Wojciech Kamiński: Ja i Start? Pasujemy do siebie!
Z tyłu głowy czułem, że mój czas w Legii zbliża się do końca. To było widać po zachowaniu niektórych ludzi. Mimo wszystko sądziłem, że ze względu na te historyczne przesłanki, otrzymam szansę poprowadzenia zespołu do końca rozgrywek. Byłem przekonany, że ta drużyna zapali w kolejnych tygodniach, ale należało dokonać pewnych korekt – mówi Wojciech Kamiński, nowy trener Startu Lublin.
Karol Wasiek: Jak do tego doszło, że Wojciech Kamiński został nowym trenerem Startu Lublin?
Wojciech Kamiński, nowy trener Startu Lublin: Od samego początku uważałem, że Start Lublin jest dla mnie bardzo dobrym miejscem. Z kilku względów. Myślę, że pod względem sportowym można z tym klubem osiągnąć lepsze wyniki. Klub jest na to przygotowany organizacyjnie i finansowo. Jest szansa, by zrobić coś dużego w Lublinie.
Ważnym aspektem była również lokalizacja. Lublin nie jest daleko położony od Radomia, w którym mieszkam na co dzień, i od Stalowej Woli, w której się wychowywałem. Ciekawostką jest fakt, że moi rodzice poznali się w Lublinie podczas studiów. Mam tam rodzinę i przyjaciół. Sporo jest tych powiązań z Lublinem, dlatego cieszę się, że będę pracował w tym miejscu.
Podobno początkowo nie dogadaliście się ws. warunków umowy. Udało się za drugim podejściem. Wtedy sprawy potoczyły się błyskawicznie i w ciągu jednego dnia podpisaliście umowę. Czy faktycznie tak było?
Negocjacje przebiegały dwufazowo. Pierwsza kompletnie nieudana i druga… bardzo szybka i konkretna. Trochę zaskakująca dla mnie, ale nie ukrywam, że w tym zawodzie nauczyłem się już, że trzeba być przygotowanym na każdy możliwy wariant, także na niespodzianki. Całą sprawę sfinalizowaliśmy w kilka minut.
Start Lublin od trzech sezonów jest poza fazą play-off. Awans do „ósemki” to pana nadrzędny cel?
Tak, ale… stawiam sobie nieco wyższe cele. Chciałbym oczywiście zacząć od play-off. Warto zaznaczyć, że w ostatnich dziewięciu latach, gdy prowadziłem drużynę od początku do końca, to za każdym razem byłem w fazie play-off. Sześciokrotnie byłem w półfinale i dwukrotnie w finale. Wnioski nasuwają się same. Ze Startem chcę zagrać w fazie play-off. To mój pierwszy, nadrzędny cel do zrealizowania. Oczywiście więcej będę mógł powiedzieć, gdy skompletujemy zespół. Na razie jesteśmy na etapie budowania.
Mamy już praktycznie zbudowaną polską część składu. Niewykluczone, że do tego obecnego zestawu dołączymy jeszcze jednego polskiego zawodnika.
Wojciech Kamiński został zwolniony z Legii w lutym i z pewnością – znając pana charakter – chce pan coś udowodnić. Start Lublin z kolei od lat nie może awansować do fazy play-off. Czy jest trochę tak, że dwie strony dobrze do siebie pasują?
Gdy pojawiła się szansa pracy w Lublinie, to właśnie w ten sposób pomyślałem. Obie strony mają coś do zrobienia. Chciałbym pomóc Startowi i w ten sposób odwdzięczyć się za daną mi szansę powrotu do pracy PLK.
Porozmawiajmy o pracy w Legii Warszawa. To dla pana trudny temat?
Już nie. Gdy Legia zakończyła sezon, a ja mam nową pracę, to ten temat jest przeszłością. Ale… na pewno nie jest tak, że mówię o tym okresie bez emocji. Tak się po prostu nie da. Przychodziłem do tego klubu, gdy ten bronił się przed spadkiem do 1. ligi. Miałem misję obrony PLK. Później, mając bardzo mały budżet, zajęliśmy czwarte miejsce. Następnie, dokładając nieco większe środki, skończyliśmy na drugim miejscu, przegrywając w finale ze Śląskiem Wrocław. W sezonie 2022/2023 zakończyliśmy sezon na czwartym miejscu, co przyjęto z dużym rozczarowaniem. Ja też czułem duży niedosyt, ale czasami tak w sporcie jest. Nie na wszystko mamy wpływ. Urazy i małe rzeczy zadecydowały o tym, że w tamtym sezonie nie zagraliśmy w finale. Bo potencjał sportowy na pewno ku temu był. Nie wstydzę się o tym mówić.
W każdym sezonie, w którym graliśmy w europejskich pucharach, było widać, że ta pierwsza część rozgrywek zawsze była nieco gorsza w naszym wykonaniu. To wynikało z napiętego terminarza, dużej liczby podróży, braku do końca zrozumienia taktyki i systemu przez zespół. Ja zawsze przykładam w pierwszej części sezonu większą uwagę do obrony. Atak się rozwija z każdym miesiącem. Poza tym koszykówka to nie jest piłka nożna i nie należy zawsze grać na 1. miejsce w tabeli. Tu są play-off, a nie tylko runda zasadnicza. Ważniejsze jest przygotowanie do fazy play-off, a nie samo miejsce w tabeli.
Czy w lutym, gdy pana zwalniano, miał pan poczucie i przekonanie, że zespół będzie rósł i z każdym kolejnym tygodniem będzie wyglądał coraz lepiej?
Tak. Spójrzmy na historię. Dwa lata temu, gdy byliśmy w finale, to nawet nie zagraliśmy w Pucharze Polski. Przegraliśmy wtedy na początku lutego ze Stalą Ostrów Wielkopolski różnicą około 30 punktów. Dwa dni później polecieliśmy do Permu, gdzie pokonaliśmy mocną Parmę i zrobiliśmy awans do TOP16 FIBA Europe Cup.
Z tą Stalą, którą przegraliśmy 30 pkt w lutym, później ograliśmy 3:0 w ćwierćfinale play-off. Nie były to łatwe mecze, ale zrobiliśmy to, mimo bycia na 6. miejscu po rundzie zasadniczej. Później pokonaliśmy Anwil Włocławek 3:0. Powtórzę: bycie na 1. miejsce przed play-offami niczego nie gwarantuje. Za świetne granie w listopadzie czy grudniu nikt nie rozdaje medali.
Jak już jesteśmy przy tych meczach ze Stalą. Teraz – w lutym 2024 roku – został pan zwolniony po wysokiej porażce z tą drużyną. Jak pan zareagował? Był pan mocno zaskoczony?
Trochę tak, choć z tyłu głowy czułem, że mój czas w Legii zbliża się do końca. To było widać po zachowaniu niektórych ludzi. Mimo wszystko sądziłem, że ze względu na te historyczne przesłanki, otrzymam szansę poprowadzenia zespołu do końca rozgrywek. Zwłaszcza że zespół nie był w katastrofalnej formie. Na dodatek realizowaliśmy wszystkie cele: awans do Pucharu Polski, byliśmy blisko awansu do TOP16 FIBA Europe Cup.
Byłem przekonany, że ten zespół zapali w kolejnych tygodniach, ale należało dokonać pewnych korekt. To samo powiedziałem tuż po meczu ze Stalą Ostrów Wielkopolski. Uważałem, że tej drużynie trzeba pomóc. Ale nie było mi już dane to zrobić.
Czy pan pracą w Legii był zmęczony?
Tak, ale tu musiałbym opowiadać rzeczy, o których nie mogę i nie chcę mówić. Ja – jako człowiek – byłem bardzo zmęczony tym ostatnim sezonem.
Gdyby pan mógł jeszcze raz zbudować skład Legii na sezon 2023/2024, to podjąłby takie same decyzje?
Nie, ale teraz nie ma to znaczenia. Wyszło jak wyszło. To nie jest tak, że w tym zespole nie było potencjału na bycie w TOP4 czy w finale, bo ja sam – przed sezonem – typowałem Legię do mistrzostwa Polski, a Vitala do tytułu MVP w ankiecie przeprowadzonej przez jeden z serwisów internetowych, natomiast według mnie ten zespół potrzebował drobnej korekty.