Warriors rozbili Nuggets, Houston rozniosło Sixers
Charlotte Hornets – Washington Wizards: 112:111
Charlotte Hornets mimo ostatniej porażki z Heat wciąż pozostają w grze o playoffy. I choć nie wszyscy w ich składzie wierzą jeszcze w ten scenariusz (który przecież jest całkiem realny), to z pewnością jest jeden zawodnik, który nigdy wiary nie straci. I nie jest to Kemba Walker, a Marvin Williams.
Weteran parkietów nie zamierza odpuścić jeszcze tego sezonu i dzisiaj praktycznie w pojedynkę walczył z Waszyngtonem. Rzucił 30 punktów (zaledwie 3 mniej niż rekord życiowy sprzed 11 lat), w tym 7 trójek, dodał 7 zbiórek i ostatecznie przerwał serię 5 porażek we własnej hali Szerszeni. Wymiernie pomógł mu Jeremy Lamb, który ma zadatki na znakomitego 6th mana. Kolejne słabsze spotkanie zagrał Kemba Walker. Ciężko powiedzieć, o co chodzi – spadek formy, zmęczenie sezonem w którym po raz kolejny ciągnął drużynę, czy może urazy, ale Kemba gra ostatnio poniżej oczekiwań.
Po drugiej stronie kolejny już raz najlepszym zawodnikiem został Bobby Portis. No ciekawe na ile zostanie wyceniony przez rynek, bo gość rośnie na bardzo dobrego skrzydłowego. Bradley Beal natomiast został zatrzymany przez Dwayne’a Bacona – zawodnika z G-League, który korzysta na kolejnych kontuzjach Michaela Kidda-Gilchrista i wygląda czasem na lepszego stopera niż MKG.
Wizards: B. Portis – 23 (3×3, 9 zb.), B. Beal – 15 (7 as., 5 prz.), J. Parker – 15, T. Bryant – 12, J. Green – 11, T. Satoransky – 11 (9 zb., 6 as.), T. Brown Jr. – 9, T. Ariza – 8, S. Dekker – 7
Hornets: M. Williams – 30 (7×3, 7 zb.), J. Lamb – 19 (3×3, 10 zb., 3 bl.), K. Walker – 18 (6 as.), N. Batum – 10 (8 zb., 5 as.), D. Bacon – 10, C. Zeller – 8, W. Hernangomez – 6, F. Kaminsky – 4 (9 zb.), M. Bridges – 3, M. Kidd-Gilchrist – 2, T. Parker – 2
Źródło: Youtube.com/House of Highlights
Orlando Magic – Dallas Mavericks: 111:106
To zaskakujące, ale wcześniej można było trochę śmiać się z playoffowych zapowiedzi Magic, tak teraz trzeba im przyznać rację. 11 wygrana w ostatnich 16 meczach i Orlando wciąż jest w grze. Chociaż dzisiaj trzeba przyznać, że Dallas im trochę pomogło.
Chociaż w skuteczności z gry nie było najgorzej, to 29% zza łuku Mavs przeważyło szalę zwycięstwa. Magic prowadzili już 19 punktami, ale Doncic i Nowitzki poprowadzili atak Mavericks w czwartej kwarcie. Dirk miał rekordowe w tym sezonie 15 punktów! Niestety Terrence Ross i Nikola Vucevic, standardowy duet bohaterów Magic w tym roku odparł europejskie ataki i Magic dotrwali do końca prowadząc. Generalnie obie drużyny osiągnęły cel – Magic wygrali, żeby pozostać w grze o playoffs, a Mavs przegrali, żeby mieć nadzieje na zachowanie swojego picku.
