Tom Thibodeau naciska na wygrywanie już w przyszłym sezonie
New York Knicks są jednym z głównych żartów w czasie każdego offseason – jakiekolwiek nazwisko nie pojawiłoby się na rynku, natychmiast jest ono wiązane z klubem z Wielkiego Jabłka. Najczęściej kończy się to tak, że zamiast graczy pokroju Kevina Duranta czy Kyrie Irvinga, lądują tam Bobby Portisy i Juliusy Randle tej ligi. Dobrze byłoby jednak, gdyby zarząd Knicks nie zepsuł tegorocznego okienka. W składzie jest kilku młodych, fajnych zawodników, w budżecie jest sporo gotówki na ruchy, a na ławce trener znany z wyciskania ze swoich składów maksimum ich możliwości.
No i właśnie w osobie trenera może pojawić się pewien impuls – według Stefana Bondy’ego z The New York Daily News Tom Thibodeau mocno naciska, by wykonać ruchy pozwalające wygrywać już od przyszłego sezonu. Sam trener Thibs przyznawał jakiś czas temu, że posiadanie wpływu na decyzje kadrowe jest dla niego bardzo istotne
„Myślę, że istotną kwestią jest dla mnie po prostu możliwość zabrania głosu. Znam Leona Rose’a [GM Knicks] i Williama Wesley’a [kierownik wykonawczy] od dłuższego czasu, więc pytali mnie już o opinię w naprawdę wielu kwestiach. Nie znaczy to oczywiście, że zawsze będą robić to, o co ich poproszę, ale myślę, że istnieje tu czynnik zaufania – to jest bardzo istotne.”
No i pojawia się pytanie, czy to jest ten moment, w którym dla Knicks najlepszym rozwiązaniem będzie sprowadzanie gwiazdy? Z Nowym Jorkiem wiązany jest m. in. niezadowolony z sytuacji w Rockets Russell Westbrook. W składzie Knicks znajduje się kilku młodych koszykarzy, na których można budować wizję przyszłości. Sprowadzenie dominującej gwiazdy pokroju Westbrooka może nie być najbardziej pomocne w rozwoju dla takich graczy jak RJ Barrett, Mitchell Robinson, czy zawodnik z nadchodzącego draftu. Jakoś jednak trzeba wydać gotówkę – Knicks mają tej chwili cztery opcje do podjęcia na sezon 2020/21. Mogą więc łatwo zwolnić w salary cap około 36 milionów dolarów – łącznie więc mogą dysponować w tym offseason nawet ponad 40 milionami dolarów do wydania na kontrakty. Bez problemu stać będzie ich więc na jakiś maksymalny kontrakt. Pytanie jednak, czy nie rozsądniej będzie pozyskać kilku zadaniowców i wejść o o poziom wyżej jednocześnie nie zabierając miejsca młodym.
Tymczasem jakiś czas temu Ian Begley donosił także, że Knicks kontaktowali się z kilkoma klubami, komunikując, że chętnie przyjmą do siebie wysokie, niewygodne umowy. Dlaczego? A no dlatego, że w takiej wymianie, w której odciążą jakiś klub z niewygodnej umowy, mogą pozyskać wysoki pick lub młodego gracza z potencjałem. Brzmi rozsądnie, biorąc pod uwagę fakt, że przepisy nakazują rozdysponowanie przynajmniej 98 milionów ze 109 możliwych do rozdysponowania. Jakieś wysokie kontrakty trzeba będzie więc przyjąć. I tu właśnie pojawia się konflikt – jak te pieniądze wydać. Klub zdaje się preferować rozwiązania ostrożniejsze, pozwalające rozwijać młodzież i pozyskać jej więcej. Trener natomiast naciska na ruchy bardziej spektakularne. Pytanie w którą stronę pójdą Knicks.