Wyniki NBA: WEMBANYAMA SHOW! Zacięta końcówka w Utah, zaskakujący bohater Pelicans
Kiedy zapytałem wujka Google o najłatwiejsze, dobrze płatne zawody świata, dostałem sporo wyników. Osoba do wyprowadzania psów, stylista jedzenia, profesjonalny przytulacz (!), czy krytyk kulinarny. Każdą tego rodzaju listę należy poszerzyć o jedną pozycję: podający w San Antonio Spurs. Serio – wystarczy rzucić piłkę w losowym kierunku, a dłonie Victora Wembanyamy najpewniej tam będą:
TOR – PHI – 99:114
DET – NOP – 116:125
ORL – UTA – 115:113
SAS – PHX – 132:121
San Antonio Spurs drugi raz z rzędu zagrali z Phoenix Suns i drugi raz z rzędu wygrali. Z tymi Suns, którzy z tercetem Booker-Beal-Durant mieli trzęść ligą. Trzeba oczywiście uczciwie przypomnieć, że w pierwszym meczu z tercetu zagrał sam Durant. Wciąż mówimy jednak o dwóch meczach z jedną z najgorszych ekip zeszłego sezonu. Z ekipą, która przecież nie zmieniła się bardzo względem tego tankowca sprzed roku. Jedną niewielką, 225-centymetrową różnicą jest Victor:
W składzie Spurs zabrakło lidera, najbardziej doświadczonego z grupy utalentowanej młodzieży, Devina Vassella. Trener Gregg Popovich przyznał, że była to okazja, by po raz pierwsze poprowadzić ofensywę właśnie przez Victora Wembanyamę. Efekt? Najlepsze w karierze 38 punktów, 10 zbiórek i 2 bloki. No i wygrana z na papierze dużo mocniejszym rywalem:
Świetny był Wembanyama, ale nie on sam wygrał ten mecz. Znacznie lepiej niż w poprzednim starciu z Suns zaprezentował się też Jeremy Sochan. Przez 26 minut zanotował 14 punktów, 5 zbiórek i co najważniejsze aż 9 asyst przy tylko 1 stracie. Do tego zagrał na bardzo dobrej skuteczności 7/13 z gry. Takie występy chcemy oglądać:
To nie było fartowne zwycięstwo z lepszym rywalem. Spurs przez większość meczu prowadzili około 20 punktami przewagi. Suns w czwartej kwarcie wzięli się w garść i doprowadzili nawet do remisu – w dużej mierze za sprawą wracającego do gry Bookera, który zdobył 31 punktów, 9 zbiórek i 13 asyst. Coś tam jeszcze nawet pogadał do Jeremy’ego, ale ostatecznie górą byli Spurs:
Do wyrównanego starcia w samej końcówce doszło przy okazji meczu Jazz z Magic. Dwie trójki Lauriego Markkanena w ostatniej minucie przed końcem sprawiły, że Magic musieli odzyskiwać prowadzenie. Na posterunku był jednak Paolo Banchero, który pojechał z Johnem Collinsem do samej obręczy:
Paolo Banchero był bohaterem tego meczu. To on zdobył 10 z 25 punktów Magic w kluczowej, czwartej kwarcie. On też na przestrzeni całego meczu uzbierał najwięcej w zespole z Orlando 30 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst, 3 przechwyty i 2 bloki. Wszystko to przy świetnej skuteczności 9/13 z gry:
Trwa rywalizacja na rozegraniu w Orlando. W pierwszej piątce znów wyszedł Jalen Suggs – tym razem bez drugiego rozgrywającego u boku, a z Garym Harrisem (Markelle Fultz doznał kontuzji). Suggs trafił 1/7 z gry przez 21 minut, a dużo lepszy znów okazał się wchodzący z ławki Cole Anthony z dorobkiem 18 punktów, 7 zbiórek i 7 asyst:
W zeszłym sezonie grał średnio po 9 minut w 34 meczach, w których okazał się potrzebny – najpierw dla Lakers, a po zwolnieniu jeszcze w Timberwolves. Średnio notował po 3,6 punktu. W tym sezonie szansę dali mu Pelicans i wygląda to nieco inaczej. Po czterech solidnych występach po 20 minut, wskoczył do pierwszej piątki= na starcie z Pistons. Efekt? 6/8 trafień za trzy, 20 punktów, 2 zbiórki, 2 asysty. Plus/minus na poziomie +16.
Szanowni Państwo, Matt Ryan:
Cade Cunningham po drugiej stronie robił co mógł, ale jest w obecnych Pistons nieco osamotniony. Ausar Thompson 0/6 za trzy, Jaden Ivey pogubiony z ławki, weteranów nie ma – Burks, Morris i Bogdanovic kontuzjowani. Cade zaczła sezon indywidualnie dobrze, a rękę nowego trenera naprawdę widać. Pistons pod wodzą trenera Monty Williamsa już po 6 meczach mają momenty, w których ich ruch piłki w ataku wygląda świetnie. To są jednak momenty, nie podparte doświadczeniem i powtarzalnością:
Ostatecznie Pelicans okazali się po prostu lepsi, pomimo braku Ziona Williamsona (odpoczynek) i Brandona Ingrama (kolano), oraz grą w pierwszym składzie nieoczywistymi zawodnikami jak wspomniany Matt Ryan, czy Jordan Hawkins.
Oprócz Ryana dobrze zagrał też Jonas Valanciunas, zdobywając 23 punkty, 13 zbiórek i 5 asyst. 21 punktów zdobył także kapitalny Herb Jones. Te 21 punktów to jednak tylko efekt uboczny. Trafił 6 z 7 rzutów które oddał, bo musiał. Błyszczał po drugiej stronie – 5 zbiórek, 3 asysty, 3 przechwyty i 4 bloki. Genialny obrońca, jeden z najlepszych obecnie w lidze:
Co do zasady ruch piłki jest dobry; jeden czy drugi ekstra-pass zazwyczaj wywołuje pożądane efekty. Natomiast celem zawsze jest oddanie rzutu moi drodzy, ktoś musi rzucić do kosza:
Toronto Raptors znów zagrali poniżej oczekiwań. Pascal Siakam zdobył 10 punktów i miał problemy z faulami, a jego zespół oddał o 13 rzutów z gry mnie, niż rywale. Jak wyżej – nie było komu rzucać. Po drugiej stronie rzucał natomiast Joel Embiid, zdobywając 28 punktów, 13 zbiórek i 7 asyst, przejeżdżając się po ekipie z Kanady:
Dobrze zgrał w pierwszej piątce Kelly Oubre, zdobywając 23 punkty przy skuteczności 5/6 za trzy. Dobrze zagrał też Tobias Harris, również zdobywając 23 punkty… Nie możesz jednak prosić o izolację, a potem tracić piłkę w ten sposób:
Ciężko szukać plusów w sytuacji, w której Raptors są. Niewątpliwie jednak należy szukać ich w osobie Scottiego Barnesa. Wygląda, jakby wracał do wysokiej formy po dość chybotliwym drugim sezonie w lidze. Tym razem dał 24 punkty, 8 zbiórek i 8 asyst:
Na koniec ciekawostka: Kelly Oubre – według sędziego – dopuścił się tu flopowania: