Toronto Raptors vs Philadelphia 76ers: Kto tym razem nie dźwignie presji?
Pierwsza runda na Wschodzie skończyła się szybko i bez większych zaskoczeń. Na całe szczęście druga zapowiada się znacznie ciekawiej, głównie z powodu pojedynku Toronto Raptors z Philadelphią 76ers.
Po raz pierwszy od lat druga runda Wschodu wygląda tak interesująco. Zarówno starcie Bucks z Celtics, jak i Raptors z Sixers powinno przynieść wiele emocji i niezapomnianych chwil, chociaż równie dobrze mogą się one zakończyć szybciej niż wielu z nas oczekuje. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Raptors i Sixers. Obie drużyny walczą o coś więcej niż awans do finałów konferencji. Walczą przede wszystkim o swoją przyszłość i potencjalna porażka w drugiej rundzie bardzo osłabi ich pozycję w negocjacjach z Kawhi, Jimmym i Tobiasem. Dlatego też porażka nie wchodzi w grę w żadnym obozie i możemy być pewni zaciętej walki przez większość serii. To dobrze wróży, ale czy faktycznie ta seria będzie tak wyrównana, jak to się powszechnie uważa?
Przeanalizujmy zatem krótko, dlaczego Toronto stoi na znacznie lepszej pozycji startowej.
Toronto Raptors wygra mecz nr 1! Kurs 1.36 na PZBuk!
Kawhi Leonard
Najlepszy zawodnik tej serii. Co najgorsze dla Sixers, ciężko jednoznacznie określić po której stronie parkietu jest lepszy. Jego defensywa jest na poziomie dostępnym dla zaledwie kilku gości w historii. Dobitnie przekonał się o tym Ben Simmons, którego Kawhi po prostu zmasakrował w sezonie regularnym. W trzech meczach, w których Leonard krył Simmonsa, Ben popełnił 24 straty.
W ataku nie jest wcale gorzej – Leonard to gwarancja pewnych i efektywnie zdobytych 20+ punktów w każdym meczu. Jimmy Butler, czyli najlepszy obrońca jakiego Sixers mogą rzucić na Kawhi, zawsze miał spore problemy w ich bezpośrednich pojedynkach, głównie z powodu przewag fizycznych. Leonard zatem będzie liderem ataku, wyłączając przy tym generała drużyny przeciwnej.
Źródło: Youtube.com/Shehan Peiris
Joel Embiid
Największa broń Sixers. Problemem niestety po raz kolejny jest zdrowie. Embiid raczej nie jest w 100% zdrowy, a jego dominacja jest absolutnie niezbędna Philly, jeśli pragną awansować. JoJo prawdopodobnie wystąpi w każdym spotkaniu, ale to za mało. Kameruńczyk musi być w doskonałej dyspozycji, ponieważ tym razem naprzeciw niego wybiegnie nie chudziutki Jarrett Allen, ale stary wyjadacz Marc Gasol. Hiszpan jest jednym z najlepszych obrońców w lidze na Embiida i jego gabaryty, doświadczenie i talenty defensywne zawsze sprawiały problemy środkowemu Sixers. A w rezerwie jest Serge Ibaka, który także do najgorszych defensorów nie należy. Embiid będzie musiał wspiąć się na absolutne wyżyny, a przy niewyleczonym kolanie to będzie trudne.
Sixers w pierwszej kwarcie zdobędą poniżej 27,5 punktów? Kurs na PZBuk wynosi 1.90!
Pascal Siakam
Gdyby to Kyle Lowry był drugą opcją Raptors, prawdopodobnie skłaniałbym się ku Szóstkom, serio. Pojawienie się Pascala zmienia postać rzeczy. Przede wszystkim Siakam raczej nie wygląda jakby specjalnie przejmował się stawką i odczuwał większą presję niż w zimny styczniowy wieczór na meczu w Chicago. Dodatkowo – jest koszmarem dla Philly z podobnych powodów co Kawhi, oczywiście przy zachowaniu skali. Siakam jest świetnym obrońcą i jego długie ramiona dadzą się we znaki Tobiasowi Harrisowi. Tym bardziej, że w Philly rzadko ma okazję w swój ulubiony sposób, czyli pick&roll. Z drugiej strony tego pojedynku, przy całym szacunku dla Harrisa, ale nie widzę tego, żeby poradził sobie w obronie z Pascalem w takiej formie jak przeciwko Magic. Jeśli przerzucimy na niego Simmonsa (co wcale nie gwarantuje sukcesu), Kyle Lowry będzie miał naprzeciwko znacznie wolniejszego obrońcę. Kyle to jednak inna historia, którą poruszymy za chwilę.
Źródło: Youtube.com/TooMuchHoops
Ławka
Wiem, że w playoffs rotacje się zawęża coraz mocniej na każdym kolejnym etapie, ale silna ławka zawsze zrobi różnicę, przynajmniej w jednym meczu. I z całym szacunkiem dla Szóstek, ale Boban/Ennis/Scott/McConnell nie przekonują nawet w połowie tak bardzo jak Ibaka/VanVleet/Powell/Meeks, szczególnie w kontekście defensywnym (bez Embiida obrona podkoszowa jest po prostu dziurawa).
