Rekordowy mecz Kuzmy, Antetokounmpo wygrywa z Hardenem

Świetny mecz Celtics, pojedynek dwóch głównych kandydatów do MVP i oczywiście rekord kariery Kyle’a Kuzmy.

Boston Celtics – Indiana Pacers: 135:108

Ostatnie mecze Celtics to naprawdę jest czysta przyjemność dla oka. Były problemy z tożsamością? Były kłopoty z tym, kto jest liderem, kto prowadzi ten zespół, a kto musi odejść trochę w cień? To teraz wszyscy mają podobną rolę – znajdywać kolegów na wolnych pozycjach. Piąty kolejny mecz Bostonu z 30+ asyst. Rekord sezonu w punktach przeciwko defensywie Pacers. W całej fascynacji Raptors czy Bucks nie zapominajmy o możliwościach Celtów.

Przy takiej dyspozycji Bostończyków, ciężko coś bronić skoro z każdej strony może nadejść kara – dzisiaj liderami punktowymi byli Morris i Brown. Kyrie dodał od siebie zaledwie 12 punktów i siedział całą czwartą kwartę. Indiana nie prowadziła nawet przez sekundę tego spotkania.

Ze strony Pacers zasłużył jednak na wyróżnienie jeden zawodnik i jest to Domantas Sabonis. 20/7/5 to imponująca linijka i Sabonis wyrósł nam na drugą opcję Pacers. Dla niego to świetnie, dla samej Indiany niech to będzie alarm.

Pacers: D. Sabonis – 20 (7 zb., 5 as.), V. Oladipo – 17 (3×3), T. Evans – 15 (5 as.), K. O’Quinn – 11, T. Young – 10 (8 zb.), T.J. Leaf – 8, B. Bogdanovic – 7, D. Collison – 7 (3 prz.), D. McDermott – 4, A. Holiday – 4, C. Joseph – 4, A. Johnson – 1, E. Sumner – 0

Celtics: M. Morris – 22 (3×3, 8 zb.), J. Brown – 22 (7 zb.), J. Tatum – 20, G. Hayward – 14, K. Irving – 12, D. Theis – 12, T. Rozier – 12 (3×3, 5 as.), A. Horford – 6 (8 as.), R. Williams – 6, B. Wanamaker – 3, M. Smart – 2, S. Ojeleye – 2, G. Yabusele – 2

Źródło: Youtube.com/MLG Highlights

Washington Wizards – Philadelphia 76ers: 123:106

Kto by się spodziewał? Joel Embiid zalicza kolejny świetny mecz (35/14), Jimmy Butler również niczego sobie (23/9) a Ben Simmons klasycznie ociera się o triple-double (15/10/8), a Sixers i tak przegrywają z Wizards?

Wszystko za sprawą absolutnie genialnego w tym meczu Bradleya Beala. Jeśli Wizards chcą nim handlować, cena nie będzie już wyższa niż w najbliższym czasie. Beal zdobył 34 punkty w tym przede wszystkim – 14 punktów z rzędu w kluczowym momencie, kiedy Sixers zaczęli się zbliżać i piękna obrona, kiedy to przyjął na siebie szarżę Joela Embiida. Brawo za odwagę!

To co pogrążyło Szóstki, to przede wszystkim 23 straty (które niszczą piękne dorobki JoJo i Simmonsa, każdy miał po 7 strat) i brak rzutu z dystansu – 8/27 w tym 3/20 w pierwszych trzech kwartach.

