Westbrook – Harden: czy ten duet ma prawo zadziałać?

Westbrook – Harden: czy ten duet ma prawo zadziałać?

Pod względem odbioru medialnego jest to dziwna wymiana. W praktycznie każdych innych warunkach ten transfer miałby znacznie większy oddźwięk w mediach koszykarskich. OKC wymienili Russella Westbrooka do Houston Rockets w zamian za Chrisa Paula i kilka picków w drafcie. Zmienia to całkowicie oblicze obu zespołów – mamy za sobą jednak tak wyczerpujące emocjonalnie offseason, że nawet tak nieoczekiwana wymiana zawodników tak dużego kalibru nie była nami w stanie już wstrząsnąć. Najpewniej wstrząśnie ona jednak oboma zaangażowanymi w nią zespołami. OKC mogą szykować się do przebudowy i pogodzić się ze znacznym obniżeniem poziomu względem ostatnich kilku lat. Co jednak z Houston Rockets? Czy duet Harden & Westbrook jest w stanie utrzymać zespół z Teksasu w ligowej czołówce?

Pierwszą reakcją internetu były memy – znamienne, ale też bardzo zrozumiałe. Zarówno James Harden jak i Russell Westbrook to zawodnicy, którzy zdecydowaną większość czasu w ofensywie spędzają z piłką w rękach. Najbardziej podstawowy i oczywisty wniosek jest taki, że umieszczając ich w jednej ekipie, trzeba pozbawić któregoś z nich piłki w rękach. W ubiegłych rozgrywkach statystyka USG% Jamesa Hardena wynosiła 39,6%, a Russella Westbrooka 30,1%. Oznacza to, że 2/5 akcji Rockets kończyło się rzutem bądź stratą Hardena, a blisko 1/3 akcji Thunder rzutem lub stratą RW#0. Prosta matematyka każe przypuszczać, że w przyszłym sezonie około 70% akcji Rakiet prowadzić będzie do tego duetu. To jednak nie takie proste.

Spójrzmy najpierw na Houston Rockets jako na zespół, który wymienił rozgrywającego. W ubiegłym sezonie tę funkcję u boku Hardena pełnił Chris Paul – z większym lub mniejszym powodzeniem. O ile duża część ofensywy Rakiet opierała się na izolacjach Brody, które inicjował po tym, jak sam przeprowadził piłkę na połowę rywali, o tyle w pozostałych przypadkach zadanie kreowania akcji przypadała właśnie CP#3. W tych sytuacjach James Harden ustawiał się jak najdalej od kosza, nie angażując się w ogóle w akcję po tzw. słabej stronie parkietu. Często wyglądało to mniej więcej tak:

Chris Paul szykuje się do rozegrania pick’n’rolla z Clintem Capelą, podczas gdy Harden pozostaje daleko, daleko od kosza. Może sobie na to pozwolić dzięki swoim ogromnym umiejętnościom strzeleckim – nawet na 10-11 metrze obrońca pozostanie przy nim blisko, dzięki czemu zostaje niejako wyłączony z gry. Co ważne – nie dzieje się to na boku boiska, skąd obrońca mógłby łatwiej wrócić do pomocy, jednocześnie zagęszczając środek pola. Na skrzydle ustawionych jest dwóch kolejnych strzelców, którzy sprawiają, że CP#3 będzie miał naprawdę dużo miejsca. Jako że jest on w pick’n’rollu bardzo sprawnym kozłującym, często będzie umiał tę przestrzeń wykorzystać. Akcja powyżej zakończyła się nieporozumieniem w obronie i czystą trójką Paula, ale możliwości było więcej.

Po raz kolejny pick’n’roll grany przez Paula, trójka strzelców robi miejsce stojąc na obwodzie – tym razem Harden w miejscu, z którego jego obrońcy łatwiej zaangażować się w akcję:

Chwilę później CP#3 obcina się na zasłonie i znajduje się dokładnie w tym miejscu, w którym każdy trener chciałby, żeby znalazł się Chris Paul – w półdystansie z masą miejsca na podjęcie decyzji:

Ta konkretna akcja skończyła się celnym rzutem z półdystansu Chrisa Paula. To dlatego, że center przy obronie pick’n’rolla został wystarczająco nisko, zostawiając mu miejsce. Zależnie od zachowania obrony, Paul potrafi jednak podjąć inną decyzję – przy wychodzącym wyżej środkowym minąć do kosza, a przy podwojeniu odegrać na obwód. Tam czeka oczywiście James Harden, ale też dwóch innych celnych strzelców. To właśnie ten podejmujący dobre decyzje w pick’n’rollu Chris Paul był przerzutką dla Jamesa Hardena, który nie musiał w dosłownie każdym posiadaniu samodzielnie inicjować akcji. Sam Brodacz na tym zyskał, zachowując trochę więcej świeżości na Playoffy, a Chris Paul w roli opcji numer 2, dostając możliwość gry na piłce, to chyba najlepsze możliwe wykorzystanie go jako gracza na tym etapie kariery. Działało to nieźle – teraz wyobraźmy sobie, że w sytuacji takiego pick’n’rolla zamiast Chrisa Paula wstawiamy Russella Westbrooka. Cóż, tu pojawiają się schody.

Są rzeczy, które Russ w pick’n’rollu robi rewelacyjnie. Jedną z nich jest ścięcie pod kosz. Swoją szybkością i dynamiką z łatwością dostaje się pomiędzy obrońców, mija ich i w mgnieniu oka jego ręka razem z piłką dociera w okolice obręczy. W tym z racji warunków fizycznych jest nieco lepszy niż Paul – nieco lepszy, bo CP#3 znajduje inne sposoby na skończenie akcji pod koszem. Jeszcze dwa-trzy lata temu był absolutnym mistrzem w subtelnych zwodach pod samą obręczą. Russell Westbrook potrafi też – wbrew obiegowej opinii powszechnej wśród niedzielnych kibiców – podawać piłkę. Tak, RW#0 ma łatkę samoluba, lubi sobie pompować statystyki, ale nie można mu odmówić umiejętności podawania piłki – nawet jeśli nie zawsze podejmuje dobry wybór. To nie jest tak, że w NBA wygrywa się w klasyfikacji asyst nie umiejąc podać piłki. Kilka lat współpracy Westbrooka z Adamsem obfitowało przecież w parę fajnych akcji dwójkowych:

źródło:YouTube/NBA

Skoro więc Westbrook potrafi sporo w pick’n’rollu, to dlaczego nie może po prostu wejść w skórę Chrisa Paula? Cóż, jest jeden poważny defekt. Spójrz jeszcze raz na ostatnie zdjęcie z Chrisem Paulem, na to gdzie się znajduje i wyobraź sobie, co w tej sytuacji zrobiłby Russell. Wjechałby razem z broniącym centrem do kosza? Być może. Podałby piłkę do ścinającego centra, albo do stojącego na obwodzie strzelca? Nie widać, żeby ktokolwiek był na dogodnej pozycji bez asysty obrońcy. W tej sytuacji, w wyizolowanym pick’n’rollu na środku boiska, czasami najlepszą decyzją po obcięciu się na zasłonie jest rzut z półdystansu. Rzut, który jest jednym ze znaków rozpoznawczych Paula, a którego w ogóle nie posiada w repertuarze zagrań Westbrook.

Z drugiej strony, kiedy to Harden weźmie się za rozgrywanie akcji, Westbrook teoretycznie powinien ustawić się na obwodzie i rozciągać grę, prawda? Cóż, jego skuteczność na poziomie 29% nie krzyczy do obrońców 'hej, broń mnie bo Ci trafię trójkę!’. Pocieszający może być fakt, że z rogów trafiał on aż 37% – trzeba też jednak zauważyć, że trójki z rogów stanowiły zaledwie 12% oddanych przez niego prób z dystansu. Nie ma też żadnej pewności, że on ustoi w rogu boiska przez kilka akcji z rzędu. To nie jest Chris Paul i jeśli zostanie wtłoczony do tego systemu, to najpewniej nie zadziała to tak, jak powinno.


Oczywiście, że jest jakieś ale. Bo przecież na tę sytuację można spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Porzućmy na chwilę analizę tego, jak wyglądał system Rockets bez Westbrooka, a pochylmy się nad tym, jak wyglądał system Thunder z nim za sterami. RW#0 to absolutna alfa i omega w ofensywie Thunder. Obecność Paula George’a trochę odświeżyła formułę, ale co do zasady to Westbrook przeprowadzał piłkę przez połowę, on ścinał po zasłonie i on podejmował decyzję o tym, czy skończyć akcję rzutem, czy podać do zbiegającego Adamsa, czy oddać piłkę na obwód. Ten krótki i uproszczony opis zdaje się wskazywać na spore analogie pomiędzy ofensywną rolą Westbrooka i Hardena. Ofensywy dwóch zespołów przez nich prowadzonych są jednak zgoła odmienne.

O sile Thunder stanowiła przede wszystkim skuteczna defensywa, od której zaczynało się konstruowanie ataku. Podopieczni Billy’ego Donovana legitymowali się czwartym najlepszym ratingiem defensywnym w lidze, pozwalając rywalom na zaledwie 106,5 punktu zdobywanego na 100 posiadań. Co jednak równie ważne, generowali najwięcej w lidze przechwytów na mecz (9,3), będąc przy okazji drugim najlepiej zbierającym zespołem w lidze (48,1). Te przechwyty i zbiórki pozwalały na generowanie kontrataków i to właśnie szybka ofensywa była podstawą gry Thunder. Kiedy ma się w składzie szybkiego jak błyskawica Westbrooka, a w nazwie o grzmot, staje się to dużo prostsze. Sporą część ze zbiórek defensywnych wychwytywał sam RW#0, na co pozwalała reszta zespołu skupiająca się na zastawianiu, a co prowadziło do tak wielu triple-double. Koniec końców ułatwiało też przeprowadzanie kontrataków – w końcu jeśli piłkę zbierze center, to marnuje sporo czasu na odszukanie kozłującego i dostarczeniu mu piłki.

