Sixers na szczycie wschodu – agresywna obrona i koszykówka inside-outside

Sixers na szczycie wschodu – agresywna obrona i koszykówka inside-outside

Patrząc na tabelę po tych ponad dwóch tygodniach rozgrywek, zobaczymy na czele konferencji wschodniej Sixers z bilansem 7-2. Zastanawiając się nad potencjalnym zwycięzcą wschodu jeszcze przed sezonem, myśleliśmy o Heat, Celtics, czy Nets – co do zasady uważając, że 76ers to raczej zaplecze ścisłej czołówki. Tak może jeszcze być – do końca sezonu regularnego sytuacja zdąży zmienić się kilkukrotnie. Jak do tej pory jednak Sixers faktycznie grają jak najrówniejszy, najsilniejszy zespół na wschodzie i wygląda to tak, jakby przyjście Doca Riversa autentycznie pomogło wypracować pewne rozwiązania. Taką tezę rzucił Rivers po wygranej z Hornets w zeszłym tygodniu:

„Myślę, że moja pewność pochodzi teraz – nawet jeśli zdobywamy wiele punktów – z defensywy. Wypracowaliśmy sobie umiejętność zatrzymywania akcji wielokrotnie – cztery czy pięć zatrzymań z rzędu, które przekuwamy w kontrataki. Myślę, że nabieramy wielkiej pewności i to szybciej niż myślałem. Uwielbiam to, na jakim etapie jesteśmy w tym elemencie. Przypuszczam, że nasi zawodnicy myślą podobnie – to prawdopodobnie mój ulubiony element tego wszystkiego.”

Jeszcze przed ostatnią nocą i porażką z osłabionymi Brooklyn Nets, Sixers legitymowali się najlepszym ratingiem defensywnym w lidze, tracąc zaledwie 102,7 punktu na 100 posiadań. Dziś wskaźnik ten skoczył do 103,6, a Philly spadli za szokująco dobrą defensywę Cavaliers, o której wspominaliśmy już nieco na starcie sezonu:

Skupmy się jednak na Sixers, którzy ze swoją defensywą – wspartą 13. ofensywą ligi – osiągają jak do tej pory najlepszy bilans nie tylko w konferencji, ale w całej NBA. W minionym sezonie Philly stanowili 8. obronę ligi – nieźle, ale nie tak efektownie i efektywnie jak teraz. Co się więc zmieniło? Zmienił się główny szkoleniowiec, Doc Rivers. Z całym jednak szacunkiem do Riversa, zmian można chyba poszukać trochę głębiej. Bo oprócz głównego szkoleniowca, zmienił się też koordynator defensywny. Został nim Dan Burke, pracujący przez ostatnie 20 lat dla Pacers. W zeszłym sezonie Embiid napsuł mu trochę krwi w bezpośrednich starciach:

A teraz Burke razem z Embiidem pracuje nad tym, by napsuć krwi innym. No i to właśnie od niego, jako od defensywnej kotwicy tej ekipy, zaczęły się zmiany.

JoJo świetny wpływ na defensywę zespołu miał już w zeszłym sezonie – z nim na parkiecie tracili aż o 7,2 punktu na 100 posiadań mniej. Zdecydowanie najlepszy wskaźnik w zespole. Embiid wie gdzie być na parkiecie, kiedy wyciągać ręce, a sama jego obecność – ze względu na jego wymiary i mobilność – odwodzi rywali od pomysłu oddawania rzutów, gdy jest on w pobliżu. Na obronę wpływa już na płaszczyźnie nastawienia rywali, którzy wolą nie oddawać prób spod kosza, kiedy mają z nim do czynienia. A w konsekwencji cierpi na tym skuteczność.

Sposobem na to był jednak pick’n’roll. Sixers tracili aż 22,4 punktu na mecz z rzutów kozłującego po zasłonie. Był to piąty najgorszy wskaźnik w lidze, wynikający w dużej mierze z tego, że JoJo i jego rozmiar zostawały w tych akcjach defensywnych pod koszem – blokując miejsce pod obręczą, zostawiając jednak sporo pola do rzutu z dalszej odległości. Kilka przykładów z zeszłego sezonu – Embiid nie angażuje się w obronę pick’n’rolla. Zostaje nisko, czekając na rozwój wydarzeń. Kończy się to czystym rzutem z półdystansu:

A teraz zobaczmy, o ile agresywniej broniony był pick w meczu z Nets minionej nocy:

Nie ma przypadku – kozłujący w pick’n’rollu zdobywają w tym sezonie przeciwko Sixers o 6,4 punktu mniej – skuteczność w tym elemencie spadła z 40,6% do 33,6%, a liczba oddawanych po takich akcjach rzutów zmalała o 4,6 próby. Efekty wydają się być wymierne. Sam Joel Embiid też przyznaje, że czuje się w tym sezonie swietnie, jeśli chodzi o bronioną stronę parkietu:

„Jest dobrze. Zawsze mówiłem, że być może nie zawsze zapełniam statystyki, jeśli chodzi o bloki i tego typu sprawy, ale moją robotą jest – zwłaszcza od kiedy chcę zostać Defensive Player of The Year – upewnić się, że nikt nie wjeżdża w pomalowane i nie dostaje łatwych rzutów. Czy to przez wychodzenie wyżej, czy zostanie niżej i obronę obręczy – to wszystko, co muszę zrobić. Robimy jak do tej pory świetną robotę.”

„Myślę, że kiedy tylko jestem na parkiecie, po prostu próbuję zrobić wszystko jak najlepiej i to nam wychodzi. (…) Chcemy być najlepszą obroną na koniec tego sezonu. To nam wiele pomoże, zwłaszcza w Playoffach.”

Na pewno pomoże – jeśli się utrzyma. Z pewnością pomogą też małe zmiany w ofensywie, które niewątpliwie zaszły. Zaskakująca jest statystyka, wedle której Sixers są w top10 pod względem trójek oddawanych z rogów boiska. W zeszłym sezonie byli w trzeciej dziesiątce w tym elemencie. Boleć może fakt, że nie są przy tym przesadnie skuteczni – trafiają tylko około 35% tego rodzaju prób. To jednak – paradoksalnie – nie jest samo w sobie aż tak istotne. Istotny jest fakt, że trójki oddawane z rogów boiska poszerzają plac gry, z czego skrzętnie korzysta Embiid. Nie jest w pełni przypadkiem, że trafia zdecydowanie najlepsze w karierze 52,5% rzutów z gry (w zeszłym sezonie 47,7%). Sam oddaje też najmniej w karierze trójek (3 na mecz), przenosząc ciężar gry pod kosz, gdzie jest więcej miejsca. W ogólnym rozrachunku jednak, Sixers trafiają bardzo dobre 38,3% wszystkich trójek – nie tylko z rogów. To postęp względem zeszłego sezonu. Poza kończeniem akcji pod koszem, Embiidowi dużo łatwiej jest też rozrzucić piłkę na obwód:

„Na nowo poczułem miłość do podawania. W zeszłym roku czasami podwajali, ty podawałeś, a potem nie wpadało mnóstwo rzutów – to było frustrujące. Zaczynałeś myśleć – oh, muszę robić wszystko sam.”

Nie widać tego po statystyce asyst (3,3 na mecz), ale Joel stał się lepszym podającym z post, z podwojeń. Duża w tym zasługa nie tylko jego pracy, ale też ofensywnego ruchu bez piłki reszty zespołu: