Powrót sezonu…I co dalej? W jakim kształcie wznowimy rozgrywki?
Decyzja ma zapaść jutro – spotka się rada właścicieli, przedstawiciele ligi i omówić mają to, w jakiej formie – najpewniej w połowie lipca – wznowione zostaną rozgrywki. Następnie wypracowane rozwiązania rozesłane mają zostać do zawodników.
To może być bardzo ciekawy proces – nie wydaje się, aby wszystkie podmioty miały łatwo dojść do porozumienia w sprawie, której rozwiązanie bez pozostawienia żadnych pokrzywdzonych jest po prostu niemożliwe. Czy zagrać od razu Playoffy? Czy zorganizować turniej Play-In? Jeśli tak, to w jakiej formie? To wszystko są pytania, na które odpowiedź mamy poznać jeszcze w tym tygodniu.
Musimy zdać sobie sprawy z jednej, fundamentalnej kwestii – takiej, która z miejsca uniemożliwia po prostu rozegranie Playoffów z udziałem tylko 16 najlepszych ekip. Wspominał o tym ostatnio Mark Cuban, właściciel Dallas Maverick. Jako że jest on doskonale zorientowany, oddajmy mu głos. W programie Tiki and Tierney w ramach platformy CBS Sports przedstawił on, jaki jest jego pomysł na dogranie sezonu, oraz – co ważniejsze – wytłumaczył dlaczego jest on zasadny:
„Moja propozycja jest bardzo prosta. Gramy po pięć-siedem meczów sezonu regularnego; nie możesz po prostu rzucić zawodników w Playoffy. To zbyt obciążające fizycznie. Musisz dać im czas na wejście w rytm. Kiedy już określisz liczbę gier do rozegrania, proponuję wziąć dziesięć najlepszych zespołów z każdej konferencji by rozegrały te 5-7 meczów, co oznacza, że każdy z zespołów w konferencji wschodniej będzie miał szansę na walkę o Playoffy. W konferencji zachodniej dwa zespoły nie będą w stanie awansować do ósemki w przeciągu 5-7 spotkań, ale to wciąż tylko dwie ekipy bez szans na fazę zasadniczą. Wtedy robisz tak, że układasz całą stawkę w tabeli od 1 do 20 zgodnie z bilansem, i organizujesz mini turniej jak w NCAA, gdzie 20. zespół gra z 17., a 19. zespół z 18., potem zwycięzcy grają z 15. i 16. zespołem i dwóch zwycięzców wchodzi do Playoffów.”
Koncepcja jest bardzo ciekawa, ale dopiero za chwilę w swojej wypowiedzi Cuban dochodzi do sedna:
„Powód, dla którego zrobiłbym to w ten sposób, jest taki, że chcesz dograć mecze, które zostały zapisane w umowach. Ekonomia ligi wygląda w ten sposób, że ogromną część dochodu stanowią umowy z regionalnymi stacjami telewizyjnymi. Z tego powodu każdy z zespołów musi osiągnąć określoną, by dać możliwość lokalnym nadawcom zgodnie z podpisaną umową przeprowadzić transmisje określonej liczby meczów. Chcemy więc zaangażować wszystkie te zespoły, a przynajmniej jak najwięcej z nich. Tak więc zaangażowanie 20 z 30 drużyn w grę o Playoffy stwarza zainteresowanie. Masz wtedy kilka meczów o wszystko, co daje dodatkowe emocje.”
Okazuje się, że z jakiegoś powodu w większości umów, które kluby zawiązują z lokalnymi nadawcami telewizyjnymi, widnieje próg 70 meczów, których transmisje zespoły muszą stacjom zapewnić. W sytuacji, w której rozgrywki zawieszono kiedy większość z zespołów miała na koncie sześćdziesiąt-kilka spotkań, te 5-7 dodatkowych o których mówi Cuban, pozwoli uratować sporą część dochodu z telewizji. Nie można też odmówić wizji Cubana tego, że byłaby ona dość ekscytująca dla kibiców. Facet ma łeb na karku. Ale jego pomysł nie jest oczywiście jedynym, który brany będzie pod uwagę.
Jednym z głównych problemów jest oczywiście fakt, że nie każdy ma interes we wracaniu do gry. Na dobrą sprawę nie ma sensu wprowadzać rozwiązania, które zmusi do gry klub nie mający szans na awans do Playoffów. Taki zespół po prostu nie wystawi najlepszych zawodników, albo co gorsza będzie próbował oddać walkowery, czy w inny sposób zaprotestować. Z drugiej strony, kwestie finansowe nakazują zaangażować – jak wspomniał Cuban – jak najwięcej ekip. Stąd na przykład pomysł zorganizowania turnieju razem z fazą grupową, na kształt tego, co oglądamy na piłkarskich Mistrzostwach Świata. Mówi o tym Adrian Wojnarowski:
„Zarząd ligi bada możliwość przeprowadzenia rozgrywek z fazą grupową, z udziałem od 16 do nawet 30 zespołów. Drużyny byłyby podzielone na grupy, w ramach których mierzyłyby się każdy-z-każdym, rozgrywając jednakową liczbę meczów (ich liczba nie została jeszcze wyszczególniona). Wszystkie z nich najpewniej traktowane byłyby jak mecze Playoffowe. W oparciu o końcowe tabele grup, osiem zespołów awansowałoby do fazy pucharowej, rozgrywając standardowe serie znane z Playoffó NBA.”
Prawda, że brzmi to całkiem ekscytująco? Portal TheRinger na próbę stworzył nawet taki podział na grupy w przypadku, w którym NBA zdecydowałaby się zaangażować 20 najlepszych ekip. Byłyby one losowane z pięciu koszyków, tworząc cztery grupy po pięć ekip, z których po dwie awansują. Oto koszyki:
Koszyk 1: Bucks / Lakers / Raptors / Clippers
Koszyk 2: Jazz / Heat / Celtics / Nuggets
Koszyk 3: Sixers / Rockets / Thunder / Pacers
Koszyk 4: Grizzlies / Magic / Mavericks / Nets
Koszyk 5: Blazers / Pelicans / Spurs / Kings
Wyobrażacie sobie te emocje towarzyszące losowaniu? Z resztą poza tym, że format taki pozwala dograć wielu zespołom do tych mitycznych 70 spotkań, angażuje on sporo ekip w walce o Playoffy, wytrącając z ręki takiego Damiana Lillarda argumenty. Dame stwierdził, że przerwaliśmy sezon w momencie, w którym Blazers na dziewiątym miejscu mieli przed sobą najtrudniejszy terminarz, a on nie ma zamiaru wracać, jeśli nie będzie miał realnych szans na Playoffy. No ale wyobraźmy sobie, że tacy Blazers z ostatniego koszyka trafiają na – przykładowo – niedoświadczonych Grizzlies, zaledwie niezłych Pacers, Jazz zmagających się z tarciem na linii Mitchell-Gobert (i nieobecnością Inglesa), plus, dajmy na to, Raptors. Czy PTB są w takim scenariuszu faktycznie bez szans na drugie miejsce? W rzeczywistości, w której po tak długiej przerwie nie wiadomo, kto w jakiej formie przystąpi do gry i wyniki mogą okazać się równie nieprzewidywalne co te w polskiej Ekstraklasie?
Takie rozwiązanie ma nawet jedną przewagę nad standardową procedurą rozgrywaną corocznie. Pozbywamy się w takim scenariuszu potencjalnie nieciekawych serii, w których zdecydowany faworyt gra ze zdecydowanie słabszym rywalem przynajmniej cztery razy z rzędu. Nie ma tu miejsca na cztery czy więcej meczów Bucks z Magic. Nie ma co się oszukiwać – trzeci mecz serii Bucks z Magic nie przyciągnie przed odbiorniki tylu zainteresowanych, co kolejne nowe starcia w ramach fazy grupowej, z których każde ma swój bagaż i znaczenie dla końcowego wyniku – w przeciwieństwie do trzeciego meczu Bucks z Magic, który jeśli Magic wygrają, to pewnie i tak nie wpłynie na końcowy rezultat. Z całym szacunkiem dla Magic, zaczyna mi być głupio, że tak ich tu używam jako przykładu.
Oczywiście można się spierać, czy dawanie szans na Playoffy zespołom, które w normalnych warunkach już ich nie miały, jest sprawiedliwe. W końcu taki scenariusz zakłada przecież wyzerowanie liczników, więc teoretycznie tacy Bucks i Magic (przepraszam, ostatni raz) startują z takiego samego pułapu, więc lepszy zespół traci przewagę, którą sobie wypracował. Oddawana jest ona w tym, że losowany jest z pierwszego koszyka, ale to wciąż nie jest najbardziej sprawiedliwy format. Niestety, w tej sytuacji nie ma sprawiedliwych rozwiązań, a to – poza tym, że daje możliwości odbicia się finansowo – wydaje się też wyjątkowo ekscytujący.
Poza formatem rozgrywek pod dyskusję poddanych zostanie jeszcze kilka kwestii. Między innymi potencjalna możliwość poszerzenia składów o kilku zawodników. Powrót po przerwie może być ciężki fizycznie dla koszykarzy, więc być może rozsądnie będzie pozwolić trenerom stosować szerszą niż zazwyczaj rotację. We wznowionych już niektórych ligach piłkarskich dość szybko pojawił się problem urazów i zapewne także NBA nie pozostanie od tego wolna. Problem polega oczywiście na tym, że na takim quasi-playoffowym etapie trenerzy mają raczej tendencję do zawężania rotacji i korzystania w większym stopniu z najlepszych zawodników.
Oczywiście możliwości ułożenia tego jest znacznie więcej – te zaproponowane przez Cubana i zasygnalizowane przez Wojnarowskiego to tylko przykłady, pozwalające uzmysłowić sobie, przed jak ciekawym momentem w historii NBA stoimy. Trzeba pamiętać, że nie jest to do końca historia jednego sezonu – reperkusje będą odczuwalne w przyszłości. Dokończenie sezonu ma – według doniesień – potrwać nie dłużej niż do początku listopada. Wszystko po to, by móc rozpocząć sezon 2020/21 w grudniu. Przy takiej obsuwie nie ma możliwości, by wystartować klasycznie w październiku. A skoro przyszły sezon rozpocznie się w grudniu, to jak rozpocząć sezon 2021/22 znów w październiku? Skrócić sezon? Skrócić wakacje? Bardzo możliwe, że zostaniemy przy grudniowym starcie sezonu NBA i będziemy musieli przywyknąć do myśli, że nasza ulubiona liga gra w czasie wakacji.