Nie zawsze jednak uda się przeprowadzić atak szybko i czasami po prostu trzeba rozegrać akcję na połowie rywala. Na szczęście, jak już wcześniej ustaliliśmy, Westbrook jest niezły w pick’n’rollu, potrafi się rozpędzić niemal z miejsca. Co jednak różni jego grę na zasłonach od tej praktykowanej w Houston, to gracze po słabej stronie boiska. W Oklahomie brakowało strzelców – nie jest nim ani Westbrook, ani otaczający go Dennis Schroeder, Terrance Ferguson, czy Hamidou Diallo. Prowadziło to do sytuacji, w których rozgrywający OKC miał naprawdę mało miejsca na rozegranie akcji po zasłonie. Nie pomaga też zostający nisko w obonie pick’n’rolla center, który nie boi się rzutu z półdystansu Westbrooka. Jeśli został nisko przy picku Chrisa Paula, został szybko ukarany jumpshotem.

Jaki był nasz główny zarzut do organizacji Thunder w ostatnich latach? To, że nie potrafią dodać strzelców. Zawodników, którzy zmusiliby obrońców do stanięcia szerzej i zrobienia Westbrookowi więcej miejsca pod koszem. Co do zasady wychodziliśmy z założenia, że żeby RW#0 mógł jakkolwiek funkcjonować w ofensywie, trzeba go otoczyć strzelcami. Wiecie co? To się właśnie stało! Houston Rockets z jednymi z najlepiej rozciągającymi grę skrzydłami to środowisko idealne dla pick’nrolli Russella Westbrooka. Clint Capela wcale tez nie jest dużo gorszym rolującym niż Steven Adams. Broniący center może i zostanie nisko w obronie, ale skrzydłowi nie będą mieli tak blisko do pomocy. Russ nie raz i nie dwa pokazywał, jak potrafi objechać centra w koźle, kiedy zostawi mu się krok na rozpędzenie się.

Dlaczego więc miałoby się to nie udać? Problemem są minuty, w których Westbrook nie będzie inicjował akcji. Tych minut będzie oczywiście sporo – no bo przecież nie można mieć w składzie Jamesa Hardena i kazać mu stać z boku. Ale tę sytuację też da się rozwiązać. Harden bez piłki generuje fantastyczny spacing, ale z kolei Westbrook w analogicznej sytuacji nie generuje go wcale. Pytanie jednak, czy Broda tego spacingu z piłką w ręku potrzebuje? Niekoniecznie. Spójrzcie na tę kompilację step-back trójek, czyli najskuteczniejszej broni Hardena:

źródło:YouTube/Half Court Hoops

Czy w tych akcjach ma znaczenie to, ile przestrzeni miał Harden pod koszem? Oczywiście nie, więc nierzucający Westbrook w rogu wcale nie musi Brodzie przeszkadzać w jego grze. Można pójść dalej – może nie przeszkadzać i pomagać zarazem. Spójrz jeszcze raz na ten zbiór akcji. Reszta zespołu w nich w ogóle nie uczestniczy. Kiedy Harden nawija na widelec swojego obrońcę, pozostali gracze właściwie stoją w miejscu, wiedząc, że ta akcja skończy się rzutem. To jest niesamowita przestrzeń do zagospodarowania. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w czasie dryblingu Hardena z drugiej strony parkietu coś się działo. Niech tym czymś będą zasłony. Nie jednak takie jak w GSW, które mają na celu wyprowadzenie strzelców na czyste pozycje na obwodzie. Niech skrzydłowi Rockets postarają się tak postawić zasłonę – bądź serię zasłon – by Westbrook mógł bez asysty obrońcy ściąć pod kosz. Wyobrażacie sobie te loby grane z dystansu do wyskakującego nad obręcz RW#0? Taka koszykówka była już kiedyś grana!

źródło:YouTube/NBA

Duet Westbrook & Harden jest elektryzujący. Czy wypali? Konkluzja jest banalna – nie wiem. Wiem jednak, że wbrew obiegowym opiniom internautów, ma prawo wypalić. Nie jest to najkorzystniejszy zestaw umiejętności w kontekście współczesnej koszykówki NBA, ale jest to zestaw wielkich umiejętności, które można poukładać. Z pewnością nie tak, by funkcjonowały bez zarzutu – z pewnością jednak tak, by ich silne strony w większym lub mniejszym stopniu przyćmiewały te słabsze. Dużo zależy od trenera Mike’a D’Antoniego – na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za to, żeby ten duet był jednym z najbardziej, a może nawet najbardziej elektryzującym w całej lidze. Nie będzie to samo w sobie takie trudne, ale jeśli uda się też przy okazji doprowadzić Rockets do kilku zwycięstw, to za kilka miesięcy niektórzy będą mieli ochotę pokasować swoje memy z Twittera. Nie róbcie tego, są bardzo zabawne. No i koniec końców może się okazać, że także prorocze. To, że Harden i Westbrook są dobrymi kumplami nie oznacza, że ego któregoś z nich nie weźmie góry i nie zaczną się rzeczywiście bić o piłkę w czasie meczu. Niezależnie od rezultatów, ja osobiście nie mogę się doczekać przekonania się na własne oczy.