Pacers, Cavs, Magic i Hawks – cztery niepokonane dotąd zespoły
Z jednej strony doskonale zdajemy sobie sprawę, że próbka kilku meczów nie mówi wszystkiego o potencjale zespołu – z drugiej jednak, zawsze robi na nas wrażenie 'zero’ w kolumnie porażek. Po zaledwie sześciu dniach sezonu, na placu boju zostały tylko cztery ekipy, które nie przegrały meczu. No i nazwy tych ekip są nieco zaskakujące. Są to:
Indiana Pacers, Cleveland Cavaliers, Orlando Magic, Atlanta Hawks
Wszystkie ekipy z konferencji wschodniej, żadna z nich nie była stawiana wcześniej w gronie tych, które mogą powalczyć o najwyższe cele. To się oczywiście nie zmienia – każda z tych drużyn prędzej czy później wypadnie ze ścisłej czołówki. Mimo wszystko jednak trzy wygrane mecze z rzędu wymagały od nich dobrej gry, za którą coś się jednak musi kryć. Oddajmy więc dziś zwycięzcom co zwycięskie:
Indiana Pacers
Dwa pierwsze mecze – z Knicks i Bulls – udało się wygrać wysoko. Trzeci jednak był już większym wyzwaniem – udało się jednak pokonać także i Boston Celtics. Bez Jeremy’ego Lamba, za to z laureatem nagrody dla gracza tygodnia konferencji wschodniej: Domantasem Sabonisem. W trzech meczach litewski podkoszowy notował średnio 24,3 punktu, 11 zbiórek i 7 asyst pry skuteczności 57,4% z gry i 44,4% zza łuku.
Trener Nate Bjorkgren bardzo ceni sobie fakt, że w osobie centra ma najlepszego rozgrywajacego:
„Widzisz to, kiedy on jest w grze – jest cierpliwy, czeka na ścięcia, czeka na kolegów wychodzących na wolne pozycje. Kiedy gra [z piłką] na bloku, nie tylko jest w stanie zdobywać punkty, ale być zapalnikiem – inicjować zagrywki.”
Zdanie o Sabonisie podzielają jego koledzy z zespołu, choćby TJ Warren:
„On będzie skupiał na sobie wiele uwagi. Kiedy chłopaki poruszają się po parkiecie, ścinają, po prostu grają bez piłki – uzupełnia się to z tym, jak on gra, znajdzie cię za każdym razem. Czy to po słabej stronie parkietu, czy po mocnej stronie, ruch jest naprawdę dobry kiedy gra się z Domantasem. On gra na naprawdę wysokim poziomie.”
Indiana Pacers to w tej chwili najskuteczniejszy zespół ligi, trafiający 52% wszystkich swoich rzutów. Wynika to w dużej mierze z faktu, że najwięcej w lidze rzutów oddają spod samego kosza – aż 41,3 próby, co stanowi ponad 46% wszystkich rzutów. W kontraście do tego, Pacers są dopiero na 25. miejscu pod kątem ilości oddanych trójek, przy najsłabszej w lidze skuteczności zaledwie 27,9%. Daje to tylko 8 trójek na mecz trafionych przez cały zespół. W tak dużej produktywności podkoszowej istotne są wszystkie te rzeczy, które Sabonis robi – na czele z rolowaniem do obręczy po zasłonach i dobrych podaniach do ścinających partnerów.
Nie bez znaczenia dla formy Pacers jest też fakt, że od początku sezonu dobrze wygląda Victor Oladipo. Uważając na stan jego kolana, Pacers nie wystawili go do gry w meczu z Celtics, ale wcześniej był jedynym obok Sabonisa graczem Pacers, który trafiał zza łuku. Trafiał i to nie byle jak, bo na aż 70% skuteczności (łącznie 7/10). Notuje on średnio 22 punkty i 5,5 zbiórki. Wygląda na tyle dobrze, by myśleć jeszcze o jakiejś korzystnej wymianie z jego udziałem.
Cleveland Cavaliers
Cleveland Cavaliers to na ten moment druga defensywa NBA w punktach traconych na 100 posiadań (przy czym tego rodzaju statystyki traktujmy trochę swobodniej przy tak małej próbie). To spora zmiana w kontekście ubiegłego sezonu, kiedy Cavs byli defensywą pod tym względem najgorszą. Przewodzą też lidze pod względem przechwytów na mecz (12,7). Skład praktycznie się nie zmienił – skąd ta zmiana w grze? Nie bez znaczenia wydaje się być fakt, że nowy trener JB Bickerstaff dostał całe offseason na przygotowanie drużyny – wyjątkowo długie offseason. Po grze pod trenerem Beileinem, który przyszedł prosto z NCAA, musiały zajść pewne zmiany. Beilein znany był ze swojego ofensywnego podejścia do koszykówki – podczas gdy na poziomie NCAA używał głównie obrony strefowej, nie tak użytecznej na poziomie NBA. Bickerstaff z kolei znany jest z defensywnej solidności – nawet jego nieudany sezon 2018/19 z Grizzlies zakończył się 9. defensywą ligi (przy 12. miejscu w konferencji). Wygląda też na to, że Bickerstaff trafił do swoich zawodników w sferze mentalnej – przed sobotnią wygraną z Sixers zwracał uwagę na wyjątkowe zaangażowanie podopiecznych w poprzednich spotkaniach:
„Ostatnia noc była testem tego, kim jesteśmy, kim staramy się być, z czym się identyfikujemy. Nie mogę wyrzucić z głowy tego, jak wiele razy lądowaliśmy na parkiecie w walce o niczyje piłki w czwartej kwarcie i dogrywce. Dla mnie to znak ogromnej, ogromnej chęci wygrywania. Wielu chłopaków tak postępowało. Myślę, że właśnie w takim punkcie jesteśmy. W starciu z przeciwnikiem takim jak Sixers, z ich umiejętnościami, ich talentem, który jest porządnie trenowany – w jakiej pozycji się znajdujemy? Czy stawimy się jak równy z równym? Myślę, że to jest właśnie to, czego szukamy (…).”
Pod trenerem Bickerstaffem w Cavs dzieje się też coś, co trudno było zakładać, widząc ich grę w zeszłym sezonie. Na dzień dzisiejszy Cleveland to zespół notujący najwięcej asyst na mecz (31,3). W zeszłym sezonie było to tylko 23,1 i odległe, 24. miejsce. Niestety, wciąż notują przy tym wiele strat (18,7, trzeci najgorszy wynik jak do tej pory), ale ważne, że dzielą się piłką i szukają tego. Pod tym względem objawieniem jest zwłaszcza Darius Garland. W zeszłym sezonie też był najlepiej podającym zawodnikiem zespołu – jednak z zaledwie 3,9 asysty na mecz. Dziś, po trzech meczach ma ich na koncie średnio 8,3! Jak klasowy rozgrywający!
Orlando Magic
Tak – dwa z trzech meczów Magic wygrali przeciwko Wiazrds, którzy nie są pewnie tak dobrzy. Jedną wygraną zanotowali jednak przeciwko Heat, a to już nie byle co. Jak do tej pory sukcesy Magic to zasługa w dużej mierze świetnie dysponowanego Terrence’a Rossa. Jest najlepszym strzelcem zespołu z 23,3 punktu na mecz i szaloną skutecznością na poziomie 51% z gry i prawie 53% (!) w rzutach za trzy (przy ponad 6 próbach na mecz). Świetnie trafia też zdobywający po 19 punktów na mecz Evan Fournier – w jego przypadku to blisko 55% z gry i dokładnie 40% zza łuku. Nie bez znaczenia jest fakt, że jeden z nich – konkretnie Ross – wychodzi do gry z rezerwowymi ustawieniami. Ławka Magic to w tej chwili druga najlepiej punktująca ławka w lidze (47 oczek na mecz, wyżej tylko ławka Wolves z 51,3 punktu na mecz). To właśnie 50 punktów zdobytych przez rezerwowych w ostatnim meczu z Wizards pozwoliło odwrócić losy meczu, który rywale wygrywali 94:77 jeszcze na początku czwartej kwarty.
W ogóle ustawienie z rzucającym Rossem, naprawdę porządnie wyglądającym w ofensywie debiutantem Colem Anthonym i dającym defensywną energię Michaelem Carter-Williamsem wygląda na sensownie poukłądany drugi unit. Zwłaszcza ten ostatni miał poczynić duże postępy nie tyle w samej grze, co w byciu wokalnym liderem, przewodzeniu grą na poziomie komunikacji. Według kilku zawodników, to właśnie on wciąż pozostawał głośny, wspierał kolegów z ławki, dostarczając energii w trudnym momencie. Trener Steve Clifford uważa, że MCW to jeden z najlepszych obrońców na piłce, jakich trenował. Sam Carter-Williams tak mówił po tym wielkim powrocie z czwartej kwarty:
„Myślę, że mamy szansę być naprawdę mocną ławką. Zdecydowanie zagraliśmy kilka naprawdę dużych akcji. Sądzę, że przed nami jeszcze długa droga. Byliśmy jednak w stanie jakoś odnotować te zwycięstwa i zameldować się na szczycie [tabeli]. Przed nami jeszcze sporo pracy – defensywnie i ofensywnie.”
Jego zdanie podziela Terrence Ross:
„Nasze rezerwy są twarde. Gramy z dużą energią, jesteśmy zadziorni w defensywie. Przede wszystkim, myślę, że naszym zadaniem jest dostarczyć zespołowi tego, czego w danej chwili potrzebuje.”
Atlanta Hawks
Ok, akurat Atlanta Hawks miała naprawdę łaskawy terminarz: Chicago Bulls, Memphis Grizzlies i Detroit Pistons na rozkładzie. Z takimi rywalami kilka innych zespołów też miałoby dziś podobny bilans. Imponującym może być ewentualnie fakt, że drużyna w obliczu kontuzji kilku kluczowych zawodników i tak radzi sobie dobrze. Na parkiet nie wyszedł przecież debiutant Onyeka Okongwu, Kris Dunn i Tony Snell, a po jednym spotkaniu rozegrali Danilo Gallinari, Clint Capela i Rajon Rondo. Trudno jednak nie wygrywać przy tak dysponowanym Trae Youngu. Atlanta Hawks to w tej chwili najlepsza ofensywa ligi (119,9 punktu na 100 posiadań) i to zasługa przede wszystkim Younga. Zdobywa on średnio 34 punkty (drugi w lidze, przed nim Harden i jego 39 na mecz), 4 zbiórki i 7,3 asysty.
Co widać po Youngu, to że nie jest już tak drobniutki jak wtedy, kiedy debiutował w NBA. Być może nie urósł, a jeśli przybrał na masie, to nie jakoś wyraźnie, ale ewidentnie jest silniejszy, jeśli chodzi o mięśnie głębokie – te, które pomagają mu nie dać się przepchnąć, utrzymać pozycję ciała. To niesamowite, jak przy swoich skromnych warunkach atakuje obręcz, wymuszając najwięcej w lidze rzutów wolnych – aż 15,3 na mecz. W ten sposób dostarcza co spotkanie 14 punktów z samych tylko rzutów wolnych – nie dziwota, że Hawks to na ten moment trafiająca najwięcej i najskuteczniej z osobistych.