Mavericks: L. Doncic – 24 (3×3, 8 zb., 5 as.), J. Brunson – 18 (9 as.), T. Hardaway Jr. – 15, D. Nowitzki – 15, D. Powell – 13, S. Mejri – 8 (3 bl.), D. Finney-Smith – 5, J. Jackson – 3, C. Lee – 3, T. Burke – 2
Magic: T. Ross – 22 (6×3), N. Vucevic – 20 (13 zb., 6 as.), A. Gordon – 18 (3 bl.), J. Isaac – 14 (9 zb.), D.J. Augustin – 12, E. Fournier – 10, J. Grant – 6, K. Birch – 5 (7 zb.), W. Iwundu – 4
https://www.youtube.com/watch?v=YOXiwx1V9b0
Źródło: Youtube.com/Ximo Pierto
Miami Heat – Cleveland Cavaliers: 126:110
Miami Heat czuje na plecach oddech rywala zza miedzy i wie, że musi wygrywać swoje mecze. Nie bez powodu jednak od kilku lat zawsze pozostają w grze o najlepszą ósemkę. Ta ekipa ma we krwi walkę i to całym składem – dzisiaj w nocy aż 8 graczy z podwójnym dorobkiem punktowym (wyrównanie rekordu klubowego). Wyróżnić jednak należy jednego gościa, a mianowicie Rodneya McGrudera – w ważnym momencie meczu nagle w przeciągu 20 sekund zaliczył 7 punktów i pozwolił Heat odjechać Kawalerii. Miami wygrało u siebie po raz 16 z rzędu przeciwko Cleveland. Nieźle.
Po drugiej stronie nie było tak źle – świetny mecz Collina Sextona. Odkąd zeszło z niego napięcie i wszystko co związane z odejściem LeBrona i uwagą mediów, rozgrywający gra bardzo dobry sezon i Cavs będą mieli z niego niemały pożytek.
Tym samym Cleveland Cavaliers odpadli z walki o mistrzostwo i stracili nawet matematyczne szanse na wejście do playoffs. Pierwszy raz od 2014 roku, ktoś inny zagra w Finałach po stronie Wschodu. Super!
Cavaliers: C. Sexton – 27 (3×3, 6 as., 7 st.), J. Clarkson – 21 (6×3), K. Love – 19 (4×3), B. Knight – 15 (3×3, 6 as.), M. Chriss – 8, N. Stauskas – 8, A. Zizic – 6, C. Osman – 5 (6 as.), D. Nwaba – 1, L. Nance Jr. – 0
Heat: J. Richardson – 20 (4×3, 5 as.), B. Adebayo – 17 (7 zb.), J. Winslow – 16 (9 zb., 9 as.), K. Olynyk – 15, R. McGruder – 13, D. Wade – 12 (5 as.), H. Whiteside – 11 (11 zb.), G. Dragic – 11, D. Jones Jr. – 8, D. Waiters – 3
https://www.youtube.com/watch?v=yb-9WILYDO0
Źródło: Youtube.com/Ximo Pierto
Chicago Bulls – Detroit Pistons: 112:104
Detroit Pistons końcówkę sezonu mają doprawdy imponującą. Czwarte zwycięstwo z rzędu przeciwko walecznym Bykom z Chicago robi wrażenie. Znacznie bardziej jednak imponuje charakter tej drużyny. Nie są to żadni Bad Boys, ale Pistons zrobili się walczącą i twardą ekipą.
Andre Drummond grał dokładnie całą drugą połowę i skończył mecz z linijką 20/24. Wow. Blake Griffin doznał jakiegoś małego urazu na początku trzeciej kwarty, ale wrócił i w czwartej kwarcie zrobił 16 punktów będąc 7/10 z gry. Na koniec meczu obaj liderzy siedzieli obłożeni lodem.
Oczywiście nie było tylko kolorowo. Tłoki musiały tak zagrać w drugiej połowie po tym jak pozwolili trafiać 65% z Bykom gry w pierwszej. Niestety Chicago straciło całą przewagę i pozwoliło sobie wyrwać mecz. Liderem drużyny był Zach LaVine – wiecie, że po przerwie na Mecz Gwiazd, tylko Russell Westbrook zdobył łącznie więcej punktów od niego?
Okazja do rewanżu już w niedzielny wieczór, kiedy to po raz kolejny Detroit gościć będzie Chicago.
