Marek Popiołek: Esencja mądrej pracy trenerskiej

Marek Popiołek: Esencja mądrej pracy trenerskiej

Marek Popiołek: Esencja mądrej pracy trenerskiej
Marek Popiołek / foto: Mateusz Słodkowski/KGS Arka

Przyszedł do rezerw WKS Śląska Wrocław w momencie, kiedy drużyna miała zaledwie dwie wygrane i siedem porażek. Od tamtej pory udało się wyjść zwycięsko z czterech na sześciu meczów. O tym, co jest esencją mądrej pracy trenerskiej i pomysłach na pierwszoligowy zespół mówi trener Marek Popiołek.

Pamela Wrona: Gdy trener jeszcze przed podjęciem pracy we Wrocławiu analizował potencjał zespołu oraz to, co najbardziej potrzebuje, to jakie były pierwsze wnioski?

Marek Popiołek, trener WKS Śląska II Wrocław: Kiedy patrzyłem na drugą drużynę Śląska, to co mi się podobało to potencjał atletyczny wielu graczy. Podobało mi się, że jest w zespole sporo energii oraz parametry fizyczne, motoryczne i wzrostowe poszczególnych zawodników są na wysokim poziomie i predysponują do tego, by wielu z nich w przyszłości grało na poziomie ekstraklasy.

Dostrzegałem jednak pewne problemy, takie jak kreowanie pozycji strzeleckich i tworzenie zagrożenia ofensywnego przede wszystkim na pozycjach obwodowych. Kiedy wiedziałem, że dostępny jest koszykarz jak Filip Stryjewski, z którym znamy się z pracy w Starogardzie Gdańskim, to zasugerowałem, że warto przedyskutować sprowadzenie go do drużyny. Okazało się, że klub równoległe sam dochodził do podobnych wniosków.

Drugą rzeczą było ściągnięcie obcokrajowca o innej jakości i o innym profilu. Zależało mi na tym, aby był to zawodnik, który będzie mógł uzupełniać się z Filipem Stryjewskim, a także będzie ograny w Europie. Transfer był robiony szybko, trzeba było wejść do zespołu z marszu, zatem trudno oczekiwać, by ktoś ze znikomym doświadczeniem w Europie mógł wpłynąć pozytywnie na drużynę.

Zmiany były nieuniknione, jeżeli klub chciałby przybliżyć się do realizacji celu i utrzymać się w rozgrywkach. Jeśli ma się swoją wizję prowadzenia zespołu, czy zawsze da się ją odpowiednio przełożyć, gdy przejmuje się zespół, a nie buduje od początku według własnej myśli?

Zawsze uważam, że trener powinien bazować na tym co ma w zespole i tworzyć system defensywny oraz ofensywny pod to co w nim jest, a nie odwrotnie. Odwrotnie jest to robić trudniej. Nie chcę porównywać pracy, kiedy można cały zespół skonstruować po swojemu, ale rzadko jest tak, że trenerzy mają pełną swobodę działania i mogą to robić bez żadnych ograniczeń.

Przechodząc do specyfiki przejmowania zespołów, mam już w tym względzie jakieś doświadczenie, bo już trzeci raz w karierze przejmuję drużynę w trakcie trwania rozgrywek, ale każda z tych sytuacji była zupełnie inna. W Starogardzie Gdańskim przejmowałem zespół w momencie, kiedy okienko transferowe było już zamknięte, więc musiałem dostosować swoją wizę pod zespół, który wtedy miałem. W Legii Warszawa robiłem to z pozycji byłego asystenta trenera, dlatego było to co innego. Poznałem wszystkie problemy zespołu i następnie zaproponowałem, nad czym można pracować.

We Wrocławiu było inaczej. Przychodziłem do miejsca, gdzie jeszcze można było dokonać zmian personalnych, które wspólnie ustaliliśmy i następnie zrealizowaliśmy. Pragnę podziękować klubowi za to, że w tym zakresie działali bardzo profesjonalnie i sprawnie, ponieważ szybko udało się dopiąć transfery i otrzymałem ich pełne wsparcie.

Zwykle w pracy trenerskiej jest też tak, że trenerzy mają swój ulubiony system defensywny, system wprowadzanych zagrywek ofensywnych, możemy mieć założenia, do których jesteśmy przekonani i których nam jest łatwiej nauczyć zawodników, jednak przede wszystkim należy dostosować swoją wizję do personaliów, jakie ma się w zespole. W moim przekonaniu to jest ta esencja mądrej pracy trenerskiej.

To oddzielny temat do rozmowy i materiał na długą i ciekawą dyskusję. Jeżeli buduje się zespół samemu, ma się na sobie bardzo dużą odpowiedzialność za podejmowanie decyzje. Trenerzy są z nich bardzo często i szybko rozliczani. Pierwsza liga ma trochę inną specyfikę niż PLK, gdzie jest mniej cierpliwości niż w pierwszej lidze.

Z drugiej strony, wchodząc do zespołu w trakcie sezonu masz inną pozycję, bo sprowadzono cię po to, by dać ci możliwość wprowadzić tam swój styl pracy. Otrzymuje się na początku swój kredyt zaufania do działania i jeśli dobrze się go wykorzysta, to ma się jasną pozycję w klubie, jeśli wyniki się poprawia i łatwiej się pracuje.

Każda praca trenerska jest trudna, ale nie chodzi o to, by stawiać trenerów w roli osób poszkodowanych. Konkurencja jest zażarta, rywalizacja jest wyrównana niezależnie od tego, czy jest to PLK czy pierwsza liga. Obserwujesz od lat i widzisz, jak wygląda choćby w tym sezonie, gdzie nie ma żadnego słabeusza skazanego na spadek. Wszyscy do końca będą bardzo mocno walczyli o to, aby się utrzymać. Liga jest bardzo wyrównana, jak to niektórzy mówią – spłaszczona – i jeden czy dwa mecze mogą wiele zmienić i nie chodzi tylko o walkę o utrzymanie, a o walkę o play-off i lepsze rozstawienie, ale do tego jeszcze daleka droga.

Wyzwaniem jest, by pogodzić wynik sportowy i cel z rozwojem poszczególnych koszykarzy, zwłaszcza w takim miejscu jak WKS Śląsk Wrocław?

Bez poprawy indywidualnej jakości zawodników, nie jest możliwe zrealizowanie celu sportowego. Profil drużyny, którą obecnie prowadzę, oparty jest na młodych i utalentowanych graczach, którzy powinni robić postępy. Zwykle w składzie meczowym mamy ośmiu młodzieżowców. To dużo i większość graczy jest bardzo młoda. Przychodząc tutaj do pracy dostałem dwa cele: utrzymać zespół w lidze oraz poprawiać grę zespołu. A żeby to się udało, należy poprawiać grę poszczególnych zawodników i pracować z nimi indywidualnie.

Mamy do tego dobre warunki, bo nie pracuję sam, tylko mam obok szeroki sztab. Trener Maksym Papacz zajmuje się treningiem indywidualnym, jest jeszcze trener Maciej Maciejewski i motoryk Krystian Traczyński. Mamy także wsparcie fizjoterapeutów z pierwszej drużyny. Podchodzimy do tego w ten sposób, że zespół trzeba rozwijać indywidualnie i mieć na każdego pomysł. Nie można działać obok siebie, tylko wszyscy powinni uzupełniać się i ze sobą współgrać.

Młodzi koszykarze zdają sobie sprawę z tego, że jeżeli chcą dojrzeć do profesjonalnej i zawodowej koszykówki, grać w dobrych polskich klubach lub reprezentacji kraju, to muszą robić rzeczy, które przekładają się później na wygrywanie, a co za tym idzie, docenianie ich na rynku. Dawanie komuś
czegoś na wyrost lub na zachętę rzadko kiedy może doprowadzić do sukcesu. Także oni muszą ciężko pracować, rywalizować o swoje minuty i pokazywać na parkiecie swoją przewagę.

Co było najbardziej przekonujące w tej propozycji współpracy?

Zdecydowałem się na tę współpracę dlatego, bo przekonał mnie pomysł sportowy. Przez kilka miesięcy nie pracowałem jako trener, ale nie znajdowałem się w sytuacji, w której siedziałem na kanapie i nerwowo sprawdzałam telefon, czy już mi ktoś coś zaproponuje. Miałem bardzo ciekawe zajęcie, bo komentowałem mecze w Polsacie. Lubię to robić i cenię sobie tę możliwość. Wobec tego nie musiałem na siłę szukać pracy jako trener.

Natomiast myśląc o tym, że wciąż jestem młodym trenerem, który potrzebuje nowych doświadczeń i rozwijania się jako trener, miałem świadomość, że najlepiej jest po prostu jako trener pracować. Miałem przedtem inne zapytania i wstępne oferty, choćby z pierwszej ligi, ale przekonałem się dopiero do oferty WKS Śląska ze względu na to, o czym mówiłem wcześniej: młodzi gracze, którzy kiedyś mogą stanowić o sile PLK bądź kadry narodowej i czymś ciekawym jest pracować z takim zespołem i go rozwijać oraz jednocześnie sprawdzić się na rynku pierwszoligowym.

Z klubem jesteśmy umówieni tak, że mój kontrakt jest gwarantowany do końca obecnego sezonu i na tym się koncentrujemy. Jeżeli będziemy zadowoleni ze współpracy, przypuszczam, że podejmiemy rozmowy, aby ją dalej kontynuować. Osobiście, podoba mi się we Wrocławiu, a WKS Śląsk bardzo cenię jako klub i w mojej ocenie jest to bardzo dobre miejsce do pracy. Nie wybiegam jednak daleko w przyszłość, bo przede wszystkim musimy zrealizować cel, jaki został postawiony na ten sezon. I myślę, że w zależności od tego, jak się zakończy, będziemy rozmawiali ewentualnie o kolejnym.

Jak znalazł się trener za mikrofonem?

Komentowanie zrodziło się zdecydowanie z pasji. Lubię pracę w koszykówce i w tej chwili zajmowałem się nią na różnych płaszczyznach. Już kiedyś pracowałem w niższych ligach, PZKosz, reprezentacji Polski, w telewizji i jako trener. Praca w koszykówce, ale w różnych rolach jest ciekawa i to moja pasja.

Natomiast rzadko ma się okazję, a chciałbym podziękować moim kolegom z Polsatu, że dostrzegli we mnie predyspozycji do sprawdzenia się w roli komentatora. Marcin Muras, Adam Romański i Marian Kmita stworzyli warunki do tego, abym w różnych momentach swojej kariery mógł realizować się w Polsacie. Nigdy nie wiadomo, może jeszcze będę tam wracał, bo ta praca naprawdę mi się podoba.

Uczestnictwo w meczu z takiej perspektywy musi być innym doświadczeniem, pokazującym koszykówkę z innej strony.

Taka praca musza do tego, by śledzić dokładnie to, co dzieje się w różnych ligach, bo miałem okazję komentować mecze naszej ekstraklasy, europejskie puchary czy nawet ligę włoską. To otwierające oczy doświadczenie, aby śledzić różne style grania, różne drużyny i to, co dzieje się w całej Europie.

Może czasami komuś wydaje się, że wracam do tej kanapy, na której czasami siedzimy i oglądamy jakieś sportowe zmagania. Łatwo wówczas komentować trenera, zawodników, ale i komentatorów. Nie jest trudno usłyszeć jakąś pomyłkę, nie mówiąc o pracy przy linii bocznej, gdzie wszystko dzieje się bardzo szybko, ale jeśli chcesz być dobrym komentatorem to musisz przystosować się do tego, że jest to wymagające i trzeba być skoncentrowanym, posiadać zdolności kojarzenia faktów i składnie się wypowiadać. To niełatwe być w czymś dobrym i najlepsi komentatorzy mają duże umiejętności w tym co robią i potrafią wzbogacać widowisko sportowe.

Od momentu przejęcia zespołu, po dwóch pierwszych porażkach udało się odnieść cztery wygrane z rzędu. Można być zadowolonym z procesu, jaki zaczął zachodzić w drużynie?

Obiektywnie i na chłodno byłem zadowolony nawet z tych dwóch pierwszych przegranych meczów. Nie oczywiście dlatego, że były to nikłe porażki, bo z takich się nie cieszę i nie wprowadzam mentalności, aby być zadowolonym z niskiej porażki na wyjeździe. Miałem świadomość, że jeśli zagralibyśmy odrobinę mądrzej, powinniśmy przywieźć co najmniej jedno zwycięstwo. Myślę, że trudne mecze rozegrane w ten sposób podczas krótkiej przerwy – dzień po dniu – były dobrym prognostykiem na to, że zespół jest bardzo zaangażowany i w krótkim czasie potrafił poprawić swoją grę. Potrzebowaliśmy pracować dalej, postawić kropkę nad „i” i zacząć się przełamywać i zacząć wygrywać.

Jestem bardzo zadowolony z serii czterech zwycięstw, ale z perspektywy całego sezonu to niewiele oznacza, bo tych meczów będzie jeszcze bardzo dużo. Koncentrujemy się na tym, aby każdy kolejny dzień, trening, sesję wideo i mecz wykorzystywać do tego, by poprawiać się indywidualnie. Miałbym ogromną satysfakcję w przyszłości, jeśli widziałbym któregoś z młodych zawodników na o wiele wyższym poziomie, wiedząc, że razem ze sztabem mogliśmy dołożyć małą cegiełkę do jego rozwoju.

Ale żeby widzieli te postępy i byli dostrzegani, potrzebne są dobre wyniki zespołu. Pracujemy z dużą pokorą. Każdy mecz w pierwszej lidze jest naprawdę trudny. Liga jest bardzo wyrównana. Czekają nas niebawem mecze z Bydgoszczą i Tychami. To poważne wyzwania, musimy pracować z odpowiednim nastawieniem i optymalnie się przygotowywać do każdego kolejnego meczu.