Noc sędziów w Oakland, Celtics zatrzymali Giannisa!

Noc sędziów w Oakland, Celtics zatrzymali Giannisa!

Warriors prowadzą z Rockets 1-0, jednak nie obyło się bez kontrowersji ze strony sędziów. Tym czasem Celtics sprawili niespodziankę i zatrzymali Giannisa Antetokounmpo – rękoma Ala Horforda.


Celtics – Bucks – 112:90 (1-0)
Rockets – Warriors 100:104 (0-1)


Pamiętacie jak Zaza Pachulia, jeszcze w barwach Warriors, doprowadził do kontuzji Kawhi Leonarda, jeszcze w barwach Spurs, lądując mu pod nogami przy bronieniu jego rzutu? Było to dosyć dawno, ale historia wraca na ustach wielu fanów i widzów po meczu numer jeden Warriors z Rockets. Mistrzowie wiedzą, że to James Harden jest dla nich największym zagrożeniem. Mają tego tak dużą świadomość, że Klay Thompson kryje swojego oponenta bardzo blisko. Właściwie tak blisko, że kiedy ten wyskakuje do rzuty, Klay wchodzi pod jego nogi. Co na to sędziowie?

https://www.dailymotion.com/video/x76vmnp

No w sumie to nic. Przepisy dosyć jasno stanowią o tym, że takie podchodzenie pod nogi rzucającego jest zabronione. Wynika to przede wszystkim z faktu, że stanowi to duże zagrożenie dla zdrowia rzucającego – o skręcenie, czy nawet złamanie, bądź inną poważną kontuzję w takiej sytuacji bardzo łatwo. Jak przyznał po meczu trener Mike D’Antoni, w przerwie sędziowie przyszli do niego wytłumaczyć się z tej sytuacji – a właściwie z tych kilku sytuacji:

„Po prostu przyszli w przerwie i przyznali, że przeoczyli te gwizdki. Że przegapili cztery – tam było z 12 fauli przy rzutach.”

To samo przyznał James Harden:

„Powiedziano mi w przerwie dokładnie to samo. Było prawdopodobnie jeszcze kilka takich sytuacji w drugiej połowie. Wiecie, chciałbym po prostu równych szans.”

James Harden i tak skończył z dorobkiem 35 punktów, będąc najlepszym strzelcem w zespole. Okrasił je 4 zbiórkami i 6 asystami, ale też skutecznością na poziomie zaledwie 9/28 trafionych rzutów z gry i 4/16 rzutów za trzy. Wynika to w dużej mierze z agresywnej obrony Warriors – czasem zakrawającej o nieczystą. Pomimo tego Rockets utrzymywali się w grze do samego końca i dopiero sama końcówka – a właściwie Steph Curry w samej końcówce rozstrzygnął wynik meczu. Na 40 sekund przed końcem Harden minął Thompsona i trafił layup z faulem, przybliżając Rakiety na dwa punkty do Warriors. Na tablicy widniał wynik 100:98, wtedy piłkę do rąk dostał Steph Cury, który w wyniku błędu obrony Rakiet miał możliwość zagrania 1 na 1 z Nene. Zgadnijcie, co się stało:

Jams Harden trafił jeszcze z góry, a potem CP#3 przejął piłkę od Duranta i Harden oddał jeszcze rzut za trzy – ten niestety okazał się niecelny. Piłkę zebrał jednak Chris Paul, który… popełnił stratę. Jego złość spowodowała faul techniczny i rzut wolny dla Warriors. To był już koniec meczu.

źródło:YouTube/Bleacher Report

Choć na koniec to Steph Curry okazał się bohaterem, to holistycznie patrząc, nie był to jego mecz. W 37 minut zdobył 18 punktów, 7 zbiórek i 4 asysty, trafił tylko 5/12 rzutów z gry, w tym 3/10 za trzy, no i przede wszystkim nie radził sobie w obronie, co poskutkowało problemem z faulami – w pewnym momencie miał już na koncie 5 i musiał grać bardzo ostrożnie. Ofensywną maszyną pociągową zespołu był za to Kevin Durant, który dostawał wiele okazji do gry w izolacji, co najwidoczniej mu odpowiadało – zdobył 35 punktów, 5 zbiórek i 3 asysty.

Nie był to najpiękniejszy mecz – poza ilością nieodgwizdanych przewinień, było to po prostu mocno ukierunkowane na zatrzymanie rywali starcie – bez ofensywnych fajerwerków. W tym kontekście bardzo dobrze spisał się Draymond Green, który zdobył 14 punktów, 9 zbiórek i 9 asyst, oraz Andre Iguodala, który wyszedł w pierwszej piątce by pilnować Jamesa Hardena. Mimo defensywnych zadań zdobył on aż 14 punktów, trafiając 6/7 rzutów z gry. Z drugiego szeregu Rockets wyróżnił się natomiast Eric Gordon, który zdobył 27 oczek, trafiając przeciętne jednak 4/13 za trzy. Trzeba też pochwalić PJ Tuckera, który zdobył co prawda 0 punktów, kryjąc Duranta pozwolił mu na aż 35 punktów, ale mimo wszystko robił niezłą robotę w obronie – gdyby nie on, moglibyśmy oglądać kolejny mecz KD na 50 punktów. Zupełnie odwrotnie wypadł dziś Clint Capela, który najgorszym w zespole wskaźnikiem plus/minus na poziomie – 17 udowodnił trochę, że w tej akurat serii może nie być kluczowym elementem.


No i niespodzianka – Celtics nie dość, że wygrali z Bucks w pierwszym meczu w Milwaukee, to jeszcze wygrali wysoko i pewnie. Boston od początku przejawiał inicjatywę, w drugiej kwarcie prowadząc już różnicą 15 punktów. Bucks stać było jednak na zryw i wyjście na niewielkie prowadzenie jeszcze przed zmianą połów, kiedy to zaliczyli run 15:0. W trzeciej kwarcie jednak Celtics wrócili na swoje obroty i przed ostatnią odsłoną meczu cieszyli się już z prowadzenia różnicą przeszło 20 oczek. Czwarta kwarta była formalnością.

Skąd taka dominacja? Celtics podeszli do tego meczu świetnie przygotowani taktycznie – zwłaszcza jeśli chodzi o defensywną stronę parkietu. Przede wszystkim – udało się zatrzymać Giannisa Antetokounmpo. Lider Bucks skończył mecz z dorobkiem 22 punktów i 8 zbiórek, ale trafił tylko 7/21 rzutów z gry i miał ogromny problem z dostaniem się w strefę podkoszową. Świetną robotę w tym zakresie wykonał cały zespół, odpowiednio rotując przy próbach wejścia Giannisa pod kosz, ale wyróżnić trzeba jedną postać i jest nią oczywiście Al Horford.

źródło:YouTube/Bleacher Report

Bucks generalnie mieli problem z dostaniem się pod kosz, a ich rzut z dystansu nie jest najmocniejszą bronią. Poza kilkoma zawodnikami (Antek 3/5, Middleton 3/4, Mirotic 3/4), zawodnicy z Milwaukee pudłowali zza łuku strasznie. Wyłączając wymienioną wcześniej trójkę, zespół złożył się na skuteczność 4/30 z dystansu. Celtics natomiast trafili łącznie 13/31 rzutów za trzy, co daje dobre 42% (Bucks łącznie 33%), trafiając też bardzo dobre 54% rzutów z gry, przy zaledwie 34% Bucks. Liderem punktowym zwycięskiej ekipy był oczywiście Kyrie Irving, który zdobył 26 punktów, 7 zbiórek i 11 asyst.