Metamorfoza San Antonio Spurs – Aldridge zaczął siekać trójki!
Zauważyliście, co się stało w ostatnim czasie z San Antonio Spurs? Wygrali dwa mecze z rzędu z trudnymi rywalami – Bucks i Celtics – wcześniej przegrywając mecz z Bucks na wyjeździe, jednak w każdym z tych spotkań zdobyli ponad 120 punktów.
Podwajamy bonus z PZBUK – nawet 500 zł!
Już pod koniec grudnia zdarzały im się takie występy, jak 136 punktów przeciwko Pistons, czy 145 punktów przeciwko Grizzlies. Zaskakująco mają obecnie 8. najlepszy atak w całej NBA (110,8 punktu/100 posiadań), a od świąt są drugą najlepszą ofensywą tylko za Utah Jazz. Co się stało, że podopieczni Gregga Popovicha zaczęli nagle zdobywać punkty?
To się stało, że w swoim czternastym sezonie w NBA, LaMarcus Aldridge zaczął w końcu rzucać trójki – i trafia je na świetnej skuteczności! Już w swoim ostatnim sezonie w Portland (2014/15) zaczął swoją przygodę z rzutem z dystansu, kiedy to oddawał 1,5 próby na mecz, trafiając w tym sezonie łącznie więcej trójek, niż przez całą swoją wcześniejszą karierę. Po przejściu do Spurs jednak trend się odwrócił – w pierwszym sezonie w Teksasie nie trafił ani jednej trójki, wpisując się w ofensywną maksymę Popovicha „trójka tylko ze 100% wolnej pozycji”. Od kilku meczów coś się jednak zmieniło w nastawieniu LaMarcusa. Do Świąt Bożego Narodzenia trafił łącznie 14 trójek, co jak na niego nie było złym wynikiem – w końcu najczęściej nie trafiał tyle nawet w całym sezonie. Pod choinką musiał jednak znaleźć coś wyjątkowego, co pomogło mu w przełamaniu się strzelecko – od tego czasu trafiał kolejno 1/2 z Mavs, 5/6 z Pistons (!), 1/3 z Warriors, 4/4 z OKC, 4/7 z Bucks, 2/3 w kolejnym meczu z Bucks, 1/5 z Celtics i 5/9 minionej nocy z Grizzlies. Daje to 23 trafione trójki w ośmiu meczach i to trafione na blisko 60% skuteczności!
Trójki Aldridge’a wcale jednak nie przekładają się na wynik 1:1. LaMarcus sam nie zdobywa o wiele więcej punktów na mecz – właściwie notuje zaledwie 18,5 punktu we wspomnianym wyżej okresie 8 meczów na niesamowitej skuteczności. Nastawienie Aldridge’a sprawia jednak, że całej reszcie zespołu gra się inaczej. Spójrzmy na to przez pryzmat wygranego wysoko meczu z Celtics, w którym sam Aldridge zdobył tylko 13 punktów, trafiając 1/5 rzutów zza łuku.
Przy tej zasłonie granej z Patty Millsem, klasyczny LMA prawdopodobnie nie wyszedłby za linię rzutu za trzy, tylko pozostał mniej więcej na odległości, na której znajduje się w czasie stawiania zasłony:
Dzieje się natomiast inaczej – Aldridge wykonuje dodatkowy kroczek, wychodząc za linię za trzy. Broniący Enes Kanter staje się trochę bezradny, z jednej strony nie będąc w stanie zajść do pomocy pod kosz, z drugiej będąc też za daleko od Aldridge’a, który gdyby dostał teraz piłkę na obwodzie, miałby otwartą pozycję:
Ilość trafionych czy oddanych trójek to jedna sprawa. Drugą, znacznie ważniejszą, jest fakt, że Aldridge w ogóle wychodzi na pozycje obwodowe. Te symboliczne dwa kroczki robią dużą różnicę w grze. Z resztą zwróć uwagę, że na kadrze wyżej cała czwórka zawodników bez piłki stoi szeroko za linią trójki. Tak „współczesne” obrazki rzadko pojawiały się wcześniej w San Antonio.
Tutaj z kolei DeMar DeRozan wchodzący pod kosz:
Ulubiona klepka Aldridge’a to ta na lewym półdystansie. Tutaj jednak postanowił się cofnąć, wychodząc na zerówkę. Jako że gra na pozycji nominalnego centra, jego obrońca często – jak w tym przypadku – nie wyjdzie za nim w obronie tak wysoko. W następstwie tej akcji Aldridge dostał piłkę na czystej pozycji strzeleckiej. Akurat tego rzutu nie trafił, ale wypracował go sobie jednym kroczkiem w tył.
Kolejny raz DeRozan wchodzi pod kosz, tym razem po zasłonie Aldridge’a:
Nagle okazuje się, że na parkiecie są Lyles, Forbes i Murray, z których każdy grozi rzutem z dystansu i rozciąga grę. Do nich dołącza Aldridge, sprawiając, ze DeRozan z piłką jest jedynym graczem w środku. Chyba nigdy w swojej karierze nie miał on tyle miejsca co w ostatnich kilku meczach, co widać też po jego grze. W przeciągu ostatnich ośmiu meczów zdobywa średnio 28,5 punktu, trafiając ponad 61% rzutów z gry! Robi to wrażenie na tle 20,8 punktu na mecz i nieco ponad 50% skuteczności we wcześniejszych 29 meczach. Statystycznie to właśnie DeMar DeRozan, a nie sam LaMarcus Aldridge, zyskał na zmianie stylu gry przez Aldridge’a. Sam DeRozan nie zmienił w swojej grze wiele. To otoczenie zmieniło zmieniło się tak, że byłemu zawodnikowi Raptors gra się łatwiej.
Od kiedy tylko sparowano LaMarcusa Aldridge’a z DeMarem DeRozanem mówi się, że ciężko jest grać, kiedy twoich dwóch najlepszych graczy nie rzuca za trzy. Jeśli dwóch graczy oddaje ponad 30% rzutów całego zespołu (jak to ma miejsce w przypadku Spurs), a żaden z nich nie gr0zi rzutem z dystansu, to ich krycie staje się proste. Przede wszystkim dlatego, że aż dwóch obrońców – tych dobrych, oddelegowanych do krycia najlepszych – nie musi wychodzić wysoko i zawsze będą w stanie stworzyć tłok pod koszem. Wystarczyło jednak, by jeden z nich cofnął się o kroczek i wszystkim gra się łatwiej. Czy poszły za tym zwycięstwa? Cóż, od Świąt Spurs mają bilans 4-4, ale należy pamiętać, że grali w tym czasie z Dallas, Bostonem i dwa razy z Milwaukee. Dwa z tych czterech trudnych meczów wygrali. Koniec końców to przecież ten sam zespół, który zaczął sezon 7-13 i potrafił przegrać osiem spotkań z rzędu. Teraz z bilansem 16-21 zajmują 9. miejsce, z procentem wygranych prawie identycznym jak Grizzlies na 8. miejscu. Walka o Playoffy jest więc w ich zasięgu, a jeśli do końca sezonu utrzymają nowy ofensywny rytm, powinno się udać.
źródło:YouTube/Smart Highlights