Raymond Cowels: Język polski, paszport i złoto z Legią
Codziennie poświęcam 30 minut na naukę języka polskiego. Czerpię z tego dużą frajdę. Chcę za jakiś czas udzielić wywiadu po polsku. Jestem wdzięczny Legii za ofertę nowego kontraktu. Może i w wakacje znalazłbym klub, w którym zarobiłbym więcej, ale nie zawsze o finanse się rozchodzi. Ważny jest szacunek, lojalność i budowanie tożsamości – mówi Raymond Cowels.
Karol Wasiek: Naszą rozmowę chciałbym rozpocząć od Wojciecha Kamińskiego, trenera, z którym współpracowałeś przez długi okres w Legii Warszawa. Jak zareagowałeś na jego odsunięcie od pierwszego zespołu? Byłeś tym zaskoczony?
Raymond Cowels, zawodnik Legii Warszawa: Prawdą jest, że z trenerem Kamińskim wiąże mnie długa i ciekawa historia. To pod jego wodzą zagrałem w wielkim finale ze Śląskiem Wrocław. To był świetny sezon, w którym wyeliminowaliśmy Stal i Anwil w fazie play-off. Nie jest tajemnicą, że jego obecność w Legii sprawiła, że ponownie wróciłem do tego klubu.
Czy byłem zaskoczony taką decyzją? Tak, ale to część tego biznesu. Musimy jako zespół – po takiej decyzji – iść do przodu, zapomnieć o tym co było, ciężko pracować każdego i budować nową Legię. Nie mamy innego wyjścia.
Nowa Legia – pod wodzą Marka Popiołka – już odniosła sukces w postaci triumfu w Pucharze Polski.
Uważam, że za zmianą trenera zawsze idzie nowa, pozytywna energia. Podczas tego turnieju pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony. Graliśmy zespołowo. Myślę, że udowodniliśmy sobie nawzajem, że w tym zestawie możemy osiągać sukcesy. Mamy wytyczoną drogę i musimy nią podążać. Nie możemy spocząć na laurach. W tym sezonie jest jeszcze dużo do wygrania.
Wierzysz w sukces w ORLEN Basket Lidze?
Mówisz to do gościa, który ma w swoim CV wicemistrzostwo Polski! Jestem głodny kolejnych sukcesów. Chcę zdobyć złoto z Legią! Do tego będę dążył. Jestem przekonany, że moi koledzy z drużyny mają podobne myślenie. Czy jesteśmy w stanie to zrobić? Tak, ale musimy kontynuować tę drogą, którą sobie wyznaczyliśmy w ostatnich dniach.
Polska to dla ciebie drugi dom?
Tak! Kocham Warszawę, uwielbiam życie w Polsce. Moją partnerką jest Angelika Stankiewicz, która na co dzień jest koszykarką. Teraz cię zaskoczę!
Proszę bardzo.
„Próbuję mówić po polsku” – powiedział Ray w języku polskim.
Serio?
Tak! To bardzo trudny język, ale walczę, próbuję, robię postępy z każdym dniem. Codziennie poświęcam 30 minut na naukę języka polskiego. Pomocni w tym są też koledzy z drużyny i członkowie sztabu szkoleniowego. Nie ukrywam, że czerpię dużą frajdę z tego procesu. Chcę za jakiś czas udzielić wywiadu po polsku.
Koszykówka jest u ciebie przez 24h na dobę?
Ha, ha. Z Angeliką na co dzień bardzo dużo rozmawiamy o koszykówce, oglądamy wspólnie mecze, analizujemy różne sytuacje. Zbudowaliśmy przez lata świetną relację. Wzajemnie się wspieramy i pomagamy. Angelika to wyjątkowa osoba, dużo jej zawdzięczam. Cieszę się, że ją spotkałem na swojej drodze.
Niedawno Luke Petrasek otrzymał polski paszport. Jego partnerką również jest Polka. Myślałeś o tym, by ubiegać się o polskie obywatelstwo?
Tak. Jestem na etapie gromadzenia dokumentów. Wspólnie z moją partnerką, Angeliką, rozważamy pozostanie w Polsce na dłużej, nawet po zakończeniu kariery. Bardzo lubię życie w Polsce. Podoba mi się. Nie mogę na nic narzekać.
Dlaczego podpisałeś nowy kontrakt z Legią jeszcze w trakcie tego sezonu? Przyznam, że byłem tym ruchem mocno zaskoczony.
Dlaczego byłeś zaskoczony?
Bo myślałem, że spokojnie poczekasz do końca sezonu i w wakacje podejmiesz decyzję o kolejnym kontrakcie. Ale z drugiej strony słyszałem, że prezes klubu Jarosław Jankowski bardzo zabiegał o podpisanie umowy już teraz. To prawda?
Tak. Mamy świetną relację z Jarosławem Jankowskim. Szanuję go. Widzę w jego pracy dużo pasji i zaangażowania. Kocha Legię, da się to wyczuć na każdym kroku. Robi wszystko, by Legia była jak najlepszym klubem w Polsce. Szanuję takie podejście. Ja też kocham Warszawę, świetnie czuję się w Legii, to na co mam czekać?
Dostałem dobrą propozycję i postanowiłem z niej skorzystać. Nie ukrywam, że chcę napisać piękną kartę w historii tego klubu. Stabilność i tożsamość te elementy, na których bardzo mi zależało. A wiemy, że w tym biznesie jest tak, że koszykarze często zmieniają kluby, jeżdżą z jednego miejsca na drugie. Brakuje tej stabilizacji. Ja ją mam w Warszawie. Lubię to miasto, kibiców i klub.
Byłeś zaskoczony tą propozycją ze strony Legii?
Samą ofertą nie, ale zaskoczyła mnie… długość kontraktu. Jestem wdzięczny Legii za taką ofertę. Szybko z prezesem Jankowskim dograliśmy szczegóły umowy. To nie były długie negocjacje. Może i w wakacje znalazłbym klub, w którym zarobiłbym większe pieniądze, ale nie zawsze o finanse się rozchodzi. Ważny jest szacunek, lojalność i budowanie tożsamości.
Dlaczego po sezonie wicemistrzowskim nie dogadałeś się z Legią i podpisałeś umowę na Węgrzech?
Miałem konkretną ofertę z Legii, ale po prostu nie dogadaliśmy się. Tak to jest w tym biznesie. Szukałem innych propozycji. Trafiłem do ligi węgierskiej. Nie żałuję, bo zostałem mistrzem tego kraju, co było fajnym i cennym doświadczeniem.
Kilka lat temu – w rozmowie z Patrykiem Pankowiakiem dla WP SportoweFakty – mówiłeś, że twoim idolem był Ray Allen, na którym próbowałeś się wzorować. Teraz jest ktoś taki?
Myślę, że najbliżej mi do Klaya Thompsona. To gość, którego gra opiera się na „catch&shoot” (złap i rzuć – przy. red.) On nie kozłuje za dużo, ja również nie nadużywam kozłowania, więc jesteśmy bardzo podobni. Mogę kozłować, ale wolę… rzucać (śmiech).