Warriors już mają 3-0, Luka zgubił gdzieś resztę zespołu
GSW – DAL – 109:100 [3-0]
Wygląda na to, że jeden z dwóch Finałów Konferencji jest już prawie rozstrzygnięty. Prawie, bo przecież czysto teoretycznie nie jest niemożliwym odrobienie straty 0-3 i wygranie serii do 4 zwycięstw. Są jednak powody, dla których nie wydarzyło się to nigdy w historii. Wygranie czterech meczów koszykówki z rzędu na takim poziomie to spory wyczyn – Dallas natomiast nie wyglądają, jakby byli w stanie wygrać więcej niż jeden.
Można spojrzeć w statystyki i stwierdzić: Hej! Koniec końców strata wyniosła tylko kilka punktów, a Luka Doncic zagrał przecież kapitalnie – 40 punktów i 11 zbiórek, a do połowy miał sytuację pod względną kontrolą:
Sęk w tym, że Mavericks nie wygrywają nawet Pomimo zdobywającego 40 punktów Doncicia. Pomimo zdobywającego 26 punktów z ławki Dinwiddiego, pomimo dającego 20 punktów od siebie Jalena Brunsona. Na ten moment reszta zespołu właściwie nie istnieje.
Może gdyby Luka zagrał mecz nie dobry, ale świetny, udałoby się powalczyć. Ale w tej kwestii coś do powiedzenia mają też Golden State Warriors, którzy w trzeciej kwarcie nie pozwolili mu na wiele. Choć w całym meczu uzbierał aż 40 oczek, w kluczowej trzeciej kwarcie zdobył tylko 4. To tę kwartę Warriors wygrali 30:21, nie dając później Dallas nadrobić tej teoretycznie niewielkiej starty:
Trzecia kwarta to ta, w której wyjątkowo dobrą robotę odwalił Andrew WIggins, nieraz kryjąc Lukę na 3/4 boiska. Poza tymi defensywnymi zadaniami był w stanie zdobyć aż 27 punktów, 11 zbiórek i 3 asysty, notując najlepszy w drużynie plus/minus na poziomie +22:
Obrona Mavs nie zdała egzaminu. Dała Wigginsowi dostawać się do obręczy, ale przede wszystkim kompletnie nie nadążała za Stephem Currym, dostającym zasłony w przeróżnych konfiguracjach. Ten zdobył 31 punktów, 5 zbiórek i rozdał 11 asyst:
Niestety, Mavs wyglądają w tej serii jak zespół, który nie powinien był wygrać z Phoenix Suns (co świadczy o tym, w jakim dołku znaleźli się Suns. Trener Kidd postanowił zagrać w tym meczu niżej, trzymając Dwighta Powella tylko 8 minut w grze. Liczył na to, że Bertans i Kleber rozciągną mu grę, ale ci trafili łącznie 1/8 z gry, w tym 0/7 za trzy. Reggie Bullock dodał do tego 0/10 z gry, w tym 0/7 za trzy. Szkoda, bo to był ten mecz, który może udałoby się wyrwać, gdyby Bullock trafił kilka rzutów.