Toronto Raptors po raz trzeci, Kawhi o krok od Finałów NBA

Toronto Raptors po raz trzeci, Kawhi o krok od Finałów NBA

A więc stało się – z wyniku 0-2 Toronto Raptors wyszli do 3-2 i pomimo niezbyt obiecującego startu serii, to oni są teraz o krok od awansu do Finałów NBA. Bucks natomiast przegrywając trzeci mecz z rzędu tracą przewagę parkietu.


Raptors – Bucks – 105:99 (3-2)


Niewiele w tym meczu wskazywało na to, że to Toronto będzie cieszyć się zwycięstwem. Zwłaszcza na starcie – Bucks już w pierwsze kilka minut osiągnęli przewagę różnicą 14 punktów. Pierwszą kwartę Milwaukee wygrali dziesięcioma punktami i choć w połowie drugiej odsłony Raptors wyszli na chwilę na prowadzenie, to co do zasady gospodarze utrzymywali się na czele. Przewaga jednak topniała i czwartą kwartę rozpoczęli z przewagą zaledwie 3 oczek. Mecz odwrócił się całkiem na osiem minut przed końcem, kiedy Raptors zebrali się w sobie i zaliczyli run 10-0, zapoczątkowany dwiema trójkami Leonarda.

Co prawda Bucks wyrównali jeszcze na 2:44 przed końcem, ale Raptors nie pozwolili sobie na porażkę. Fred VanVleet trafił z dystansu, a na wsad Giannisa Kawhi odpowiedział zebraniem piłki w ataku po własnej niecelnej trójce, a następnie wymuszeniem faulu. Na pół minutę przed końcem niecelną próbę Kawhii zebrał Marc Gasol i przy wyniku 99:97 został wysłany na linię rzutów wolnych, gdzie trafił tylko jedną próbę. Zostało pół minuty i Bucks mogli myśleć o odrobieniu trzech punktów straty, ale w kolejnym posiadaniu niedokładne podanie Malcolma Brogdona wylądowało na aucie. Wynik podwyższył więc wsadem Pascal Siakam, doprowadzając do tego momentu, w którym prowadzący zespół rzuca wolne. Właściwie jednak jeszcze przed tym wsadem Bucks powinni byli faulować ale… Nie udało im się. Za dzieciaka nie grywali w berka:

Po nieco słabszym meczu numer cztery (wygranym mimo wszystko przez Raptors), Kawhi Leonard tym razem znów był kapitalny. Zdobył dziś 35 punktów, 7 zbiórek i 9 asyst, trafiając 5/8 rzutów za trzy i popełniając przy tym tylko jedną stratę. Aż 15 ze swoich punktów zdobył w czwartej kwarcie, którą zdominował, praktycznie w pojedynkę wyciągając w pewnym momencie meczu swój zespół na prowadzenie.

źródło:YouTube/NBA

Po raz kolejny różnicę zrobiła ławka rezerwowych. To, co przez dłuższy czas było atutem Bucks, teraz stoi po stronie Raptors, którzy minuty rezerwowych wygrali tym razem stosunkiem 35:15. Ogromna w tym zasługa przede wszystkim jednego człowieka – Freda VanVleeta. Być może rozegrał właśnie swój najlepszy mecz w karierze, zdobywając 21 punktów przy skuteczności 7/9 za trzy, bez popełnienia żadnej straty i z wskaźnikiem plus/minus na poziomie +28. Dla porównania, dwa kolejne najwyższe to +9 Serge Ibaka i +8 Pascal Siakam. VanVleet był na boisku wtedy, kiedy Raptors akurat wygrywali.

Kolejny dobry mecz zaliczył też Kyle Lowry, notując 17 punktów, 7 zbiórek i 6 asyst. Choć skuteczność 2/8 z gry nie robi wrażenia, to Lowry po raz kolejny zagrał zdecydowanie i agresywnie, wymuszając aż 8 wizyt na linii rzutów wolnych. Przeciętną skuteczność zaprezentował także Pascal Siakam, ale jego 5/15 z gry pozwoliło na 14 punktów, 13 zbiórek i 3 bloki. Koniec końców był to bardzo dobry występ Siakama, zwłaszcza w defensywie. Marc Gasol i Danny Green trafili łącznie 1/9 rzutów. Zwłaszcza Green zagrał fatalnie, przez 15 minut nie zdobywając choćby punktu i notując w tym czasie wskaźnik -17. Nie mogło być jednak idealnie, skoro przez 3/4 meczu to Bucks wygrywali, prawda?

Trener Budenholzer zagrał tej nocy nieco innym ustawieniem. Zrezygnował z gry Nikolą Miroticiem w pierwszej piątce, wystawiając w niej dobrze spisującego się po kontuzji Malcolma Brogdona. Mimo niższego ustawienia Bucks nie przegrali na deskach (53:45), ale nie wygrali też na dystansie (32% – 42%). Jeśli nie wygrywa się rzutami za trzy, będąc takim zespołem jak Bucks, trzeba próbować szczęścia w szybkim ataku. Obrona Raptors była na to jednak świetnie przygotowana, na czele z Kawhi Leonardem, który krył Giannisa, zdecydowanie wygrywając ten pojedynek. Antetokounmpo zdobył co prawda 24 punkty, 6 zbiórek i 6  asyst, ale Bucks potrzebowali od niego więcej – zwłaszcza w obliczu słabo grającej ławki. Ciężko było mu się przedrzeć, ale w tym kisielu defensywnym udało mu się kilka razy zabłysnąć dynamiką.

Wprowadzony do pierwszej piątki Malcolm Brogdon spisał się świetnie, zdobywając 18 punktów, 11 zbiórek i 6 asyst. W końcu wstrzelił się też Eric Bledsoe, który zdobył 20 oczek, brylując zwłaszcza w pierwszej kwarcie. Kolejne 16 punktów i 8 zbiórek dorzucił Brook Lopez i być może zabrakło trochę ofensywnej inwencji Khrisa Middleona. Zdobył tylko 6 punktów, trafiając 2/9 rzutów z gry. Co prawda dorzucił 10 zbiórek i 10 asyst, ale na końcu to punktów zabrakło.

Bucks roztrwonili przewagę 2-0, przegrali na własnym parkiecie i stoją teraz pod ścianą. Lecą do Toronto, gdzie nie mogą pozwolić sobie na porażkę. Jedynie zwycięstwo na parkiecie rywali pozwoli na doprowadzenie do Game 7 i jakiekolwiek szanse na awans do wielkiego Finału.