Pistons: B. Griffin – 27 (3×3), R. Jackson – 21, A. Drummond – 20 (24 zb., 3 prz.), L. Galloway – 15 (3×3), L. Kennard – 14, I. Smith – 7 (7 as.), B. Brown – 4, W. Ellington – 2, T. Maker – 2 (3 bl.), G. Robinson III – 0
Bulls: Z. LaVine – 24 (5 st.), O. Porter Jr. – 23 (8 as.), L. Markkanen – 18, R. Lopez – 13, R. Arcidiacono – 9, K. Dunn – 7 (7 zb.), W. Selden – 5, S. Harrison – 4, T. Luwawu-Cabarrot – 1, C. Felicio – 0
Źródło: Youtube.com/House of Highlights
Houston Rockets – Philadelphia 76ers: 107:91
Pół sezonu zajęło im leczenie się z Melo, po drodze doszły kontuzje, ale Rakiety wreszcie wyszły na prostą. W pełnym zdrowiu i znakomitej formie wyglądają po raz kolejny jak faworyci do tytułu mistrzowskiego. Dzisiaj przejechali się po Sixers, jakby Ci wciąż tankowali w najlepsze.
Tak naprawdę od początku nie było mowy o żadnym sensownym pojedynku. 37 punktów w pierwszej kwarcie już uświadomiło Szóstkom jak to będzie wyglądać. Dodatkowo, brak Embiida oznaczał autostradę do kosza Clinta Capeli. Przy Hardenie w formie, grożącym lobem do środkowego w każdej chwili, nie było rady na zwycięstwo – Broda zaliczył klasyczne w tym sezonie dla niego 31/10/7 i 5 strat. Na starcie 4 kwarty Sixers tracili 20 punktów.
Ciężko się jednak wygrywa, kiedy trafia się 3/26 zza łuku. I to przeciwko Houston. Szczerze mówiąc zaczynam mieć pewne wątpliwości w Bretta Browna – po świetnym zeszłym sezonie w playoffach ewidentnie Sixers zostali taktycznie rozjechani przez Boston i w tym roku pomysły na grę Bretta przy tym składzie też jakoś nie wydają się gwarantować więcej niż drugiej rundy. To widać w starciach z silnymi rywalami.
76ers: T. Harris – 22 (9 zb.), J. Butler – 19 (9 zb.), B. Simmons – 15 (9 zb., 10 as., 7 st.), T.J. McConnell – 13, J. Ennis III – 6 (7 zb.), M. Scott – 5, J. Patton – 4, J. Redick – 3, A. Johnson – 2, J. Bolden – 1 (7 zb.), J. Simmons – 1
Rockets: J. Harden – 31 (3×3, 10 zb., 7 as., 5 st.), C. Capela – 18 (9 zb., 4 prz.), E. Gordon – 17 (5×3), G. Green – 14, A. Rivers – 8, C. Paul – 4 (8 as.), N. Hilario – 4, P. Tucker – 3 (3 prz.), G. Clark – 3, I. Shumpert – 3, T. Jones – 2
https://www.youtube.com/watch?v=RKiKwOOrQ9E
Źródło: Youtube.com/Ximo Pierto
Memphis Grizzlies – Utah Jazz: 114:104
No niedobrze to wygląda pod koniec sezonu w Utah. Zbyt często Donovan Mitchell zostaje pozbawiony wsparcia w ataku i musi na dobrą sprawę walczyć w pojedynkę tak jak w tym meczu. Lider Jazzmanów zdobył 20 ze swoich 38 punktów w czwartej kwarcie, ale na wszystko poszło na nic przeciwko drugiej najgorszej ekipie Zachodu. Nie tak to powinno wyglądać w Salt Lake City, gdzie przecież walczą o playoffy.
Z drugiej strony docenić należy świetną formę Miśków, którzy wygrali po raz drugi z rzędu i 3 w ostatnich 4 meczach (najdłuższa seria od listopada). Za wszystkim stoi generalissimus Mike Conley z linijką 28/11 i Jonas Valanciunas z cyferkami rzędu 27/11. Zdaniem tej dwójki, Memphis grają tak dobrze, bo gracze wreszcie zrozumieli swoje role na parkiecie. Lepiej późno niż wcale. To właśnie 13 punktów Conleya i 10 Valanciunasa nie pozwoliło Jazz dojść bliżej niż na 4 punkty w ostatniej kwarcie.
Jazz: D. Mitchell – 38 (5×3, 5 as.), J. Ingles – 14 (3×3, 7 as.), K. Korver – 13 (3×3), J. Crowder – 11 (3×3, 11 zb.), R. O’Neale – 10, R. Gobert – 9 (7 zb., 5 bl.), D. Favors – 3 (3 prz.), T. Sefolosha – 3, G. Allen – 3, G. Niang – 0
Grizzlies: M. Conley – 28 (3×3, 11 as.), J. Valanciunas – 27 (7 zb.), I. Rabb – 15, D. Wright – 11 (5 as.), J. Holiday – 8, J. Noah – 7 (8 zb.), A. Bradley – 7 (6 as.), T. Dorsey – 5, B. Caboclo – 3, C. Parsons – 3, C. Miles – 0
Źródło: Youtube.com/House of Highlights
New Orleans Pelicans – Toronto Raptors: 104:127
Pelikany bez Jrue Holidaya i Anthony’ego Davisa. Raptors w pełnym składzie z Leonardem na czele. Nie ma za bardzo o czym mówić. Jeszcze jeśli wspomnimy o triple-double Kyle’a Lowry’ego. Z całym szacunkiem dla Pelikanów, bo walczyli ładnie, ale tutaj nie było opcji na zwycięstwo.
Łatwa wygrana Dinozaurów, które rzucały z 54% skutecznością z gry. Mimo tego Frank Jackson i oczywiście Julius Randle sprawili, że do końca trzeciej kwarty Pelikany jeszcze były w grze. Niestety na więcej zabrakło im sił. Szczególnie, że kiedy schodził Leonard i spółka do gry wchodzili rezerwowi, którzy zdobyli łącznie 47 punktów. Dzięki za mecz, zapomnijmy już o nim i lećmy dalej.
Raptors: K. Leonard – 31, P. Siakam – 19, J. Lin – 14, K. Lowry – 13 (3×3, 11 zb., 12 as.), D. Green – 13 (3×3), S. Ibaka – 12 (11 zb., 5 bl.), N. Powell – 8, O. Anunoby – 7 (3 prz.), M. Miller – 6, M. Gasol – 4 (9 zb.), C. Boucher – 0, P. McCaw – 0
Pelicans: F. Jackson – 20, J. Randle – 18 (9 zb., 7 as.), C. Diallo – 16 (12 zb.), E. Payton – 13 (3×3, 6 as.), I. Clark – 11 (5 as.), D. Miller – 10, K. Williams – 9 (3×3, 5 prz.), S. Hill – 3, J. Okafor – 2, S. Johnson – 2 (3 prz.)
https://www.youtube.com/watch?v=n9IvOHy267Q
Źródło: Youtube.com/Ximo Pierto
Los Angeles Clippers – Oklahoma City Thunder: 118:110
Wczoraj OKC wyrwała zwycięstwo, pomimo wielkiego meczu Damiana Lillarda. Dzisiaj wielkie spotkanie zagrało już dwóch zawodników i Thunder nie podołali odeprzeć ataków Williamsa i Gallinariego. Chociaż byli blisko.
Historia tego meczu? Faule, faule wszędzie. W Oklahomie za przekroczenie limitu fauli wylecieli Paul George (na 4 minuty do końca) Russell Westbrook (na minutę do końca) i Steven Adams (w ostatniej minucie). W taki sposób raczej nie da się wygrać z taką ekipa jak Clips. Pięciu graczy OKC miało 5 lub więcej fauli w ostateczności.
Clippers do zwycięstwa prowadzili wspomniani wcześniej Williams (40/7/5, w dodatku przeskoczył Jamala Crawforda na liście najlepiej punktujących z ławki i jest już drugi w historii) i Gallinari z 34 punktami. Walkę z nimi nawiązywał jedynie Westbrook (32 pkt na dobrej skuteczności i 8 zb i 7 ast). To jego trójka doprowadziła do stanu 108-107 dla LAC. Później jednak wyleciał z boiska, a Los Angeles zrobiło serię 10-3 nie myląc się na linii. Jednakże w ostatnich 7 minutach nikt nie prowadził więcej niż 4 punktami, aż do samej końcówki.
Thunder przegrali 6 z ostatnich 8 spotkań i wybrali sobie fatalny moment na dołek formy. Co ciekawe, w ostatnich spotkaniach swój rzut po części odnalazł Westbrook i zaczął więcej i lepiej punktować. Tak tylko mówię.
Thunder: R. Westbrook – 32 (8 zb., 7 as.), P. George – 15 (3×3, 5 st.), D. Schroder – 15, J. Grant – 12, M. Morris – 12 (7 zb.), S. Adams – 6 (10 zb.), T. Ferguson – 6, N. Noel – 6, A. Nader – 6 (3 bl.), D. Grantham – 0
Clippers: L. Williams – 40 (4×3, 7 zb., 5 as., 4 prz.), D. Gallinari – 34, I. Zubac – 14 (7 zb.), L. Shamet – 11, S. Gilgeous-Alexander – 9, M. Harrell – 8, J. Green – 2 (8 zb.), P. Beverley – 0 (7 zb., 6 as.), G. Temple – 0, T. Wallace – 0, S. Thornwell – 0
https://www.youtube.com/watch?v=A_2W1cmgj2E
Źródło: Youtube.com/Ximo Pierto
Golden State Warriors – Denver Nuggets: 122:105
Miał być hit kolejki. Niestety dla Nuggets, Warriors wyszli na ten mecz podrażnieni. Dostali okropne bęcki od Bostonu we własnej hali, które przypomniały im raczej czasy Monty Ellisa niż Kevina Duranta, panowie trochę komentowali własne wypowiedzi w mediach i generalnie widać było, że są niezadowoleni. Dlatego na mecz wyszli turbo mega ultra zmotywowani, żeby zmazać plamę.
A że do gry wrócił jeszcze Klay Thompson, przyglądający się ostatnio masakrze kolegów z ławki, to już w ogóle. Dubs zaczęli spotkanie trafiając 8 z 15 rzutów, notując 7 asyst i prowadząc 20-6 w połowie kwarty. Dalej było mniej więcej podobnie. 67-50 do przerwy i Nuggets ani razu nie byli poważnym zagrożeniem w tym meczu. DeMarcus Cousins obnażył braki obronne Jokica grając konkretny mecz – 13/6/6/6 blk/3 przechwyty.
Czy to znaczy, że Nuggets są jednak papierowym gigantem i w playoffach zawiodą? Absolutnie. Ten mecz Warriors by zdominowali z każdym w tej lidze. Nuggets mimo tego lepiej wyglądali na zbiórkach, a ich rezerwowi pokonali ławkę GSW 58-23.
Nuggets: M. Morris – 17 (6 as.), M. Beasley – 17 (5×3), N. Jokic – 16 (4 prz.), J. Murray – 11, T. Craig – 11 (9 zb.), P. Millsap – 9, M. Plumlee – 8 (12 zb.), G. Harris – 6, W. Barton – 5 (9 zb.), I. Thomas – 5, J. Hernangomez – 0, J. Vanderbilt – 0
Warriors: K. Thompson – 39 (9×3), K. Durant – 26 (6 as.), S. Curry – 17 (4×3, 7 zb., 7 st.), D. Cousins – 13 (6 as., 3 prz., 6 bl.), K. Looney – 9 (8 zb.), A. Iguodala – 7 (3 prz.), D. Green – 4 (10 zb., 5 as.), A. McKinnie – 3, J. Jerebko – 2, S. Livingston – 2, J. Bell – 0, Q. Cook – 0, D. Lee – 0
https://www.youtube.com/watch?v=nMhkX-wogZ4
Źródło: Youtube.com/Ximo Pierto