, 7 zbiórek i 10 asyst. Anthony Davis jednak zagrał pomimo podrażnienia rogówki i dorzucił 22 punkty, 15 zbiórek i 6 asyst. Wisienką na torcie było 27 punktów i 10 asyst będącego w formie D’Angelo Russella i jego 6/10 trafień z dystansu:
27 punktów Stepha Curry’ego na niewiele się zdało, kiedy Andrew Wiggins (2/9), Brandin Podziemski (0/2) i Draymond Green (1/7) nie istnieli w ataku. Zwłaszcza kiedy Draymond trafia 1/7 z gry i popełnia 4 straty:
Solidnie wypadła ławka Warriors, ale należy zastanowić się, czy to pozytyw, czy dowód na to, że coś jest nie tak z rotacją. Klay Thompson z ławki trafił 5/10 za trzy, a błyszczał przede wszystkim Trayce Jackson-Davis. Młody center znów wszedł z ławki, a trafił wszystkie 9 prób z gry, zdobył 19 punktów, 9 zbiórek i 3 bloki:
Warriors nie mieli jednak odpowiedzi na Knicks. Josh Hart zajechał ich fizycznie (10 punktów, 11 zbiórek i 11 asyst, chociaż 0/6 za trzy), a obwód w osobach Jalena Brunsona i Milesa McBride’a nie napotkał wystarczającego oporu obrony. McBride w pierwszej piątce zdobył 29 punktów, a Jalen Brunson 34 punkty i 7 asyst:
Niestety, znów nie zagrał OG Anunoby, któremu wrócił stan zapalny w łokciu. Według Adriana Wojnarowskiego z ESPN, czeka go znów pauza od gry.
Boston Celtics przejechali się po Detroit Pistons. Po prostu. Zabawa:
Pod nieobecność Jaysona Tatuma (kostka), Jrue Holiday’a (ramię) i Ala Horforda (palec), trener Joe Mazzulla wystawił ciekawą pierwszą piątkę, z Kristapsem Porzingisem grającym u boku Luke’a Korneta. Choć najlepszym strzelcem był Jaylen Brown (31 punktów), to liderem można uznać Derricka White’a, który zdobył pierwsze w karierze triple-double z 22 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst:
Cleveland Cavaliers ograli Indianę Pacers grając bez Donovana Mitchella, Evana Mobley’a i Maxa Strusa. Rolę lidera przejął jednak nie Darius Garland (1/9 za trzy i 5 strat), a zastępujący bezpośrednio Mitchella Caris LeVert. Do 23 punktów dorzucił on 8 zbiórek i 11 asyst:
Philadelphia 76ers z wielką dziurą po Joelu Embiidzie ograli Miami Heat. Ekipa z Florydy bez Jimmiego Butlera, bez skutecznego Duncana Robinsona (1/5 z gry), bez błysku Jaime Jaqueza (3/13 w pierwszej piątce), bez strzelców z ławki (łącznie 2/11 Martina i Millsa). Także bez swojej słynnej obrony:
Oprócz widzianego wyżej Kelly’ego Obubre, który wjeżdżał jak do siebie na 22 punkty, 11 zbiórek i 5 bloków (!), błyszczał przede wszystkim Tyrese Maxey, zdobywając 30 punktów, 8 zbiórek i 10 asyst:
Chciago Bulls ograli Portland Trail Blazers, choć nie bez problemów. Deandre Ayton znów dominował pod koszem, zdobywając 25 punktów i 15 zbiórek, oraz przede wszystkim zatrzymując Andre Drummonda na skuteczności 2/10 z gry. Był jednak DeMar DeRozan, którego 28 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst dały Bykom cenne zwycięstwo: