Raz ty, raz ja, czyli jak Celtics grać już nie mogą
Jeszcze jakiś czas temu zastanawialiśmy się, czy Celtics są w stanie ograniczyć ofensywne popisy Stepha Curry’ego. Ten w ostatnim meczu zatrzymał się sam – nie trafił żadnej z 9 oddanych trójek, zdobywając rozczarowujące 16 punktów. Mimo wszystko jednak Bostonowi nie udało się tego meczu wygrać. Problem bowiem – jak zaznaczał zresztą trener Ime Udoka – leży po drugiej stronie parkietu. Ofensywa Celtics nie działa tak jak powinna i teraz, kiedy Celtics są już o włos od wyeliminowania, trzeba koniecznie coś zmienić. O ile przy stanie 2-3 nie jest już za późno na zmiany.
„Nasze plecy są pod ścianą. To jest moment, w którym musimy spojrzeć sobie w oczy i jakoś to ogarnąć. Teraz mamy okazję. Musimy to ogarnąć. Dla nas nie ma już jutra.”
– Al Horford
Jayson Tatum dostaje sporo zarzutów, sugerujących mu, że nie podejmuje dobrych decyzji z piłką. Niestety jest w tych zarzutach sporo racji, jednak trzeba mieć na uwadze, że tych decyzji nie ułatwia mu – delikatnie rzecz ujmując – defensywa Warriors.
Podstawą ofensywy Celtics – czy to kiedy piłkę w ręku ma Tatum, czy Brown – jest zasłona na szczycie wymuszająca na Warriors switch – tak, by akcję de facto zacząć kilka sekund później, ale nie z obrońcą, którego Warriors chcieli mieć na kozłującym. Sęk w tym, że po tych teoretycznie niekorzystnych dla GSW switchach, potrafią oni znaleźć efektywne podwojenie. Czasem jest to agresywny blitz, a czasem delikatna pomoc – raczej nie spod kosza, a z boku parkietu:
Zejście z pomocą, czy do podwojenia któregoś z obrońców Warriors, mogłoby skończyć się dla Celtics dogodną pozycją pozostawionego bez krycia kolegi. Zawodnicy z Golden State bardzo uważają jednak na to, kto schodzi z pomocą – najczęściej musi być to zawodnik kryjący tego rywala, do którego podanie będzie najtrudniejsze, najmniej efektywne, do którego najłatwiej będzie dojść. Najczęściej nie jest to – jak przeważnie w takich sytuacjach bywa – podkoszowy zawodnik. Chodzi o to, by nie ułatwiać Celtics gry pod obręcz, gdzie dominowali oni w pierwszych meczach. Tu na przykład z pomocą do przełamanej obrony rusza Gary Payton II:
Gary zapewnia tym samym komfort Klay’owi Thompsonowi, który nie musi wychodzić wyżej i ryzykować, że Jaylen Brown dostanie piłkę nad obręcz. Steph Curry chwilowo powinien z kolei poradzić sobie z dwoma zawodnikami po słabej stronie parkietu, bo zanim piłka tam dotrze, ten zdąży dojść do właściwego gracza, a do drugiego ktoś powinien zdążyć z rotacją. Niby proste, ale wymaga niesamowitej komunikacji i szybkości myślenia.
Czasem jest jednak tak, że z pomocą zejść musi podkoszowy – tak jak w poniższej akcji, gdzie Draymond Green w tempo wyskakuje przed ścinającym z piłka Brownem. Zwróćmy jednak uwagę na zachowanie Nemanji Bjelicy, który praktycznie z automatu przechodzi do krycia Roberta Williamsa III, ponownie unikając łatwych punktów znad obręczy:
„Trzeba im to oddać – to bardzo dobra defensywnie drużyna. Zdyscyplinowana, głośna. Zmuszali nas do robienia tego, co w oczywisty sposób nie jest naszą najlepszą stroną. Musimy po prostu w dalszym ciągu czytać grę, widzieć co się dzieje, wprowadzać poprawki na bieżąco. Musimy dbać o piłkę, kiedy przychodzi co do czego.”
– Jaylen Brown
Niestety, Boston Celtics – przy całej tej dobrze zorganizowanej defensywie Warriors – nie robią wiele, by jakoś tę defensywę przełamać. A przynajmniej nie robią wiele w aspekcie taktycznym. Koniec końców, zmęczeni ciągłym kontestowaniem i podwajaniem rywali, zaczynają iść w najprostsze możliwe rozwiązania, czyli izolacje. Takim właśnie podejściem zgasili poprzedni mecz w czwartej kwarcie:
Ostatecznie wcale nie jest tak, że to Celtics oddają znacznie więcej rzutów po koźle w izolacji niż Warriors. Kiedy wziąć pod uwagę rzuty oddawane bezpośrednio po 3-6 kozłach, obie drużyny oddają ich w tych Finałach identyczną liczbę – na ten moment dokładnie 16,2 na mecz. Różnica leży jednak w ich rozłożeniu i skuteczności. W przypadku Warriors, aż 5,4 z tych prób pochodzi zza linii trzypunktowej – najczęściej z rąk Stepha Curry’ego. Celtics za trzy rzucają w takich sytuacjach tylko 3 razy na mecz – reszta to izolacje kończone rzutami za 2 punkty.
Porażająca jest jednak przede wszystkim różnica w skuteczności tych izolacji. Podczas gdy Warriors trafiają ich 51,9% za dwa i aż 48,1% za trzy, Boston trafia zaledwie 37,9% za dwa i 33,3% za trzy. Jeśli ktoś sądzi, że indywidualne akcje Tatuma i Browna mogą obrócić jeszcze wynik tej serii, to nie jest to niemożliwe, ale statystyka nie przemawia za takim scenariuszem. Ani statystyka, ani stary dobry 'test oka’.
„Bywaliśmy już wcześniej w tej sytuacji, więc to jeszcze nie koniec. Musimy wygrać w czwartek – to wszystko, czym musimy się teraz martwić.”
– Jayson Tatum