Mentality
Ta seria w równym stopniu co na parkiecie, rozstrzygnie się w głowach zawodników. Nie ma chyba drugiej takiej serii na tym poziomie, w którym jest tak spora szansa na załamanie którejś z ekip. Oba zespoły w zeszłym sezonie zawiodły w najważniejszym momencie. Oczywiście, załamanie Raptors było nieporównywalnie większe, lecz powiedzmy sobie szczerze, że w drugiej rundzie 2018, Sixers także nie udźwignęli presji i dali się absolutnie stłamsić Celtom. Zarówno Toronto jak i Philly to całkowicie inne drużyny w tych rozgrywkach, lecz zbudowanie przewagi mentalnej i pewności siebie w kluczowych momentach nie przychodzi ot tak. Tym bardziej, że przed obiema drużynami najtrudniejsze wyzwanie w tym sezonie, o co najmniej dwie klasy większe niż w pierwszej rundzie.
Raptors od lat w playoffach grali z pełnymi gaciami, niezależnie jak dobrze im szło w sezonie regularnym. W momentach największej presji, demony przeszłości na pewno zawitają w głowach niektórych graczy. Z drugiej strony dodali do składu mistrzowskie doświadczenie spokój i pewność (Kawhi Leonard jeszcze nigdy nie przegrał z Philly), Pascal Siakam po prostu robi swoje, a i Nick Nurse wygląda jakoś tak pewniej niż Dwane Casey. Sixers z kolei to ekipa młodych gniewnych, ich liderzy dopiero zdobywają doświadczenie. I choć lubią dużo mówić, nie zawsze potrafią to przekuć w postawę na boisku (trzeba jednak przyznać, że Simmons w tym roku bardzo skutecznie odpowiedział na słowne zaczepki Nets) i lubią stracić opanowanie, tak ważne podczas playoffs. Tym bardziej, że obie ekipy są w ogóle na innym etapie – w Toronto każdy zna swoją rolę i zadania na parkiecie. W Sixers pierwsza piątka wciąż uczy się ze sobą grać, co nie nie jest pomocne na takim etapie sezonu. Kto zatem zachowa większy spokój, kto będzie bardziej konsekwentny i kto się przede wszystkim nie przestraszy stawki, ten wygra serię.
X-Factor: Kyle Lowry
Zdecydowanie kluczowa postać dla przebiegu tej serii i to po obu stronach parkietu. Zacznijmy od ataku. Nie muszę chyba wyjaśniać, że przestraszony, zgaszony Kyle Lowry pudłujący seryjnie swoje rzuty oznacza spore kłopoty dla ataku Raptors, ogranicza ruch piłki i pozwala obronie na regularne odpuszczanie. Widzieliśmy to w zeszłych sezonach, widzieliśmy w pierwszym starciu z Magic. Na całe szczęście rozgrywający spadł do roli trzeciej opcji w ataku, dzięki czemu zadań mniej, presja także niższa. Nikt od niego nie wymaga heroizmów, ale grając na przyzwoitym poziomie 15/7, Lowry zmusi Sixers do respektowania jego osoby i utrudni im pracę. Nierzadko bowiem właśnie postawa trzeciej opcji ataku rozstrzyga zwycięzcę danej serii, szczególnie gdy dwójka najlepszych graczy robi swoje. W obronie Kyle może być nieoceniony. Większość spodziewa się, że będzie biegał za Redickiem, ale Lowry ma już 33 lata i bieganie za JJ-em może nie być najmądrzejsze, jeśli ma jednocześnie prowadzić atak. Ciekawą perspektywę przedstawił za to Zach Lowe:
„Kyle lubi kryć wyższych zawodników od siebie. Chętnie bierze większego gracza, który próbuje grać z nim tyłem do kosza i wtedy Lowry po prostu blokuje gościa swoją wielką dupą.”
Nisko osadzony środek ciężkości rozgrywającego Raptors sprawiał problemy już niejednemu zawodnikowi, o czym wspominał Danny Green w swoim podcaście podczas sezonu. Jeśli Lowry będzie w stanie ograniczyć pod koszem np. Butlera, odbierze Sixers kolejny argument, tym bardziej w kontekście niechęci Bretta Browna do pick&rolli. Zarówno więc atak, jak i obrona Kyle’a zdecydują w tej serii o niejednym posiadaniu i na jego dobrą postawę, trener Sixers może zwyczajnie nie znaleźć odpowiedzi.
Ostatecznie zatem to wcale nie musi być tak wyrównana seria, co nie znaczy, że nie będzie niezwykle interesująca. Jest kilka niewiadomych, które mogą odmienić serię (Embiid może zagrać świetną serię i zdominować Gasola), ale na koniec dnia, to po prostu nie jest dobry przeciwnik dla Sixers. Poszczególne matchupy nie układają się dla nich najlepiej i z trójki Raptors/Bucks/Celtics Toronto jest najbardziej niewygodnym rywalem dla Szóstek. 4:2 dla Toronto pod warunkiem, że Embiid nie opuści żadnego spotkania. W innym wypadku 4:1.