76ers: J. Embiid – 35 (14 zb., 3 bl., 7 st.), J. Butler – 23 (9 zb.), F. Korkmaz – 16 (4×3), B. Simmons – 15 (10 zb., 8 as., 7 st.), W. Chandler – 5, L. Shamet – 5, M. Muscala – 3, T.J. McConnell – 2 (5 as.), S. Milton – 2, J. Bolden – 0

Wizards: B. Beal – 34 (6×3, 5 as.), O. Porter Jr. – 23 (3 prz.), T. Ariza – 17, S. Dekker – 11, T. Bryant – 9, J. Green – 8, C. Randle – 7, I. Mahinmi – 6 (8 zb., 5 prz.), T. Satoransky – 4 (11 as., 3 prz.), T. Brown Jr. – 2, D. Robinson – 2, J. McRae – 0

Źródło: Youtube.com/MLG Highlights

Brooklyn Nets – Atlanta Hawks: 116:100

Brooklyn dał małą lekcję Atlancie. Chociaż może to Hawks dali lekcję Nets jak się tankuje? Ciężko jednoznacznie określić. Po świetnym starcie, Jastrzębie prowadziły 38-23, a na początku drugiej kwarty zrobiły nawet przewagę rzędu 19 punktów (46-27). Wtedy przebudzili się Nets i już do przerwy zrobiło się tylko 57-51.

Po trzeciej kwarcie i koncercie Harrisa zza łuku zrobiło się 86-80 i Brooklyn bez zbędnych emocji doprowadził to spotkanie do końca. Wysiłek drużynowy, lecz wyróżnić zawsze kogoś można i tym razem byli to D’Angelo Russell (naprawdę ogląda się go o dwie klasy lepiej na Brooklynie niż w LA) i Ed Davis, który zaliczył 16 zbiórek.

Po stronie Hawks? Oczywiście John Collins – naprawdę to będzie znakomity role-player do zespołu walczącego o tytuł pewnego dnia. 30/14 nie robi się samo i nawet w takiej Atlancie trzeba doceniać jego popisy.

Hawks: J. Collins – 30 (14 zb.), T. Young – 17 (7 as., 6 st.), J. Lin – 16 (3 prz.), K. Huerter – 14 (10 zb.), A. Len – 10, D. Dedmon – 8 (4 bl.), V. Carter – 3, D. Hamilton – 2, D. Bembry – 0, T. Dorsey – 0

Nets: D. Russell – 23, D. Carroll – 17, J. Harris – 16 (4×3, 9 zb.), S. Dinwiddie – 16 (5 as., 5 st.), R. Kurucs – 11, J. Allen – 11 (3 bl.), S. Napier – 11 (3 prz.), E. Davis – 8 (16 zb.), T. Graham – 3, J. Dudley – 0

Źródło: Youtube.com/NBA Highlights

Houston Rockets – Milwaukee Bucks: 109:116

Starcie głównych kandydatów do MVP wygrał pan Giannis, chociaż nieznacznie. Niestety Antek nie chciał podkręcać atmosfery i zaznaczał po meczu, że zależy mu tylko na wygrywaniu etc., etc. Tak czy inaczej, na parkiecie pokazał, że ma mocne argumenty – 27/21 i skromne 5 asyst? Nice. Dodatkowo znokautował swojego głównego przeciwnika. Może nie było to celowe, ale jednak:

Oczywiście Harden nie został dłużny – 42/11/6 ale także 9 strat, plus w końcówce spotkania to Giannis zdobywał najważniejsze punkty dla swojej drużyny, co przełożyło się na zwycięstwo Kozłów. To starcie Brodacz przegrał, ale nie powiedział przecież ostatniego słowa jeszcze.

Tym razem w barwach Rakiet zawiódł Clint Capela mający kłopoty ze skutecznością. Tego nie można powiedzieć o wsparciu w Milwaukee, gdzie Malcolm Brogdon kontynuuje swoją świetną dyspozycję z ostatniego czasu.

Bucks: G. Antetokounmpo – 27 (21 zb., 5 as.), M. Brogdon – 24, K. Middleton – 15 (3 prz.), S. Brown – 13 (3×3), E. Bledsoe – 10 (5 as.), E. Ilyasova – 10 (7 zb.), B. Lopez – 7 (4 bl.), G. Hill – 6, T. Snell – 4, T. Maker – 0

Rockets: J. Harden – 42 (6×3, 11 zb., 6 as., 9 st.), C. Capela – 18 (13 zb.), G. Green – 16 (3×3), A. Rivers – 13 (3×3), P. Tucker – 8 (8 zb., 7 as.), D. House Jr. – 3, G. Clark – 3, J. Ennis III – 3, B. Knight – 3

Źródło: Youtube.com/MLG Highlights

Memphis Grizzlies – San Antonio Spurs: 96:86

Wystrzelali się nam trochę Spurs w ostatnich spotkaniach i w końcu musiało nadejść trochę słabsze. Kiedy jeszcze Marc Gasol postanowił się obudzić z zimowego snu i zagrać wreszcie dobre spotkanie, Gregg Popovich się nie wahał – większość czwartej kwarty na parkiecie spędzili rezerwowi.

15 strat i 36% z gry SAS – zawodnikom po prostu nie szło straszliwie i tyczy się to przede wszystkim liderów, czyli Aldridge’a i DeRozana. Oczywiście, Grizzlies nie należą do mocarzy ataku, zatem nawet tak słaba dyspozycja Ostróg pozwoliła im się trzymać w grze całą pierwszą połowę. Nota bene skończyła się ona wynikiem 42-31. Pelikany w samej trzeciej kwarcie meczu z Cavs zdobyli 41 punktów.

Na usprawiedliwienie dla SAS – nie było Rudy’ego Gaya, a w trzeciej kwarcie stracili nową Red Mambę – Davisa Bertansa.

Spurs: B. Forbes – 14 (3×3), M. Belinelli – 14 (3×3), L. Aldridge – 13 (7 zb.), P. Mills – 13 (3×3), D. White – 12, D. DeRozan – 9, P. Gasol – 7 (12 zb.), D. Bertans – 3, J. Poeltl – 1, D. Eubanks – 0, D. Cunningham – 0 (7 zb.), Q. Pondexter – 0

Grizzlies: M. Gasol – 26 (3×3, 14 zb.), M. Conley – 15 (6 as.), J. Jackson Jr. – 12, J. Green – 12 (11 zb.), S. Mack – 10 (7 as.), K. Anderson – 9 (3 bl.), J. Holiday – 6, O. Casspi – 4, G. Temple – 2, J. Noah – 0

Źródło: Youtube.com/NBA Highlights

New Orleans Pelicans – Cleveland Cavaliers: 140:124

Cavaliers zaczęli jak szaleni. 8/8 zza łuku w pierwszej kwarcie Co oni powariowali? Jasne, że nie. Po prostu w pierwszej ćwiartce wystrzelali się z wszystkiego co mieli i później aż smutno było patrzeć jak dostają okrutne bęcki.

Anthony Davis w pojedynkę miał w trzeciej kwarcie 18 punktów. Pelikany zdobyły odpowiednio 41 i 40 pkt w trzeciej i czwartej kwarcie i w drugiej połowie jako drużyna rzucali z takim procentem trafień 67/38/96. Czy ktoś kiedykolwiek wspomniał w Cleveland, że można bronić?

Ja wiem, że Zion jest do wyciągnięcia, ale panowie Kawalerzyści – bez przesady. Ławka Cleveland zdobyła więcej punktów niż starterzy, wszyscy gracze Pels zdobyli jakieś punkty i zespół z Ohio przegrał już 11 raz z rzędu. W Nowym Orleanie cieszy powrót Mirotica, który od razu dostał fajny zespół do złapania rytmu i miał 17 pkt.

Cavaliers: J. Clarkson – 21 (3 prz., 3 bl.), A. Burks – 17, M. Dellavedova – 17 (3×3, 7 as.), C. Payne – 16 (3×3), C. Sexton – 13, C. Osman – 10, A. Zizic – 10, T. Thompson – 6 (10 zb., 5 as.), J. Blossomgame – 6, J. Jones – 5 (3 prz.), C. Frye – 3

Pelicans: A. Davis – 38 (13 zb., 7 as., 4 bl.), F. Jackson – 19 (4×3), J. Holiday – 18 (7 zb., 5 as., 3 prz.), J. Randle – 17 (8 zb.), N. Mirotic – 17 (4×3), D. Miller – 8, T. Frazier – 7, E. Payton – 6 (9 as.), J. Okafor – 6, K. Williams – 4

Źródło: Youtube.com/NBA Highlights

Dallas Mavericks – Phoenix Suns: 104:94

Fantastyczny (kolejny już zresztą) mecz pewnego dzieciaka ze Słowenii. Doncic zanotował 30 punktów, 6 zbiórek 5 asyst, 3 przechwyty, wszystko na bardzo dobrej skuteczności i prowadząc wreszcie Mavs do upragnionego zwycięstwa (pierwsze od 10 spotkań i niemal 2 lat nad Phoenix i kończące serię siedmiu porażek z rzędu). Zaliczył nawet pierwszą jeśli się nie mylę akcję 3+1:

 

Luka klasycznie liderował Mavs, pomagał mu chociaż trochę Harrison Barnes. NIe było w tym meczu Nowitzkiego, ani Smitha Jr. Swoją drogą – DeAndre Jordan zaliczył straszny spadek. Na początku sezonu wydawał się naprawdę dużym wzmocnieniem Dallas, obecnie najczęściej jest niewidoczny. Ciekawe, gdzie i za ile kasy pójdzie w lato.

Ach, przy okazji – pierwszy numer tegorocznego draftu dzisiaj nie dał rady. 6 punktów i problemy z faulami, które ograniczyły Aytona w drugiej połowie.

Suns: T.J. Warren – 20 (7 zb.), J. Jackson – 17 (3 prz.), R. Holmes – 16 (5 as.), K. Oubre Jr. – 14, E. Okobo – 10, M. Bridges – 6, D. Ayton – 6, D. Melton – 4 (6 as.), T. Daniels – 1, Q. Acy – 0

Mavericks: L. Doncic – 30 (4×3, 5 as., 3 prz.), H. Barnes – 17, W. Matthews – 14 (5 as.), M. Kleber – 13 (9 zb.), D. Jordan – 11 (7 zb.), J. Brunson – 7, J.J. Barea – 6, D. Finney-Smith – 4, D. Powell – 2, D. Harris – 0

Źródło: Youtube.com/MLG Highlights

Utah Jazz – Orlando Magic: 106:93

Pierwsza połowa stała pod znakiem dominacji Magic i całkowitej indolencji Jazz, szczególnie ofensywnie. Jazzmani przegrywali do przerwy już 21 punktami i wydawało się, że będzie to kolejny koszmarny wieczór dla zawodników z Salt Lake City. Na całe szczęście dla nich grali z Orlando, przeciwko którym łatwo zaliczyć jakąś serię punktową.

I tak w trzeciej kwarcie zaliczyli run 25-3. Po tym jak Magic na wstępie trafili cztery kosze z rzędu, przez ostatnie 8 minut i 42 sekundy kwarty trafili jeden rzut. Następnie prowadzone przez Mitchella Utah docisnęło pedał gazu i w czwartej ćwiartce było po meczu.

Pozbawieni Rubio i Exuma, dwóch podstawowych rozgrywających Jazzmani zwrócili swoje oczy ku Donovanowi Mitchellowi, który zdominował to spotkanie w drugiej połowie wyglądając tak jak rok temu – zachwycająco. Dla Magic ta porażka oznacza marginalne już szanse na playoffs, dla Utah każde zwycięstwo na wagę złota.

Magic: D.J. Augustin – 23 (3×3, 6 as.), N. Vucevic – 20 (3×3, 8 zb.), A. Gordon – 18 (10 zb.), T. Ross – 13 (3×3), J. Isaac – 9, K. Birch – 7, I. Briscoe – 2, E. Fournier – 1, W. Iwundu – 0

Jazz: D. Mitchell – 33 (4×3, 7 as.), J. Ingles – 16 (4×3, 7 as.), R. Gobert – 12 (14 zb.), K. Korver – 11 (3×3, 7 zb.), R. Neto – 10, J. Crowder – 9, D. Favors – 8, G. Niang – 5, R. O’Neale – 2 (7 zb.)

Źródło: Youtube.com/NBA Highlights

Portland Trail Blazers – Chicago Bulls: 124:112

Wyrównana pierwsza połowa mogła wlać w serca fanów Chicago jakąś nadzieję. Niestety już w trzeciej kwarcie Blazers wyszli na 11-punktowe prowadzenie, które w czwartej kwarcie już spokojnie powiększyli, głównie za sprawą pary McCollum&Curry.

W Chicago nie przestaje imponować Bobby Portis. Po kontuzji wciąż gra ograniczoną liczbę minut, a mimo to wygląda znakomicie – dzisiaj 15 pkt w zaledwie 19 minut. O dziwo w ataku Bykom przewodził Wendell Carter Jr – środkowy wpędził nawet w problem z faulami Jusufa Nurkica, przez co center Blazers nie zaliczył kolejnego double-double. Brawo!

Portland to w tym sezonie niemalże wytrawny, sprawdzony gracz. Wykorzystują do maksimum swój kalendarz i bardzo rzadko zaliczają wpadki przeciwko potencjalnie słabszym drużynom, dzięki czemu cały czas są w pierwszej ósemce. Przy okazji, fajnie zobaczyć Lillarda skupionego bardziej na podaniach i kreowaniu niż na rzutach.

Bulls: W. Carter Jr. – 22, Z. LaVine – 18, K. Dunn – 15 (7 as.), B. Portis – 15 (3×3), A. Blakeney – 12, L. Markkanen – 10 (3 bl.), C. Hutchison – 6 (8 zb.), S. Harrison – 6, R. Lopez – 4, W. Selden – 3, C. Felicio – 1, R. Arcidiacono – 0

Trail Blazers: C. McCollum – 24, J. Nurkic – 18 (8 zb.), S. Curry – 17 (3×3), D. Lillard – 16 (10 as.), Z. Collins – 16 (9 zb.), A. Aminu – 8 (3 bl.), M. Leonard – 8, N. Stauskas – 8, A. Simons – 4, J. Layman – 2, E. Turner – 2, G. Trent Jr. – 1

Źródło: Youtube.com/MLG Highlights

Los Angeles Lakers – Detroit Pistons: 113:106

Czas bez LeBrona to w jego zespołach bardzo ciekawy okres. Zawsze musi pojawić się ktoś, kto choć częściowo przejmie po nim jego obowiązki. W Lakers miał to być Brandon Ingram, tymczasem faktycznie takim liderem w ataku okazuje się być Kyle Kuzma.

Kuzma w trzeciej kwarcie urządził swoje prywatne show, zdobywając 22 punkty, po nim obowiązki przejął w czwartej kwarcie Michael Beasley (15 pkt w 4Q) i Tłoki nie zbliżyły się już poniżej 10 punktów. Dla Kuzmy 41 punktów to nowy rekord kariery.

W Detroit upokarzająco źle zaprezentował się ich lider, Blake Griffin. 16 punktów to jeszcze żadna tragedia, ale 0 zbiórek silnego skrzydłowego? Kiedy po drugiej stronie biegał Zubac i Michael Beasley? Not cool Blake. Jego partner z kolei zaliczył aż 17 zbiórek, ale tylko 6 punktów. Jakby połączyć ich siły wyszedłby jeden dobry zawodnik. Szkoda, że zarabiający za czterech.

Pistons: B. Griffin – 16 (6 as.), R. Jackson – 15 (3×3, 5 as.), L. Galloway – 15 (5×3), R. Bullock – 13, L. Kennard – 12, S. Johnson – 9 (3 prz.), B. Brown – 8, A. Drummond – 6 (17 zb., 3 prz.), J. Leuer – 4, J. Calderon – 2, G. Robinson III – 0

Lakers: K. Kuzma – 41 (5×3), M. Beasley – 19, K. Caldwell-Pope – 15, I. Zubac – 11 (9 zb.), B. Ingram – 10 (9 zb., 6 as.), J. McGee – 10, L. Ball – 5 (11 as.), J. Hart – 2 (7 zb.), M. Wagner – 0, S. Mykhailiuk – 0, L. Stephenson – 0

Źródło: Youtube.com/MLG Highlights