Wyniki NBA: Cavs wygrywają Game 7! Choke Orlando, Mitchell bierze serię!
Pierwszy w tym roku Game 7 dostarczył nam… No klasycznego game-7-doświadczenia. Szarpana gra, masa rzutów wolnych, masa spudłowanych rzutów, nerwówka, trzęsące ręce i nogi no i doping – naprawdę dobry doping na hali w Cleveland. Jest to wyznacznik dobrej atmosfery na hali, kiedy amerykańscy kibice brzmią trochę jak europejscy fani piłki nożnej.
Miejmy nadzieję, że motywację przeniosą na kolejną rundę. Tam czeka na nich Boston. Ale oni to wiedzą:
„WE WANT BOSTON!”
ORL [4] – CLE [5] – 94:106 (4-3)
Nie była to koszykówka w najpiękniejszym wydaniu, zapomnijmy o „magii basketu”. To był mecz błędów – mecz streaków powodowanych czkawkami rywala. Największa czkawka złapała Orlando Magic w trzeciej kwarcie. Po połowie prowadzili przecież 53:43 i wyglądało to tak, jakby mieli powoli zamykać imprezę.
Trzecia kwarta to jednak kompletny zwrot.
Z jednej strony Cavaliers, którzy – był oto widać – dobrze wyszli z szatni. Zmotywowani; świadomi, że walczą teraz o życie. Z drugiej strony… Nagle sparaliżowane ręce wszystkich w koszulkach Magic, nawet kapitalnego dziś Paolo Banchero, który do przerwy miał 24 punkty.
W trzeciej kwarcie Paolo dał jednak 1/7 z gry i 2 straty, FATALNY dziś Franz Wagner dorzucił 0/5, a Magic 10 punktową przewagę w 12 minut zamienili w 7 punktową stratę.
Run Cavs to przede wszystkim Donovan Mitchell, to trója Sama Merilla w kontrze, ale przede wszystkim dwie szalone trójki Maxa Strusa:
W czwartej kwarcie Cavs dokończyli dzieła, w dużej mierze z pomocą słabego dziś Dariusa Garlanda (tak, dla wielu koszykarzy nie był to „ich dzień”). Garland przez cały mecz trafił 3/13 z gry, ale w czwartej kwarcie trafił ważny layup po przechwycie i trójkę, którą musiał poprawiać, ale weszła:
Magic oddali 30, a Cavaliers 36 rzutów wolnych. Cała masa, tempo meczu było dramatyczne. Cavs popełnili 14, a Magic 17 strat. Magic byli przy tym wszystkim po prostu mniej skuteczni – przede wszystkim po zmianie stron. W pierwszej połowie ratował Banchero, ale przez 48 minut trudno grać z tak zestresowanym Franzem Wagnerem w roli drugiej opcji. Niemiec dał dziś żałosne (z całym szacunkiem) 1/15 z gry i zagrał – no cóż – dramatycznie. Jestem fanem tego gracza, ale trzeba to napisać – w dużej mierze on odebrał Magic ten awans do drugiej rundy.
To oczywiście pewna przesada. Magic na końcu okazali się holistycznie zespołem zbyt słabym strzelecko.
Nie udało się też wykorzystać nieobecności Jarretta Allena i wygrać na deskach. Tak jak przewidywaliśmy, znacznie lepszą robotę zrobił dziś Evan Mobley – przez ponad 40 minut w roli centra tylko 11 punktów, ale 16 zbiórek i 5 bloków:
„Tak jak przewidywaliśmy”, bo Evan Mobley zrobił nam dziś kupon:
Chociaż miał czkawkę w trzeciej kwarcie, trzeba dziś pogratulować indywidualnej postawy Paolo Banchero. Zdobył 38 punktów, 16 zbiórek, 2 asysty i 3 przechwyty, ale przede wszystkim nie bał się wzięcia odpowiedzialności. Grał jak lider. Ten chłopak ma 21 lat i jest to wybitnie imponujące.
Dziś górą był jednak bardziej doświadczony Donovan Mitchell. 39 punktów, 9 zbiórek, 5 asyst i wygrana seria: