Milwaukee znów silniejsi od Nets, popisy braci Ball

Milwaukee znów silniejsi od Nets, popisy braci Ball

Milwaukee Bucks potwierdzili, iż ostatnie zwycięstwo z Brooklyn Nets to nie był przypadek i dzisiaj powtórzyli ten wyczyn, mimo tego, że tym razem znacznie lepiej zagrał Kyrie Irving (38 pkt). Wspólnie z Kevinem Durantem (32/9/6) nie byli oni jednak w stanie zatrzymać Giannisa Antetokounmpo (36/12) i przegrali 118-124:

Greek Freak w dwóch starciach z rywalem z Brooklynu zanotował aż 85 punktów:

Fantastyczną formę złapał Tim Hardaway Jr. Obrońca Mavs ustanowił tym razem nowy rekord klubu, trafiając aż 10 trójek (na 18 prób), a jego 36 punktów pozwoliło pewnie pokonać Miami Heat 127-113:

Bardzo dobrze dysponowany Fred VanVleet (27/13) nie uchronił Raptors od porażki z mocniejszym rywalem, jakim bez wątpienia są w tym sezonie Los Angeles Clippers. LAC wygrali 105-100, a Pascal Siakam nauczył się nie skakać do Ivicy Zubaca:

Charlotte Hornets wygrali z Detroit Pistons 102-99, w czym główna zasługa LaMelo Balla. Młody rozgrywający pokazał, że po kontuzji nadgarstka nie ma już śladu i zdobył 23 pkt 7 zb 6 ast, w tym takie, który nie powstydziłby się sam Magic Johnson:

Buddy Hield zaliczył swoje 7 double-double w karierze z 18 pkt i 11 zb, co pomogło Kings pokonać 103-99  OKC Thunder, w barwach których jedynie Darius Bazley stanął na wysokości zadania (24/11):

Cleveland Cavaliers zmusili Phoenix Suns do dogrywki, w czym główny udział miał duet Isaac Okoro (32 pkt) i Collin Sexton (29/7/7).

Niestety dla Cavs w Phoenix gra jeszcze lepszy duet w osobach Devina Bookera (31 pkt) i Chrisa Paula (23 pkt 16 ast i 0 strat), dając Suns zwycięstwo 134-118:

Słońca dosłownie zgniotły rywali w dogrywce (20-4), czego kwintesencją był ten wsad Camerona Johnsona:

Po fatalnym występie wczoraj, dzisiaj Lonzo Ball w pełni odkupił swoje winy. Rozgrywający  wyrównał rekord kariery trafiając 33 pkt (w tym 7 trójek), a swoim rzutem w końcówce pomógł wygrać New Orleans Pelicans 108-103 z Golden State Warriors:

Wszystko to mimo występu na poziomie Stephena Curry’ego, który swoimi rzutami dzisiaj zgasił na chwilę światło rywalom: