San Antonio Spurs – czy Sochan mógł trafić lepiej?

San Antonio Spurs – czy Sochan mógł trafić lepiej?

San Antonio Spurs – czy Sochan mógł trafić lepiej?
Photos by Darren Carroll/NBAE via Getty Images

Jak bogata jest historia Polonii w Teksasie? Jest dość bogata. Dość wspomnieć, że w północno-wschodnim Teksasie znajduje się liczące około 1000 mieszkańców miasteczko o nazwie „Bogata”. Cóż, jego nazwa pochodzi akurat od stolicy Kolumbii, miasta Bogota. Niemniej polskie akcenty w Teksasie odnaleźć można. Choć nie był to kierunek emigracji tak popularny jak Chicago, czy sąsiadujący z nim na północy stan Wisconsin, to znajdziemy na tym rozległym (dwukrotnie większym niż Polska) terytorium takie miejscowości jak „Cestohowa”, „Polonia”, czy „Kosciusko”. Dane (niestety nie najnowsze) podają, że mieszkańcy pochodzenia polskiego stanowią ponad 1% ludności zarówno Houston, jak i San Antonio – dwóch największych miast tego stanu. Społeczność Ślązaków, która na emigracji uformowała osadę Panna Maria, stworzyła nawet dialekt zwany Texas Silesian, czyli teksańsko-śląski. Serio.

Teksas zyskuje jednak nowy polski akcent. Wszystko to za sprawą pewnego sympatycznego, 19-letniego młodzieńca, który został właśnie zawodnikiem San Antonio Spurs. Jeremy Juliusz Sochan – bo jak zapewne wiecie tak mu na imię – został tym samym czwartym Polakiem w lidze NBA po Cezarym Trybańskim, Macieju Lampe i Marcinie Gortacie. Co prawda w drafcie 2003 wybrany został też Szymon Szewczyk, ale on ostatecznie w NBA nie zadebiutował. W latach 90′ 13 meczów w NBA rozegrał niejaki Jeff Nordgaard, który grał kilka lat później w reprezentacji Polski, ale obywatelstwo naszego kraju otrzymał już na długo po tej przygodzie. Był też taki jegomość jak Ruben Wolkowyski – argentyński potomek polskich emigrantów, który na początku XXI wieku zaliczył jakieś 40 meczów w barwach SuperSonics i Celtics. Dostał on polskie obywatelstwo, ale potrzebne mu było ono chyba tylko po to, by łatwiej było mu o angaż w europejskich klubach. Mamy więc Jeremiego – czwartego Polaka w NBA i pierwszego wybranego w top 10 draftu. Ba, pierwszego wybranego w pierwszej rundzie!

Debiutu w barwach Spurs nie możemy się oczywiście doczekać. Jeremy już jest w kontakcie z trenerem Greggiem Popovichem:

Pochylmy się na chwilę nad tym, jak może w ogóle wyglądać pozycja Jeremiego Sochana w Spurs w jego pierwszym sezonie w NBA. Na ile może liczyć minut na parkiecie, z kim będzie musiał rywalizować o miejsce w składzie, jakie są perspektywy na rozwój.

Czy Jeremy Sochan dostanie od Spurs minuty?

Spójrzmy przede wszystkim na zawodników zakontraktowanych obecnie w San Antonio. Kursywą oznaczeni są gracze, którzy mają albo umowę niegwarantowaną na kolejny sezon, albo opcję, o której nie wiemy jeszcze, czy zostanie wykorzystana. Bez pogrubienia wybrani w tym drafcie debiutanci, którzy formalnie umowy ze Spurs jeszcze nie podpisali:

PG: Dejounte Murray / Tre Jones
SG: Josh Richardson / Romeo Langford / Malaki Branham / Blake Wesley
SF: Devin Vassell / Joshua Primo
PF: Keldon Johnson / Jeremy Sochan / Doug McDermott / Keita Bates-Diop
C: Jakob Poeltl / Zach Collins / Jock Landale

Trzeba mieć dodatkowo świadomość, że zastrzeżonymi wolnymi agentami są Lonnie Walker IV, Joe Wieskamp, oraz Devontae Cacok. Ich powrót do składu jest więc możliwy – zależnie od tego, czy Spurs chcą ich zatrzymywać.

Na pozycji skrzydłowego – bo na takiej raczej będziemy Sochana najczęściej oglądać – już teraz jest więc dosyć ciasno. Nie ma chyba co liczyć, że z miejsca będzie on walczył o pierwszy skład. Zwłaszcza, że Keldon Johnson jako zawodnik pierwszej piątki zaliczył bardzo dobry sezon, a zwłaszcza jego końcówkę. Johnson to bardzo niewysoki zawodnik, jak na pozycję silnego skrzydłowego – mierzy tylko 196 cm wzrostu, ale nadrabia zasięgiem ramion i eksplozywnością. To on najczęściej tworzył w pierwszej piątce duet skrzydłowych razem z Dougiem McDermottem. Ważny jest w tym wszystkim fakt, że obaj dobrze rzucają za trzy, otwierając przestrzeń dla lidera Dejounte Murray’a, który skupia się raczej na grze do obręczy.

Niestety – pośród wielu zalet Sochana, pewny i regularny rzut z dystansu jeszcze do nich nie należy. Szans na grę Jeremiego w rotacji trenera Popovicha upatrywałbym gdzie indziej. Kiedy spojrzeć na piątki biegające dla Spurs po parkiecie w zeszłym sezonie, w aż 9 z 10 najczęściej grających znajdował się Jakob Poeltl – jedyny pewny, klasyczny, wysoki center w składzie. To jedno ustawienie bez niego, to piątka, w której zastępował go Drew Eubanks – 206-centymetrowy undersized center, sprawdzający się głównie w obronie przy obręczy. Problem polega na tym, że piątka ta przez nieco ponad 107 minut na boisku notowała plus/minus na poziomie -10,5. Mowa o ustawieniu, które względem pierwszej piątki (+4,0) różni się tylko niższym centrem. Jeremy Sochan – także mierzący 206 centymetrów, jednak znacznie bardziej wszechstronny od Eubanksa – może sprawdzić się właśnie jako wytrych do gry niższymi ustawieniami.

W przeciwieństwie do Jakoba Poeltla, który w obronie musi zostawać niżej i stosować drop coverage na zasłonach, Jeremy Sochan będzie w stanie wyjść agresywniej, wyżej, pozmieniać krycie. A że z wyższymi zawodnikami sobie poradzi, pokazywał już w NCAA:

Drew Eubanks, poza tym, że był niski jak na centra, nie dawał wiele atutów, których oczekuje się po niskich ustawieniach. Nie rzucał za trzy, nie rozciągał gry dla pozostałych. Jeremy Sochan, jak już ustaliliśmy, wielkim strzelcem jeszcze nie jest, ale z miejsca powinien być w stanie oddawać więcej prób niż Eubanks, który rzucał 0,2 raza na mecz. Jego umiejętność gry z piłką i podania na pewno zdywersyfikują też trochę ofensywę Spurs w tych minutach. Po to przecież schodzi się z klasycznego ustawienia – żeby grać trochę inaczej.

Spurs, czyli idealne miejsce do rozwoju

Nie martwiłbym się o minuty Sochana i trenera Popovicha. Powinien sobie poradzić – jeśli chodzi o konkurencję, mógł trafić gorzej. Mógł też trafić gorzej, jeśli chodzi o ogólny charakter organizacji. Na to często zwraca się dziś uwagę – dla 19-letniego, dopiero rozwijającego się koszykarza, San Antonio to świetne miejsce. Spośród 30 klubów NBA, mogą się oni pochwalić w ostatnich latach jednym z najbardziej imponujących rozwojów młodych graczy. Zresztą nie tylko młodych.

W 2011 roku San Antonio Spurs wybrali z 15. numerem draftu młodego, obiecującego skrzydłowego. Jawił się on głównie jako świetny obrońca, mocny atletycznie zawodnik ze smykałką do gry na piłce. Największym problemem był jego nieco nieregularny jeszcze rzut z dystansu. Zawodnik ten już w swoim drugim sezonie w Spurs zaczął oddawać po 3 trójki na mecz na skuteczności ponad 37%, ostatecznie zostając dwukrotnym MVP Finałów NBA, pięciokrotnym członkiem All-NBA Team. Tym gościem był oczywiście Kawhi Leonard. W ogóle nie chcę porównywać Sochana do Leonarda – najpewniej nie jest to taka skala talentu. Chodzi o coś innego.

Wspomniany wcześniej Keldon Johnson do Spurs trafił z 29. pickiem w drafcie 2019. Opisywany był jako eksplozywny, silny, zaangażowany w grę defensywną wingman. Na poziomie NCAA za trzy trafiał na dobrej skuteczności 38%, ale wskazywano na jego dużą nieregularność rzutu. Świetnym wyznacznikiem była niewysoka skuteczność na poziomie 70% z linii rzutów wolnych. Mało, jak na obwodowego (na silne skrzydło Pop wysłał go dopiero w ostatnim czasie). W pierwszym sezonie rozegrał tylko 17 spotkań. W drugim z miejsca wskoczył już jednak do pierwszej piątki.

Trener Gregg Popovich ma historię wyciskania maksimum możliwości z zawodników, których sobie upatrzył. Cofając się dalej, stworzył świetnego, wszechstronnego zawodnika z Kyle’a Andersona, z Borisa Diaw, potrafił uczynić kluczowe postaci z gości takich jak Tiago Splitter, Gary Neal, czy Matt Boner. Wierzę, że Sochan to zawodnik o wyraźnie wyższym potencjale niż każdy z nich.